„Star Wars: Atak klonów” - recenzja

Autor: Czesław Wyrwidąb Redaktor: Motyl

Dodane: 15-06-2019 16:43 ()


Do trylogii Gwiezdnych Wojen nakręconej przez George’a Lucasa można podejść na dwa sposoby. Albo uznać za wstęp do właściwej historii nakręconej z pasją, ale w wielu aspektach niedoskonały, albo… zwyczajnie... znienawidzić. Dyskusje na temat pierwszych trzech epizodów przetoczyły się przez fora i media społecznościowe nie raz i nie dwa w okresie, kiedy filmy debiutowały na dużym ekranie. Przy okazji premiery ostatniej trylogii temat powrócił, bo mimo nieporadności i topornie poprowadzonego wątku romantycznego – epizody I, II i III jawią się w lepszym świetle, jeśli zestawimy je z ostatnimi dokonaniami Disneya.

Zarówno oryginalna trylogia z lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, jak i historia przedstawiająca młodość Obi-Wana i jego ucznia Anakina Skywalkera znalazły swoje odbicie również w komiksowym medium. Wiadomo, że komiksy na podstawie filmów nie cieszą się zbytnią popularnością wśród miłośników tego gatunku, ale mogą stanowić miłą alternatywę dla ruchomych obrazów na dużym ekranie. Tak się dzieje w przypadku drugiego w kolejności epizodu, a dokładnie Ataku klonów, przez wielu nazywany najnudniejszym i najsłabszym ogniwem trylogii Lucasa. Nie bez przyczyny, gdyż reżyser nie poradził sobie zarówno z wątkiem romansu między parą bohaterów, jak i nakreśleniem burzliwych zmian zachodzących w trzewiach upadającej Republiki.

Komiks autorstwa Alessandro Ferrari nic w tym aspekcie nie zmieni, bo jest idealnym odwzorowaniem fabuły filmu z typowymi dla tego rodzaju publikacji uproszczeniami. Wiadomo, że nie udałoby się zrelacjonować całej produkcji na łamach takiego periodyku, toteż twórcy umiejętnie wyselekcjonowali materiał, który znalazł się w komiksie. I trzeba rzec, że wyrzucili zbędne dłużyzny, pasjonujące widoki krajobrazów czy typowe dla pisarstwa Lucasa zapychacze czasu. Mamy zatem w pigule to, co powinno stanowić esencję opowieści z klonami w tle. Są zatem przebojowe pościgi, podniosłe momenty, osobiste dramaty i rozważania na temat przyszłości, która jest niejasna z uwagi na ciemną stronę mocy. Całość podana w przejrzystej skrótowej formie powinna zadowolić nastoletniego odbiorcę, zarówno miłośnika filmowej trylogii, jak i laika. Na tym polu nie ma mowy o zaskoczeniu.

Inną kwestią jest strona graficzna, odstająca od realistycznej, mająca wiele wspólnego z animacjami gwiezdo-wojennymi, a także będąca lekko karykaturalna. Odpowiedzialny za postaci Igor Chimisso nadaje im cartoonowego wizerunku, co dla miłośników animowanych Wojen klonów należy postrzegać jako plus. Nie jest on jednak jedynym artystą odpowiedzialnym za oprawę graficzną tej publikacji. Drugim z rysowników jest Ingo Römling znany u nas głównie za tytuł Malcolm Max od Scream Comics. To on zadbał o lokacje, tła i architekturę świata Gwiezdnych Wojen. Poradził sobie niezgorzej, niemniej większość scen nawet tych z akcją jest niezwykle statyczna, posągowa wręcz. Nie ma tutaj dynamiki. W takim stylu autor postanowił zobrazować świat Jedi i trzeba przyznać, że zrobił to z konsekwencją. Rażą jedynie sekwencje walki, gdzie widać nieco nienaturalne ujęcia.  

Komiksowy Atak klonów pozbawiony dłużyzn i patetycznych dialogów powinien znaleźć swoich sympatyków wśród wielbicieli gwiezdnej sagi, a także miłośników animacji. Nie jest to rzecz ambitna, a raczej rozrywkowa. Z uwagi na niewygórowaną cenę można sprawdzić, jak prezentuje się ten epizod na papierze, a nie kinowym ekranie.

 

Tytuł: Star Wars: Atak klonów

  • Adaptacja scenariusza: Alessandro Ferrari
  • Rysunki: Ingo Römling 
  • Rysunki postaci: Igor Chimisso
  • Tusz: Andrea Greppi,  Igor Chimisso, Marco Dominici, Monica Catalano 
  • Przekład: Maciek Drewnowski
  • Data publikacji: 23.05.2019 r. 
  • Oprawa: miękka
  • Papier: kreda
  • Druk kolor
  • Objętość: 72 strony
  • Format: 170x260
  • Cena: 19,99 zł 

 

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus