„Star Wars Komiks” 3/2019 - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 11-07-2019 15:36 ()


Gdy strzał z Gwiazdy Śmierci – zasilany zaledwie jednym reaktorem – spopielił powierzchnię Jedhy, wydawało się, że już nigdy nie wrócimy na ten księżyc. Bo i po co? Jego historia dobiegła końca, podobnie jak historia drużyny Łotr 1. Nic bardziej mylnego! W Star Wars mieliśmy sporo historii kręcących się wokół powrotów do miejsc wielkich katastrof (jak Alderaan), czy po prostu miejsc, które znalazły się w filmie i potem przestały mieć znaczenie – bo cóż jest ciekawego na Hoth, gdy nie ma tam Rebeliantów? Albo na Dagobah po śmierci Yody? Jak się wymyśli odpowiednią fabułę, to dużo. A udowadnia to kolejna odsłona serii Star Wars, którą w Polsce wydano w ramach „Star Wars Komiks” pt. „Popioły Jedhy” (nie pytajcie, czemu na okładce widnieje tytuł „Walka o kryształy”; klucz dobierania tak tytułów, jak i okładek komiksów przez Egmont jest niekiedy kuriozalny).

„Popioły Jedhy” to jedna z pierwszych publikacji, które konfrontują się z dziedzictwem Łotra 1, tak filmu, jak i drużyny. Abstrahując od faktu, że zwiększa to spójność uniwersum, daje też możliwość przyjrzenia się misji Jyn Erso, statusowi Łotra 1 jako rebelianckiej legendy, i porównania z działalnością Wielkiej Trójki, czyli Lei, Hana i Luke’a. Jest to szczególnie istotne dla tego ostatniego, który w tym komiksie rozpoczyna na dobre swoją przemianę z narwanego naiwniaka z Tatooine w pełnokrwistego Rebelianta, nieco mniej zagubionego swoją wrażliwością na Moc. Jego wizyta na księżycu Jedha i konfrontacja ze skażoną duchowością tego miejsca to perfekcyjnie poprowadzony wątek, z wyczuciem, bez patosu i wyświechtanych frazesów. Także Han zbliża się bardziej do postaci z Epizodu V; poznaje brzemię dowództwa i przedsmak tego, kim może się stał, jeśli tylko przestanie myśleć przede wszystkim o sobie i „Sokole Millennium”. Krótko mówiąc, komiks robi z głównymi bohaterami Klasycznej Trylogii świetną robotę.

Komiks zgrabnie łączy nierozwiązane wątki ze spin-offa z serią „Darth Vader”, a dokładnie królową Trios i górnikami z Shu-Torun. Dowiadujemy się co nieco o losach jednego z odłamów ocalałych Partyzantów (o innym możemy przeczytać w „Oddziale Inferno”), o tym, że Imperium nie tylko nie opuściło Jedhy, ale wręcz przykręciło śrubę żyjącej w postapokaliptycznej rzeczywistości populacji. Nie tylko więc Wielka Trójka dostaje swoich pięć minut, ale szereg pomniejszych postaci, niektórych już znanych, innych zupełnie nowych, którzy nadają wątkom z Jedhy nieco więcej głębi. Nie wszystko, co nowe, jest jednak dobre, a najlepszym przykładem jest postać Kanchara, stereotypowo pyszałkowatego i bezsensownie okrutnego imperialnego oficera. Niewątpliwie w zamyśle scenarzysty Kanchar wydawał się oryginalny – z pewnością z wyglądu taki jest, z mechaniczną ręką i wielkim godłem Imperium na niej – jednak efekt finalny zatrzymuje się gdzieś na granicy banału i karykatury.

Czytając „Popioły Jedhy”, nie mogę przestać się zastanawiać nad tym, kto uznał za dobry pomysł, by pozwalać – bo nie można tego w innym kontekście rozpatrywać – Salvadorowi Larroca na wphotoshopywanie z filmów i stockowych zdjęć twarzy bohaterów. Do tej pory to było ograniczone do postaci filmowym, co można było jeszcze od biedy zaakceptować, mimo że wygląda to obrzydliwie. W „Popiołach Jedhy” rysownik przeszedł jednak sam siebie: niemal każda ludzka twarz w tym komiksie ma twarz aktora albo jakiegoś mniej lub bardziej znanego modela. I niemal każda kompletnie nie pasuje do całej reszty, rysowanej już klasycznie. To wygląda tak przeraźliwie sztucznie, że rujnuje dużą część frajdy z lektury. Co gorsza, tylko to (co w tym wypadku jest aż tym, bo twarz to najważniejszy element postaci, a czy jest coś w komiksach ważniejszego od postaci?) jest w rysunkach złe – wszystko inne przedstawia sobą bardzo wysoki poziom.

Powrót na Jedhę okazał się udaną przygodą, zarówno dla Luke’a, Hana i Lei, jak i nas, czytelników. Scenarzysta potraktował szansę stworzenia pomostu między pierwszymi dwoma częściami Klasycznej Trylogii a „Łotrem 1” z szacunkiem i przede wszystkim zrobił to sensownie, rozbudowując postacie i przy okazji uniwersum. „Popioły Jedhy” jest jednym z najlepszych komiksów nowego kanonu, choć te nieszczęsne, koszmarne twarze, sprawiają, że czasem nie sposób w pełni zatopić się w tej historii, a budowa postaci Kanchara woła o pomstę do Mocy. Komiks polecam, co dobrze się składa, bo wątki z niego będą się jeszcze ciągnąć przez kilka kolejnych tomów.

 

Tytuł: „Star Wars Komiks" 3/2019

  • Scenariusz: Kieron Gillen 
  • Rysunek: Salvador Larroca
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Data premiery: 26.06.2019 r.
  • Tłumaczenie: Maciej Drewnowski 
  • Liczba stron: 132
  • Format: 170x260 mm
  • Oprawa: miękka
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Wydanie: I
  • Cena: 19,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus