„Gdyby ulica Beale umiała mówić” - recenzja wydania DVD

Autor: Ewelina Sikorska Redaktor: Redakcja

Dodane: 06-08-2019 10:07 ()


Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.

(frag. 1 Kor, 13, 1-13)

Zastanawia Was z pewnością, co u licha robi najbardziej cytowany i wykorzystywany zarówno w życiu (ach te śluby!), jak i popkulturze fragment z Pisma Świętego? Choć wielu uważa go za mocno wyświechtany, to idealnie sprawdza się dla mnie jako kwintesencja tego, co chciał nam przekazać Barry Jenkins (Moonlight, serial Drodzy biali!) w swoim najnowszym filmem Gdyby ulica Beale umiała mówić.

Gdyby ulica Beale umiała mówić to czysta poezja na ekranie. Tym razem reżyser serwuje nam przepiękną historię miłosną w czasach nierówności rasowych Ameryki lat 70, bazującą na powieści Jamesa Baldwina. Przewodniczką tej historii Jenkins czyni Tisch Rivers, 19- latkę, Afroamerykankę, na którą jednocześnie spadają dwie rzeczy: niespodziewana ciąża i aresztowanie narzeczonego, oskarżonego o brutalny gwałt, którego nie popełnił. I właśnie oczami tej dziewczyny, młodej kobiety, widzimy zarówno walkę o wolność dla jej niesłusznie zatrzymanego ukochanego jak też najbliższe otoczenie: rodzinę i tytułową ulicę Beale w dzielnicy Harlem, w Nowym Yorku, zamieszkałą w większości przez czarnoskórą społeczność, która w odpowiedzi na wszech otaczający ich rasizm ze strony białych Amerykanów i społeczną niesprawiedliwość, nauczyła się sobie pomagać i wspierać nawzajem. A to wszystko przeplatanie wspomnieniami Tish z początków znajomości z Alonzo “Fonnym” oraz ich największymi chwilami szczęścia, jakie zdążyli ze sobą przeżyć.

Jednocześnie będąc miłosnym poematem: zarówno o pierwszej, młodzieńczej, wielkiej miłości jak też innych obliczach miłości przejawiającej się jako miłość rodziców do dzieci i wsparcia naszych bliskich w najtrudniejszych chwilach, Gdyby ulica Beale umiała mówić to film, który na drugim planie, nieoczekiwanie dla siebie, porusza mocno bardzo uniwersalny temat nadużyć władzy, walki jednostki z niesprawiedliwym i przekupnym systemem. Podczas seansu widzimy jak jedno kłamstwo czy fałszywe oskarżenie może zniszczyć życie niewinnego człowieka oraz jego plany na przyszłość. Równocześnie film Jenkinsa staje się niejako kroniką tamtych czasów, tamtej Ameryki, gdzie słowo białego znaczyło o wiele więcej niż kolorowego, gdzie kolor skóry wystarczył do skazania, bez procesu, bez udowodnienia winy. Czasów, których echa co jakiś czas pojawiają się również i w teraźniejszym, współczesnym amerykańskim społeczeństwie.

Przy czym Gdyby ulica Beale umiała mówić nie jest obrazem mocno depresyjnym i zgorzkniałym w swej wymowie. Raczej to słodko-gorzka opowieść o życiu, które potrafi być dla nas raz rajem, a raz piekłem na Ziemi.

Adaptacja prozy Baldwina, jednego z najważniejszych amerykańskich pisarzy XX wieku, jest poprowadzona rewelacyjnie. Było wiele momentów, gdzie opowieść miłosna Fonny’ego i Tish mogła stać się płytka, przesłodzona i skończyć jako ckliwy melodramat ze społecznym tłem. Jednak Jenkins świetnie wychwytuje wszystkie ważne niuanse i każda ze scen, które widzimy na ekranie, jest dokładnie przemyślana i poprowadzona z wielkim kunsztem i wirtuozerią. Wielkie brawa za to oraz za dialogi (szczególnie w pamięć zapadła mi świetna scena spotkania rodziny Tish i Fonny’ego, podczas której Tish oznajmia, że spodziewa się dziecka).

Jednak nawet świetna adaptacja byłaby niczym bez aktorów, którzy dali życie postaciom rozpisanym w scenariuszu. Zaczynając od hipnotyzującego duetu: Stephan James (serial Homecoming, Selma, Zwycięzca, serial Aminata - siła miłości) i Kiki Layne (debiutującej na wielkim ekranie), którzy brawurowo zagrali młodych, zakochanych w sobie Fonny’ego i Tish, których zły los i fałszywe oskarżenie rozdziela na wiele lat (z akcentem na Kiki Layne, którą kamera uwielbia, a która świetnie wywiązała się z odegrania bardzo trudnej roli młodziutkiej dziewczyny, która nieoczekiwanie staje przed wieloma wyzwaniami m.in. samotnego macierzyństwa w świecie, gdzie takie matki z góry były piętnowane czy społecznego ostracyzmu i może liczyć tylko na swoją najbliższą rodzinę.) po doskonały drugi plan, który skrzy się od aktorskiej śmietanki: zaczynając od odgrywających rodziców Tish, Reginy King (Legalna blondynka 2, Ray, serial American Crime) i Colmana Domingo (Lincoln, Kamerdyner, Narodziny narodu, Selma) po będący swoistą perełką występ Teyonah Parris (serial Mad Men, Drodzy biali ludzie) jako wyszczekanej, lecz kochającej swoich bliskich, siostry Tisch - Ernestine.

Miłym zaskoczeniem jest zdecydowanie gościnny występ kilku znanych hollywoodzkich gwiazd takich jak m.in. Diego Luny (W deszczowy dzień w Nowym Yorku, Łotr 1. Gwiezdne wojny - historie, Dirty Dancing 2) jako latynoskiego kumpla Fonny’ego czy Dave Franka (Nerve, seria ,,Iluzja”, serial ,,Hoży doktorzy”) jako Levy’ego, który chce wynająć lokum zakochanej parze głównych bohaterów filmu Jenkinsa czy Pedro Pascala (Kingsman: Złoty Krąg, serial Narcos, serial Gra o Tron), jako Pietro Alvareza. Drobną rolę też zalicza znana ze Służących, Raya i serialu Aminata - siła miłości Aunjanue Ellis jako matka Fonny’ego, klasyczna, z krwi i kości dewotka, która jednocześnie chwaląc Pana, umie przeklinać swojego nienarodzonego wnuka tylko i wyłącznie dlatego, że jego rodzice poczęli go bez ślubu. Rólka Eda Skreina (Alita: Battle Angel, Deadpool, Tau, In Darkness) jako policjanta Bella, choć nieduża jest bardzo dobrze zagrana; kiedy widzimy filmowego funkcjonariusza prawa, aż ciarki przechodzą po plecach.

Kolejnym ważnym elementem tego filmu są piękne, momentami intymne i subtelne zdjęcia Jamesa Laxtona (Moonlight, Kieł). Kiedy widzimy świat zakochanych, kadry są ciepłe, raz pełne światła, a czasem bardziej przyciemnione, co czyni ujęcia czasem bardziej lub mniej zmysłowymi w zależności od tego, co widzimy na ekranie. Nie tylko głosowa narracja w tle Tish, ale też praca kamery chcą nam jeszcze bardziej pokazać te wszystkie wydarzenia z perspektywy ukochanej Fonny’ego. Warto podkreślić, że Gdyby ulica Beale umiała mówić to jeden z tych filmów, gdzie kolor to bardzo ważny element filmu. Zwłaszcza symbolika poszczególnych barw, jaka pojawia się na ekranie. Czy to we wnętrzach, czy też poprzez ubrania, jakie noszą nasi bohaterowie, nad którymi pieczę trzymała Caroline Eselin (Moonlight, Pokusa). Już po samym doborze koloru ubrań widzimy niejako to, co dzieje się z naszymi bohaterami: Na początku filmu widzimy oboje w żółto-niebieskich strojach, które są symbolem ich początkowego stadium miłości - czystej, pięknej bezinteresownej miłości gdzie jedno uzupełnia i dopełnia drugie. Przy czym w trakcie seansu poznajemy, że żółty i biel to barwy Tish zaś czerwień to barwa Fonny’ego, uosabiająca jego buntowniczą naturę. Ciepłe barwy (żółty i pomarańcz) nosi Tish w chwili swojego największego szczęścia, niedługo przed aresztowaniem Fonny’ego. Żółty, biel i niebieski w Gdyby ulica Beale umiała mówić symbolizują w filmie niewinność, szczęście, wiarę w lepsze jutro, niejaką młodzieńczą beztroskę. Wraz z aresztowaniem Fonny’ego zmienia się kolorystyka; zaczynają dominować szczególnie w garderobie Tish kolory ziemi: brązy i zielenie - kolory często noszone przez bliskich Tish. Jednocześnie wraz z rozwojem akcji zieleń z koloru nadziei przekształca się w kolor, zapowiadający porażkę, wykluczenie, zmierzenie się z szarą rzeczywistością, pogodzenia się z nią i przyspieszony kurs dorastania. Błękit pozostaje do końca filmu jako symbol nadziei na lepsze jutro i pojawia się w końcowych scenach filmu, niejako dając nam nadzieję, że choć straconego czasu nie da się odzyskać, to jest jeszcze szansa dla naszych kochanków z ulicy Beale na wspólne szczęście.

Co do strony muzycznej - soundtrack jak dla mnie jest genialny! Nicholas Britell (Vice, Moonlight, Big Short, Opowieść o miłości i mroku) stworzył cudowną ścieżkę dźwiękową, mocno jazzową, momentami wręcz sensualną. Można jej słuchać i słuchać, i słuchać… Idealnie podkreśla to, co się dzieje w danej chwili na ekranie, a co najważniejsze jest jednym z kluczowych elementów obrazu. Wręcz w plastyczny i niejako namacalny sposób oddaje stan ducha naszych bohaterów i ich przemianę pod wpływem co rusz pojawiających się nowych życiowych doświadczeń. Utwór otwierający, czyli Eden (chyba mój ulubiony z całej ścieżki dźwiękowej) to muzyczne ukazanie dawnych, szczęśliwych chwil między Tish a Fonnym. Kompozytor głównie poprzez muzykę pokazuje nam różne stadia miłości młodych kochanków (od uroczego i czystego Agape poprzez bardziej dramatyczny, pełen napięcia Eros aż po Philia, która łączy w sobie, wszystkie „muzyczne” odcienia miłości ukazanej przez Britella: tej bezwarunkowej, erotycznej, rodzicielskiej aż po tę bardziej skupioną na duchowym niż cielesnym porozumieniu dwojga osób). Do mroczniejszych kawałków na soundtracku pewno należą Mrs. Victoria Rogers (trochę przypominająca kawałki muzyczne z serialu Detektyw), duszne Call Him Fonny/The Tombs/PTSD czy niepokojące Hypertension. Storge zaś to muzyczne oblicze miłości rodzicielskiej - tym przypadku rodziców Tish do niej i jej dziecka. Oprócz pięknej ścieżki dźwiękowej twórcy przemycili też jazzowe standardy takie jak np. Blue in Green Milesa Davisa, które słyszymy w scenie rozmowy Fonny’ego z Davidem, które ma niejako przekazywać stan psychiczny Davida - niejako wraka człowieka po dwuletniej odsiadce.

Jeśli chodzi o wydanie DVD, to naprawdę nie ma co narzekać, bo jest sporo ciekawych materiałów dodatkowych (to chyba jedno z najbogatszych pod tym kątem wydań DVD na polskim rynku). Interesująco prezentują się sceny usunięte z komentarzem samego reżysera (w sumie to ok. 20 min.). Z materiałów wyciętych podczas ostatecznego montażu najciekawiej prezentuje się ten ukazujący młodych z rodzicami Tish i Fonny’ego proszącego o rękę Tish jej ojca, scena z Diego Luną oraz fragment będący przedłużoną wizją Fonny’ego o tym, co by było, gdyby nie trafił do więzienia (w filmie jest ona mocno skrócona). Oprócz tego dodatkowo otrzymujemy bardzo ciekawy materiał o realizacji filmu Gdyby ulica Beale umiała mówić. Szkoda tylko, że materiały dołączone do płyty nie mają napisów w języku polskim, bo to naprawdę ciekawe rzeczy, a niestety część widzów je pominie przez wzgląd na brak napisów. Co do kwestii czysto technicznych to menu główne jest minimalistyczne, ale przejrzyste. Możemy oglądać film z komentarzem reżysera lub bez, a jednocześnie mamy do wyboru zarówno polskiego lektora jak napisy.

Posiłkując się jeszcze na sam koniec nowotestamentowym Hymnem o miłości: „(...) Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy: największa z nich [jednak] jest miłość”. (frag. 1 Kor, 13, 1-13). Podobne przesłanie płynie z Gdyby ulica Beale umiała mówić, które samo w sobie jest hymnem pochwalnym dla miłości, tej prawdziwej, płynącej prosto z serca. Takiej, która daje siłę do zmierzenia się z przeciwnościami losu, ale też takiej, dla której zrobimy wszystko i jednocześnie takiej, która przetrwa wszystko.

Ocena: 8/10

Tytuł: Gdyby ulica Beale umiała mówić

Reżyseria: Barry Jenkins

Scenariusz: Barry Jenkins

Obsada:

  • KiKi Layne
  • Stephan James
  • Regina King
  • Colman Domingo
  • Teyonah Parris
  • Michael Beach
  • Aunjanue Ellis
  • Ebony Obsidian
  • Dominique Thorne

Muzyka: Nicholas Britell

Zdjęcia: James Laxton

Montaż: Joi McMillon

Scenografia: Devynne Lauchner

Kostiumy: Caroline Eselin

Czas trwania: 120 minuty

Dziękujemy dystrybutorowi Imperial CinePix za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus