„Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda” - recenzja wydania DVD

Autor: Ewelina Sikorska Redaktor: Motyl

Dodane: 30-03-2019 22:44 ()


Newt Scamander powrócił! Tym razem teatrem wydarzeń będzie nie Nowy Jorku, tylko miasto miłości - Paryż. Czy dwójka będzie lepsza od swojej poprzedniczki? I co tym razem Rowling nam zaserwuje? Po seansie trzeba stwierdzić krótko: nadal czuć magię w powietrzu, ale zdecydowanie można to było zrobić lepiej.

Zastanawia Was, co porabiają nasi bohaterowie? No cóż. Fabularnie jesteśmy w 1927 r., kilka miesięcy od wydarzeń znanych z Fantastycznych zwierząt i jak je znaleźć. Grindelwald tak jak obiecał Newtowi, kolejny raz ucieka, tym razem z aurorskiego konwoju mającego dostarczyć go z USA do Wielkiej Brytanii. Co gorsza, krąg jego zwolenników nie maleje i ciągle stale wzrasta, co tylko jeszcze bardziej niepokoi magiczną społeczność.

Co w tym czasie porabia Newt? No cóż, chłopak mimo sukcesu wydawniczego, jakim okazała się jego książka Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć nadal ma pod górkę, a los rzuca mu kłody pod nogi: starszy brat zaręcza się z dziewczyną, w której się podkochiwał w młodości i nadal coś do niej czuje, czyli Letą Lestrange, Tina się na niego obraziła (nawet nie wie, o co), a zamiast zbierać pochwały za ujęcie Grindelwalda (co byłoby rzeczą w sumie logiczną na pierwszy rzut oka), to ma na karku Ministerstwo Magii, które nie dość, że oskarża go o zdemolowanie połowy Nowego Jorku, (skutek jego potyczki z Grindelwaldem) to cofa mu pozwolenie na wyjazdy za granicę. Jednocześnie, władze stawiają mu ultimatum: odzyska zgodę na podróżowanie, w zamian za dołączenie do sekcji aurorów (której szefuje Tezeusz, brat Newta) i udanie się do Paryża w celu ujęcia i zabicia Credence’a, który właśnie tam ukrył się po wydarzeniach z Nowego Jorku. Jednak nie tylko Ministerstwo chce znaleźć chłopaka, który oprócz ukrywania się przed magicznymi stróżami prawa przy okazji chce odnaleźć swoich biologicznych rodziców.

Również Dumbledorowi zależy na tym, aby Newt wyjechał do Paryża. Obawia się, że będący na wolności Gellert Grindelwald może użyć Credence’a do własnych celów. Jakby nasz młody magizoolog nie miał i tak sporej ilości własnych problemów, musi pomóc pogodzić się Jakobowi Kowalskiemu i Queenie (tak dla informacji: tak, oni znowu są ze sobą), którzy się pokłócili. Ostatecznie, chcąc nie chcąc Newt wyrusza do Paryża w towarzystwie Jakoba. I tak Paryż staje się miastem spotkań, z których nie wszyscy wyjdą cało, a niektórzy ich uczestnicy podejmą decyzje, które w znaczący sposób wpłyną na ich przyszłość.

Sporo jak na jeden film, prawda? I to jest największa bolączka tej produkcji. Widać, że chciano poszczególne poboczne wątki wpleść do głównej historii. Problem w tym, że potrzeba sprawnego scenarzysty, żeby taki pomysł wypalił. Pani Rowling takową osobą nie jest. Poza tym potrzeba mocnej osi fabularnej na tego rodzaju pomysły. Niestety, w sequelu Fantastycznych zwierząt i jak je znaleźć, takiej nie ma. Z czego to wynika? Powód jest prosty: nie wiadomo, kto jest głównym bohaterem tej odsłony: czy Grindelwald (jak wskazuje tytuł produkcji) czy Credence, za którego przyczyną najważniejsze postaci tego dramatu przybywają do Paryża. Bez tego nie można stworzyć mocnego głównego wątku fabularnego. I tyle. Oglądając Fantastyczne zwierzęta:Zbrodnie Grindelwalda dopiero można docenić jak całkiem sprawna i niezła była pierwsza część serii. To, co można było wybaczyć poprzedniej odsłonie jako tej, która dopiero wprowadzała nas do tego świata (np. traktowanie niektórych wątków fabularnych po łebkach), jest niewybaczalne w drugiej, a co gorsza powoduje, że momentami całość naprawdę ogląda się tak sobie. A powinno być zdecydowanie na odwrót. Tym bardziej że tylu rzeczy mieliśmy się dowiedzieć. Po macoszemu potraktowano sam Paryż. W porównaniu do Nowego Jorku praktycznie dostajemy tylko budynek Ministerstwa Magii i dzielnicę przypominającą Ulicę Pokątną. Jednocześnie Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda to film mocno nierówny. Niby dostajemy dwie godziny ekranowe, ale całość się dłuży. Idziemy od punktu A do punktu B i zastanawiamy się, kiedy nastąpi finał, który ostatecznie jest taki sobie. Najciekawsze informacje są podawane przy okazji, a rozwój ważnych dla filmu postaci (szczególnie kulisy przemiany Queenie) potraktowane powierzchownie. A to spory błąd.

Co do postaci: pojawia się mnóstwo nowych, które tylko zaznaczają swoją obecność, ale też takie, które są istotne dla naszych bohaterów. Taką osobą jest Leta Lestrange (najlepiej rozpisana z nowych postaci pojawiających się w tym widowisku), osóbka dość tajemnicza i niejednoznaczna. Z jednej strony kocha Tezeusza, ale jednocześnie ma słabość do Newta, tym samym ma się niejako wrażenie, że kocha obu braci i sama nie wie, z którym powinna tak naprawdę być. Jednocześnie jest silna i odważna, ale borykająca się z brakiem miłości ze strony ojca, który jej nie kochał. To postać bardzo złożona i tragiczna. I to zostało doskonale pokazane w filmie.

Co do starej ekipy: Newt to dalej kochany ekscentryk, dla którego, jak słyszymy w rozmowie z Letą: "Nie ma dziwnych stworzeń, są tylko nietolerancyjni ludzie", a największym komplementem, jaki może powiedzieć kobiecie, to jest, że ma oczy podobne do salamandry. W tej części targają nim sprzeczności: nie chce walczyć, ale musi; kocha Letę, ale coraz bardziej zdaje sobie sprawę, że Tina też nie jest mu obojętna. Staje przed wieloma trudnymi wyborami, takimi nie do pozazdroszczenia. I dalej mu kibicujemy i trzymamy kciuki, bo to postać, której w czasie pisania scenariusza pani Rowling nie udało się zepsuć. O ile postaci jego, Tiny i Jakoba fabularnie dalej są ok, to nie rozumiem kompletnego ignorowania i pokazania tylko na odczepne przemiany światopoglądowej Queenie. Potraktowano ją wyjątkowo po macoszemu. Tym bardziej to dziwi, bo ona ze względu na wrodzone umiejętności, prawdopodobnie może być kluczowa dla nadchodzących kontynuacji. Pokazanie bliżej jej charakteru mogło być mocnym elementem tego filmu. Kompletnie pominięto i zmarnowano potencjał tkwiący w tej postaci.

Co jeszcze dolega scenariuszowi? Z jednej strony wielokrotnie nie jest w stanie pokazać nam wątków przyczynowo-skutkowych decyzji podejmowanych przez poszczególne postaci, jeśli już to robi to po łebkach, a z drugiej strony, czasami dostajemy hurtowo tak sporo informacji, że trzeba czasu, by się w tym wszystkim połapać. Drastyczny montaż tylko uwypukla koszmarne strony niedopracowanego scenariusza.

Niestety Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda to film strasznie pocięty (np. brakuje scen, które były w trailerze, a na blu-ray trafiły jako sceny odrzucone). A co gorsza, czuć to i widać w czasie seansu. O ile wstęp i początek filmu mają ręce i nogi, to wraz z przybyciem bohaterów do Paryża wszystko zaczyna się rozłazić. Najgorszy jednak jest finał, który powinien być momentem kulminacyjnym, a nie odczuwa się tego. Bardziej emocjonującą sceną jest ta rozgrywająca się w krypcie rodziny Lestrange niż wiec Grindelwalda. Serio! A to raczej powinno być zupełnie inaczej.

Z rzeczy, o których warto wspomnieć: jest tu kilka postaci czy wątków nawiązujących do serii o Harrym Potterze. Mamy po raz pierwszy pokazanego Dumbledore'a (dobrze go grający Jude Law). Nie ma go zbyt dużo na ekranie (w sumie dla mnie mogli wprowadzić go do trzeciej części), ale dowiadujemy się kilku ważnych rzeczy z nim związanych, które sporo o nim mówią lub uzupełniają naszą dotychczasową wiedzę, m.in. za jego przyczyną Newt znalazł się w Nowym Jorku. Wyjaśniony zostaje też powód, przez który nie może walczyć z Grindelwaldem.

Co do postaci samego Grindelwalda (całkiem niezły Johnny Depp), to jest to bohater, który zasłużenie zasługuje na miano najbardziej niebezpiecznego i najpotężniejszego czarnoksiężnika świata czarodziejów. W pierwszej części zaliczył cameo, w tej ma więcej do pokazania. W przeciwieństwie do Voldemorta, który odznaczał się tylko okrucieństwem i fanatyzmem, Grindelwald to morderca w białych rękawiczkach i świetny manipulant. Jego dar jasnowidzenia tylko ułatwia mu mącenie w głowach ludziom. Dąży do swoich celów za wszelką cenę. Przy tym często prawdę miesza z półprawdami czy kłamstwem, tym samym uniemożliwiając zweryfikowanie swoich słów. A paryskie wydarzenia to tylko przedsmak tego, co szykuje dla tych, którzy nie podążą jego drogą. Co do rewelacji, którymi raczy Grindelwald na samym końcu filmu: nie byłabym tak bardzo pewna czy są prawdziwe. Patrząc całościowo, ta postać mówi to, co jej pasuje lub co inni chcieliby usłyszeć, więc nie wolno wszystkiego brać za pewnik.

Oprócz wspomnianego duetu Grindelwald&Dumbledor jako maledictus - przyjaciółka Credence’a, pojawia się Nagini, znana fanom Pottera bardziej jako późniejsza towarzyszka Voldemorta. Właśnie w tym filmie poznajemy jej origin story. Nie została ona zbytnio ukazana w Fantastycznych Zwierzętach: Zbrodniach Grindelwalda, ale prawdopodobnie jeszcze ją zobaczymy w kolejnych odsłonach Fantastycznych zwierząt. Jeśli chodzi o tytułowe fantastyczne zwierzęta, to w przeciwieństwie do pierwszej części, w drugiej jest ich zdecydowanie mniej. Wygenerowane komputerowo nadal wyglądają jak żywe i potrafią naprawdę zachwycić (wodorostowa Kelpia, uroczy niuchacz znany z pierwszej części, milusi i dość wielkich rozmiarów smoko-kot Zouwu czy kocie Matagoty pilnujące sekretów Francuskiego Ministerstwa Magii). Jeśli jednak już się pojawią na ekranie, to często stanowią kluczowy element fabularny, jak np. niuchacz Newta, który odegrał bardzo istotną rolę w finale filmu. Elementem zdecydowanie ratującym ten obraz jest jego strona wizualna. Tutaj wszystko jest dopieszczone do każdego najmniejszego detalu. Francuskie Ministerstwo Magii to perełka. Piękne CGI magicznych zwierzaków robi wrażenie. Szkoda, że nie przyłożono się w tym samym stopniu do scenariusza.

Soundtrack Jamesa Newtona Howarda, bardzo orkiestrowy, podkreśla mroczniejsze oblicze drugiej części przygód Newta i jego przyjaciół. Mniej tu dźwięków rodem z serii Harry Potter (trochę słychać go w wątku Dumbledore'a i Hogwartu, czy pod koniec tematu Nagini) czy pierwszej odsłony Fantastycznych zwierząt (głównie można usłyszeć w Kelpie, Newt tracks Tina, Capturing the Zouwu, Matagots). Dużo tu gongów, kotłów, chórów. Trąbki i dzwonki pojawiają się praktyczne w dużym udziale tylko w Wands into the Earth. Co ciekawe, już w muzyce mamy pewną zapowiedź tego, co stanie się z Queenie (tylko jej temat i tematy związane z Grindelwaldem mają chórki). Najspokojniejszymi utworami są te odnoszące się do przeszłości bohaterów np. Blood Packt czy Leta’s Flashback. Bardzo ładny jest też romantyczny temat Salamander Eyes, chyba nawet mój ulubiony z całej ścieżki dźwiękowej. Spokojniejsze i bardziej przyjazne tony mamy również w Newt i Leta. Czekam, co Howard nam stworzy w kolejnej części.

Jeśli chodzi o wydanie DVD, to w środku mamy ulotkę promującą książkowe wydanie scenariusza Fantastycznych zwierząt: Zbrodni Grindelwalda. Płyta DVD tym razem zawiera tylko jeden dodatek dotyczący kulis powstawania, pojawiającego się w filmie Francuskiego Ministerstwa Magii, którego wnętrza inspirowane były stylem tamtej epoki - art deco. Ciekawy materiał, szkoda, że tylko jeden.

Mamy intuicyjne menu i wybór scen. Oprócz tego możemy wybierać między napisami lub polskim dubbingiem. Co do tego ostatniego: do swoich ról dubbingowych powracają aktorzy, których poznaliśmy przy pierwszej odsłonie przygód Newta Scamandera. Z nowych głosów dobrze słucha się Marii Dębskiej jako Lety Lestrange. Jedynie polski głos Grindelwalda jakoś mnie nie przekonał. Adam Cywka jako Dumbledore był w porządku, jednak wolę Jude Law’a (no nic nie poradzę). Pozostali dobrze sprawdzili się w swoich rolach.

Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda tylko potwierdzają, że autorka Harry’ego Pottera historię Newta powinna wydać jako pełnowymiarowe powieści, bo scenariuszowo nie jest w stanie tego udźwignąć. Potencjał, jaki tkwi w tym świecie, nadal nie został w odpowiedni sposób wykorzystany. Wiele wątków nie rozwinięto, inne potraktowano po macoszemu. Mimo to czekam na kolejną odsłonę tej serii, bo w sumie do trzech razy sztuka. Może trzecia część będzie lepiej skrojona od swoich poprzedniczek. Poza tym znowu zostawiono nas z tyloma niewiadomymi, że tak czy siak, aby je poznać, pozostaje tylko czekać na kolejną część. Jaka by nie była. Mam nadzieję, że lepsza od tego, co dotychczas mieliśmy okazję zobaczyć.

Ocena: 5/10

Tytuł: „Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda”

Reżyseria: David Yates

Scenariusz: J.K. Rowling

Obsada:

  • Eddie Redmayne    
  • Katherine Waterston  
  • Johnny Depp
  • Zoe Kravitz
  • Jude Law 
  • Callum Turner      
  • Alison Sudol
  • Ezra Miller        
  • Carmen Ejogo
  • Dan Fogler
  • Alison Sudol

Muzyka: James Newton Howard

Zdjęcia: Philippe Rousselot

Montaż: Mark Day

Scenografia: Anna Pinnock

Kostiumy: Colleen Atwood

Czas trwania: 134 minuty

 

Dziękujemy dystrybutorowi Galapagos Films za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus