„Halloween” - recenzja wydania Blu-ray
Dodane: 06-04-2019 13:10 ()
W zalewie sequeli, prequeli i rebootów obecnych w Hollywood trafiają się także próby rozmaitego wskrzeszania ikon kina grozy. Swoje krótkie drugie życie mieli już Freddy Krueger, Jason Voorhees i Leatherface, niebawem doczekamy się drugiej części remake’u historii o Pennywisie, Tańczącym Klaunie. No i w tym roku do kin wejdzie też uwspółcześniona produkcja o Laleczce Chucky z Markiem Hamillem użyczającym głosu mordercy. Kolejną szansę na powrót w zeszłym roku miał też Michael Myers. Jak mu poszło? O tym poniżej.
To tak naprawdę nie pierwszy raz, gdy ten zamaskowany zabójca wraca na kinowe ekrany. Po filmowej serii Halloween mającej dwie różne linie czasowe (plus stojący na ich uboczu Halloween III: Sezon czarownic), Rob Zombie zaprezentował nam w ubiegłej dekadzie remake i jego sequel. W “jedynce” odarł nieco z tajemniczej otoczki głównego antagonistę, lwią część filmu poświęcając na wątek dziecięcych lat Myersa, w “dwójce” zaś wszedł na szalone i oryginalne tory - dzięki czemu przez chwilę mieliśmy znowu do czynienia z perypetiami milczącego mordercy. Minęło dziewięć lat i swoją cegiełkę do filmowej franczyzy dołożyli David Gordon Green i Danny McBride.
Ich Halloween w zasadzie odkłada na bok wszystkie filmy (w tym dylogię Zombiego), poza oryginałem Johna Carpentera z 1978 roku, stając się jego bezpośrednią kontynuacją. Tym samym film Greena tworzy kolejną linię czasową w już i tak pogmatwanym “kinowym życiorysie” Michaela. W tej wersji wydarzeń morderca zostaje schwytany po pamiętnej halloweenowej nocy sprzed 40 lat i trzymany przez cały ten czas w zakładzie zamkniętym. Główna bohaterka części pierwszej, Laurie Strode (w tej roli powraca Królowa Krzyku, Jamie Lee Curtis), z niewinnej młodej opiekunki do dzieci zmieniła się w ciągu tych dekad w zgorzkniałą życiem paranoiczkę, obsesyjnie przygotowującą się na wypadek ponownego zagrożenia. Oczywiście - surprise, surprise - Myers w pewnym momencie wydostaje się na wolność i zaczyna siać spustoszenie w rodzinnym Haddonfield w tytułową noc. Laurie przyjdzie więc znów zatańczyć z diabłem w bladym świetle księżyca…
Nie opierając scenariusza na poprzednich sequelach, twórcy odrzucili zarazem wszelkie konotacje rodzinne i niedorzeczności, które do tej pory było nam dane poznać przy kolejnych częściach tej nożowniczej telenoweli (jak Klątwa Ciernia i takie tam inne). I słusznie, zamiast bowiem próbować wyjaśnić poczynania Michaela, zrobiono z niego na powrót czyste zło o kształcie człowieka, które tak dobrze przedstawił Carpenter w swoim klasyku. Ta “niepowstrzymana siła” oczywiście napotka na swojej drodze Laurie. A czy protagonistka tym razem stanie się - kontynuując powyższe nawiązanie do Nolanowego Mrocznego Rycerza - “nieruszalnym obiektem”, dowiecie się z filmu.
Jak zostało to już wspomniane, zeszłoroczny slasher w zasadzie jest kontynuacją tylko pierwszego Halloween. Nie znaczy to jednak, że reszta franczyzy zostaje wyrzucona do kosza. Green i McBride pokazują, że są fanami tej serii, umieszczając w swoim dziele gros różnego rodzaju inteligentnych odniesień do poprzednich części, nawet do dylogii Roba Zombiego. Są tu takie rzeczy, jak zawierające szereg ciekawostek pomarańczowe napisy początkowe wraz z “introducing” wprowadzającym aktorskiego “świeżaka” do świata kina (było tak już w historii serii Halloween kilkakrotnie, na czele z Jamie Lee Curtis), mamy wizualne i fabularne nawiązania do poszczególnych elementów innych filmów (w tym dialog dotyczący konotacji między Laurie i Michaelem). Gościnnie pojawia się także Nick Castle, aktor, który zagrał Myersa w większości scen w produkcji z 1978 roku. Tym razem (o czym wspomniał w jednym z wywiadów) jego rola jest ograniczona do pojedynczej sceny oraz do... nagrania oddechu Michaela. Reasumując: zagorzali fani serii oraz poszukiwacze easter eggów powinni być usatysfakcjonowani.
Z wspomnianych wyżej powodów, nowy Halloween wskazane jest obejrzeć dopiero po zapoznaniu się z oryginałem Johna Carpentera. Znajomość dalszych części jest kluczowa do poszukiwania easter eggów, natomiast obejrzenie “jedynki” jest niezbędne, jeśli chce się poznać lepiej dynamikę “relacji” między Laurie i Michaelem oraz paralele między obydwoma obrazami. Bez tego widz wprawdzie zrozumie całą fabułę i otrzyma niezbędną dawkę informacji, żeby się nie zgubić, jednak percepcja filmu będzie wtedy bardzo zubożona - zwłaszcza, że jest to pełnokrwista laurka do części pierwszej, czego dowodem jest multum przypominających ją scen i motywów, przykładowo: spacer trójki nastolatków czy “duszek”. W niektórych przypadkach można wręcz poczuć się jak w krzywym zwierciadle (i nie chodzi tu o żadną parodię, bynajmniej).
Wbrew temu, co można byłoby błędnie wysnuć z powyższych uwag, Halloween Greena nie jest bezmyślną kalką. Cechuje go inny klimat względem oryginału - Carpenter stawiał przede wszystkim na gęstą atmosferę niepokoju, w której trwał widz, gdy łowca obserwował swoją “zwierzynę”, a my słyszeliśmy ten ciężki oddech. Tym razem nasz “boogeyman” znacznie częściej przechodzi do ataku, co jednak nie znaczy, że atakuje on z nagła i na oślep. W dalszym ciągu nie można mu odmówić cierpliwości w wyczekiwaniu na ofiarę. Slasher wyreżyserowany przez Greena jest dobrze zbalansowany zarówno między klasykami a współczesnym kinem grozy, jak i między wpasowaniem się w “sequelozę” a zbytnim odcięciem się od oryginału.
Do szeregu plusów można zaliczyć obsadę (Jamie Lee Curtis daje popis swoich możliwości jako stara-nowa Laurie; świetnie radzi sobie też reszta aktorów, w tym Andi Matichak w roli wnuczki głównej bohaterki) oraz budującą atmosferę i wykorzystującą znany motyw instrumentalny ścieżkę dźwiękową (za którą odpowiedzialni są: John Carpenter, jego syn Cody, a także Daniel Davies). Jest tu moc.
O wydaniu Blu-ray:
Na polskim rynku dostępne są wydania jednopłytowe DVD i Blu-ray. Edycja BD dostępna jest u nas wyłącznie w plastikowym pudełku, bez steelbooka. Na okładce i w menu głównym dostajemy klimatyczne zbliżenie na maskę Michaela Myersa. Co ciekawe, przy pewnym czasie bezczynności włącza się wygaszacz ekranu z logo Universal Pictures, co pomaga chronić telewizor przed wypalaniem matrycy.
Nowy Halloween możemy obejrzeć w oryginalnej wersji audio (DTS:X) lub z polskim lektorem (DTS 5.1; niestety na koniec seansu nie dostajemy informacji, kto czytał dialogi). Wśród napisów dostępne są m.in. (także przy materiałach bonusowych) angielskie i polskie. A te ostatnie różnią się niekiedy znacząco od wersji czytanej. Przykładowo: słowo “boogeyman” jest na szczęście pozostawione przez lektora, w napisach jest uparcie tłumaczone jako “potwór”. Wypowiedziane przez Laurie określenie złoczyńcy jako “The Shape” pominięto w tekście lektora, a w napisach zmieniono na “Michaela”. Kilkakrotne wulgaryzmy są na napisach bodajże w każdym przypadku - w przeciwieństwie do wersji czytanej - złagodzone. Halloweenowa rymowanka pojawia się w podpisach, z kolei lektor ją pomija. Podobnie jest z wyświetloną na końcu dedykacją filmu nieżyjącemu Moustaphie Akkadowi. Takich różnic i zmian można by wymienić więcej, toteż w miarę możliwości i znajomości języka polecam seans w oryginale, ewentualnie z angielskimi podpisami - zmniejsza to ryzyko zgubienia jakiejś treści lub ciekawostki.
Dodatków na płycie jest jak na lekarstwo (31 min. 36 s). Polecam obejrzeć je dopiero po seansie filmu, żeby nie naciąć się na spoilery. Oto, co czeka na dysku:
Deleted/Extended Scenes) (12 min. 42 s) to zestaw siedmiu scen usuniętych i rozszerzonych, których nieobecność w filmie można w pełni zrozumieć i wybaczyć. Do obejrzenia jako ciekawostka. Pierwsza scena przedstawia zachowanie Laurie, którego wycięcie wydaje się być dobrym pomysłem.
Back In Haddonfield: Making Halloween (6 min. 5 s) to wypowiedzi Carpentera i twórców nowego Halloween o projekcie i jego powiązaniach z oryginałem. Można przy okazji zobaczyć szybkie porównanie kilku motywów z obu filmów na drobnych urywkach.
The Original Scream Queen (2 min. 32 s) to krótki materiał o Jamie Lee Curtis i granej przez nią Laurie Strode.
The Sound of Fear (3 min. 19 s) opowiada o tworzeniu ścieżki dźwiękowej.
Journey of the Mask (2 min. 33 s) nakreśla istotę maski Michaela, pozwala rzucić okiem na proces tworzenia tego przedmiotu i jednocześnie wspomina anegdotkę o genezie powstania oryginalnej maski.
The Legacy of Halloween (4 min. 25 s) to fragmenty z rozmowy Johna Carpentera, Jamie Lee Curtis, Davida Gordona Greena i Jasona Bluma o najnowszym obrazie oraz o klasyku z 1978 roku.
Praktycznie każdy z dodatków wideo można byłoby śmiało rozbudować nawet kilkakrotnie - szczególnie rozmowa o dziedzictwie franczyzy oraz materiał o tworzeniu ścieżki dźwiękowej wydają się być zaledwie “przekąskami” robiącymi apetyt na danie główne, którego tutaj brak. Komentarza audio również nie uświadczymy. Niewykorzystanie potencjału bonusów jest tu wprost proporcjonalne do jakości filmu Greena.
Nowe Halloween to niewątpliwie udana kontynuacja klasyka z lat 70. Godny i porządny sequel, będący hołdem dla dzieła Carpentera i walentynką dla całej filmowej franczyzy, przywraca do żywych Michaela Myersa i rehabilituje go w hollywoodzkiej kinematografii. Z jednej strony na tym można by zakończyć kinową sagę o milczącym nożowniku. Z drugiej zaś, jak udowadnia samym swym jestestwem ów film, legenda nie umiera nigdy. Może więc za jakiś czas złowieszczy Kształt jeszcze powróci…
Kibicuję, żeby tym razem nie kazał na siebie zbyt długo czekać. Zostańcie przed telewizorem do końca napisów.
Ocena: 9/10
Tytuł: Halloween
Reżyseria: David Gordon Green
Scenariusz: Jeff Fradley, Danny McBride, David Gordon Green
Obsada:
- Jamie Lee Curtis
- Judy Greer
- Andi Matichak
- James Jude Courtney
- Nick Castle
- Haluk Bilginer
- Will Patton
- Rhian Rees
- Jefferson Hall
- Toby Huss
- Virginia Gardner
- Dylan Arnold
- Miles Robbins
- Drew Scheid
- i inni
Zdjęcia: Michael Simmonds
Muzyka: John Carpenter, Cody Carpenter, Daniel Davies
Montaż: Tim Alverson
Scenografia: Richard A. Wright
Kostiumy: Emily Gunshor
Czas trwania: 105 minut
Dziękujemy dystrybutorowi Filmostrada za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus