„Czas polowania” - recenzja
Dodane: 22-08-2019 20:02 ()
Poznajcie Warrena. Nasz bohater zaczyna dzień od pobudki w barłogu, w mieszkaniu, którego nie sprzątano od lat. Spelunie tak zapuszczonej, że niemalże czuć przez ekran unoszący się odór czy lepkość blatu. Zamiast porannej kawy od razu sięga po butelkę, której akurat nie skończył zeszłej nocy. W pewnym sensie musi – prowadzi taki tryb życia od lat, więc gdy zaczyna trzeźwieć, pojawiają się drgawki. Po otrzymaniu ważnej wiadomości Warren wyrusza jeepem do Meksyku. Gdy skromne fundusze kończą się w mieścinie zwanej Bedford Flats, zaczynają się prawdziwe problemy.
Bardzo rzadko mam okazje obejrzeć przemyślane filmy. W tej mojej definicji mieszczą się wszystkie historie, które trwają dokładnie tyle, ile powinny. W fabule których umieszczono tyle podpowiedzi i ukrytych informacji, że spostrzegawczy i uważny widz tylko czeka, aż wystrzeli strzelba z pierwszego aktu. A przede wszystkim akcje powodują reakcje, a bohaterowie myślą.
Choć w filmie pojawia się wiele postaci, nie rozpoznałem ani jednego aktora. Nie jest to bynajmniej zarzut – wszyscy grają naprawdę świetnie. Naturalne dialogi doskonale budują klimat opowieści. „Czas polowania” to jeden z tych filmów, w których ciężko utożsamiać się z głównym bohaterem czy mu kibicować. Jedna patologia ściera się tu z inną patologią, a każdy ma swoje grzechy na sumieniu. Warren zdecydowanie powinien przestać pić, ale nasuwa się pytanie, czy trzeźwość nie zabije go szybciej?
Bedford Flats przypomina trochę wioski popegeerowskie – niegdyś tętniąca życiem mieścina (najpopularniejszym zawodem było myślistwo) wydaje się skurczona i nadgryziona zębem czasu. Życie toczy się tu powoli, każdy zna każdego. Wolny czas spędza się w barze czy leżąc na dachu przyczepy kempingowej, słuchając starych przebojów. Można z nostalgią powspominać, że „kiedyś to było, panie”. Nie dziwi zatem, że niektórych mierzi obecność takiego degenerata jak Warren.
Nastrój filmu doskonale buduje sceneria. Mamy ujęcia z lotu ptaka oraz kadry będące przerywnikami między scenami, pokazujące spękane równiny, łańcuchy górskie czy rozpadające się powoli miasto. O ile w filmach grozy bohaterów często umieszcza się w klaustrofobicznych lokacjach, jak zamknięte budynki czy statki kosmiczne, o tyle tutaj to przestrzeń i pustka są głównym problemem, zwłaszcza gdy nie ma się przy sobie nawet dolara.
„Czas polowania” to film brudny i brutalny – już otwierająca scena pokazuje, z czym będziemy mieli do czynienia. Nie chodzi o rozlaną krew czy epatowanie przemocą, czy jej gloryfikowanie. Bliżej filmowi do nowoczesnego westernu. Po zmianie niektórych elementów z powodzeniem można by tę samą historię osadzić w niedalekiej przyszłości (jak w Mad Maxie). Nie brakuje zwrotów akcji, a zakończenie jest co najmniej zadowalające. W sumie przyczepiłbym się może do dwóch motywów (scena z nabojem do strzelby to jedna z nich), ale poza tym to kawał mocnego kina. Jeżeli macie półtorej godziny i lubicie filmy o ludziach twardych i upartych, ale takich bez aureoli nad głowami – bardzo polecam (inne podobne to Bad Batch czy Rover).
Ocena: 8/10
Tytuł: Czas polowania
Reżyseria: Joe Dietsch, Louie Gibson
Scenariusz: Joe Dietsch, Louie Gibson
Obsada:
- Martin Dingle Wall
- Ken Lally
- Kenny Wormald
- Connor Williams
- Gary Sturm
- Jeremy Lawson
Muzyka: Rhyan D'Errico, Simon H. Jay
Zdjęcia: Joe Dietsch
Montaż: Joe Dietsch, Louie
Charakteryzacja: Michelle Sfarzo
Scenografia: Mark Alan Diaz
Czas trwania: 90 minut
Dziękujemy dystrybutorowi Kino Świat za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus