„Niezatapialni” - recenzja
Dodane: 27-03-2019 22:27 ()
Francja komedią stoi. I to od kilku lat. Jednak nie taką spod znaku made in USA. Bardziej ambitną i bardzo często z posmakiem słodko-gorzkim jak ma to miejsce w bardzo dobrze przyjętym w swojej ojczyźnie (aż 9 nominacji do Cezarów) i debiutującym u nas na VOD (szkoda, że nie załapał się na kinową premierę) nowym obrazem Gillesa Lellouche’a - „Niezatapialni”.
Osią fabularną tej francuskiej produkcji są perypetie grupy pływaków synchronicznych w wieku średnim oraz ich trenerki. I tak na dzień dobry poznajemy m.in. przedsiębiorcę - kombinatora - Marcusa, pracującego na basenie, życiową sierotę -Thierry’ego, podstarzałego rockmena - Simona, surowego i niepanującego nad swoimi emocjami Laurenta, Avanisha, którego francuskiego nikt kompletnie nie rozumie i będącego w depresji Bertranda, który jako ostatni dołącza do drużyny. Cały obraz tego wszystkiego dopełnia trenująca ich i jednocześnie walcząca z alkoholizmem po tragedii, jaką ją spotkała kilka lat wcześniej — Delphine. Początkowo ich zajęcia przypominają grupową terapię (szczególnie widać to po scenach w saunie, gdzie każdy z członków drużyny wykłada co mu leży na wątrobie). Wraz z pomysłem o występie na mistrzostwach i niedyspozycją ich głównej trenerki, na pierwszy plan wysuwa się była partnerka sportowa Delphine — Amanda, która postanawia przejąć grupkę nieudaczników i dokonać niemożliwego - uczynić z nich pływaków synchronicznych na medal. Czy jej się to uda i czy Panowie pokażą światu i swoim bliskim, na co ich stać? Tego nie zdradzę, ale warto poczekać do końca.
Po dość psychodelicznym wstępie nie spodziewałam się niczego dobrego. Jednak im dalej akcja posuwała się do przodu, tym bardziej historia męskiej grupy pływaków synchronicznych wciąga i zaciekawia. To komedia, która nie boi się poruszać poważnych życiowych problemów. Jest tu czas zarówno na śmiech (szczególnie gdy panowie trafiają pod komendę byłej partnerki sportowej Delfiny, Amandy i dostają wycisk), jak i na refleksję. Twórcy „Niezatapialnych” nie boją się trudnych tematów: bezrobocia, alkoholizmu, niepełnosprawności czy depresji (z całym jej spektrum począwszy od niezrozumienia powagi problemu w najbliższych kręgach rodziny i przyjaciół, wręcz zakrywającego po hipokryzję) po problemy z radzeniem sobie z emocjami i tym, co dostaliśmy w spadku po toksycznych rodzicach. Francuzi doskonale umieją te ludzkie ułomności ukazać, a jednocześnie przypomnieć nam, że życie nie składa się tylko z problemów; jest też czasem piękne, a nawet bywa zabawne. Twórcy trochę jak w krzywym zwierciadle śmieją się ze swoich bohaterów w ten bardzo ludzki sposób, bez popadania w przesadę czy wulgarność. Humor jest tu idealnie wyważony i blisko mu do tego, co możemy nazywać taką życiową ironią losu. Wcale mnie nie dziwi, że ten film zgarnął aż tyle nominacji do Cezarów (ostatecznie zdobył tylko jedną statuetkę dla najlepszego aktora drugoplanowego, ale i tak zasłużenie). I choć film Gillesa Lellouche’a wielu nazywa komedią to raczej bliżej jej do komediodramatu niż klasycznej komedii.
Najsilniejszą stroną obrazu Lellouche’a są bohaterowie: bankrutujący kobieciarz Marcus, wybuchowy Laurent, ciapa Thierry, nieradzący sobie z życiem bezrobotny Bertrand: jednym słowem - faceci, pogrążeni w kryzysie wieku średniego - tak można by ich określić na pierwszy rzut oka. To ludzie z niską samooceną wynikającą z przeróżnych przyczyn. Czasem jak się spogląda na całą ekipę tych pływaków, to ma się nimi ochotę mocno potrząsnąć. Są pogubieni i zdecydowanie nie radzą sobie z codziennością. Niby są fizycznie zdrowi, ale jakby niepełnosprawni w sferze życiowej, psychicznej. I na ironię losu, znajdujący swoje poczucie wartości w uprawianiu sportu, który raczej wielu kwalifikuje jako typowo kobiecy. Tym samym rzucają niejako wyzwanie światu, do którego reguł jakoś nie są w stanie się podporządkować. Bohaterowie „Niezatapialnych” to bardzo bliskie widzowi postaci - popełniają błędy, czasem się na nich uczą, czasem potrzebują więcej czasu, by zrozumieć, co zrobili źle. Ma się wrażenie, jakby czuli się już przegranymi za życia. Takie myślenie wynika w ich przypadku z różnych powodów: czasem to spadek po wychowaniu przez toksycznych rodziców (Laurent), czasem zderzenia nierealnych marzeń i ambicji z rzeczywistością (Simon). Jednak co ważne, uprawiając sport grupowy, widzimy, jak uczą się wzajemnej akceptacji z wszystkimi swoimi zaletami i wadami. Jak ogromne działanie terapeutyczne ma dla nich spotkanie z drugim człowiekiem podzielających te same zainteresowania, a jednocześnie nieoceniających ich za to, kim są i co w życiu osiągnęli. Liczy się tylko sport i wyzwania, jakie stawia, szczególnie dla tych uprawiających dyscyplinę drużynową.
„Niezatapialni” błyszczą fabularnie, jak i zebraną śmietanką aktorską, jaka wystąpiła w tym projekcie, na czele z takimi gwiazdami jak Mathieu Amalric (Bertrand), Benoît Poelvoorde (Marcus), Guillaume Canet (Laurent), Jean-Hugues Anglad (Simon) czy nagrodzony Cezarem, Philippe Katerine (Thierry). Jednak największą petardą i diamentem tej produkcji kradnącą każdą scenę, w której się pojawia, jest odgrywająca rolę Amandy, byłej partnerki sportowej Delphine - Leila Bekhti (u nas bardziej znana z „Proroka” czy serialu kryminalnego „Midnight Sun”). Jej Amanda, choć nie może już robić tego, co kocha, nie popadła w marazm, nie załamała się, a co ważne, umiejąca na nowo ułożyć swoje życie nie użalając się nad sobą. I takiej osoby, by „obudzić” naszych pływaków, było im potrzeba zdecydowanie.
Od strony muzycznej „Niezatapialni” mają ciekawą kompilację piosenek (zaczynając od tych nowszych, jak i sięgając po hity z lat młodości bohaterów takie jak: „Everybody Wants to Rule the World” Tears for Fears, motywu przewodniego z filmu „Rydwany Ognia”, „Marque Moon”, „Run Fay Run” Isaaca Hayesa, „Just Playing” The Notorious B.I.G, „Half Full Glass Of Wine” Dreams, Tame Impala, „Easy Lover” Phila Collinsa, „So good, so Right” Imagination, „The Wash” Vertigo i świetnie uzupełniającą ten muzyczny konglomerat ładną muzykę ilustracyjną Jona Briona (Lady Bird, Krzysiu gdzie jesteś?). Sprawdza się ona doskonale jako chwila oddechu po dość energetycznych, rockowych kawałkach. Idealnie oddaje to, czym dla bohaterów są zajęcia na basenie - chwilą relaksu, pewnego rodzaju ucieczką od problemów codziennego świata. Jedynym wyjątkiem jest tu tylko energetyczne "Entraînement militaire”, kiedy na pierwszy plan wkracza Amanda. Tym samym mamy przedsmak tego, co czeka bohaterów z jej strony.
Wady? Jedynie co można zarzucić tej produkcji to trochę nierówne tempo. Rozumiem, że twórcy w pełnej krasie chcieli pokazać bolączki trapiące naszych bohaterów i ich tzw backstory, ale przez to pierwsza część filmu momentami się dłuży. O wiele lepiej dzieje się w drugiej połowie, gdzie pałeczkę przejmuje Amanda, która nie patyczkuje się i daje popalić naszym championom (musztra Amandy i scena w saunie to zdecydowanie perełka).
„Niezatapialni” to film o mężczyznach. O ich przyjaźniach, miłościach i dręczących ich wewnętrznych demonach. To wyjątkowa opowieść, bo odziera ich z łatki macho czy playboya pokazując, że oni też potrafią być wrażliwi, mieć niską samoocenę i kompletnie nie radzić sobie z zastaną rzeczywistością, w której jakoś muszą funkcjonować. Nie odnajdywać się w narzuconych im przez świat rolach. To równocześnie opowieść o dobroczynnej roli, jaką może odgrywać aktywność fizyczna, która nie tylko może kształtować ciało, ale też leczyć ducha. Jakościowo „Niezatapialni” to ta sama półka co „Nietykalni”. Polecam. Nadróbcie koniecznie!
Ocena: 7/10
Tytuł: Niezatapialni
Tytuł oryginału: Le Grand Bain
PREMIERA VOD: 29 marca 2019 r.
GATUNEK: Komedia
PRODUKCJA: Belgia, Francja 2018
REŻYSERIA:Gilles Lellouche
OBSADA:Mathieu Amalric, Guillaume Canet, Benoît Poelvoorde, Jean-Hugues Anglade, Virginie Efira, Leïla Bekhti, Marina Foïs, Philippe Katerine, Félix Moati, Alban Ivanov, Balasingham Thamilchelvan, Jonathan Zaccaï, Mélanie Doutey
Czas trwania: 122 minuty
Dziękujemy dystrybutorowi Kino Świat za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus