„Ludzie boga” - recenzja
Dodane: 09-02-2019 00:01 ()
Każdego roku w Kościele katolickim obchodzony jest Tydzień Misyjny. „Ludzie Boga” to produkcja powstała na kanwie autentycznych wydarzeń do których doszło przed piętnastu laty w jednej z algierskich misji.
Marzec 1996 r. Pośród gór Atlas wznosi się niewielki klasztor Cystersów nieopodal miejscowości Tibhirine. W jego murach zamieszkuje ośmiu cystersów, na co dzień wspierających tutejszą ludność w trudach ich codziennego życia. Miejscowi ochoczo korzystają z pomocy misjonarzy; niestety nie wszyscy z równym entuzjazmem spoglądają na ich poczynania. Jak łatwo się domyślić lokalni fundamentaliści muzułmańscy (a tych jak wiadomo w Algierii nie brak) nie wykazują nadmiaru entuzjazmu z obecności chrześcijańskich mnichów. Agresja werbalna prędko nabiera znacznie bardziej realnych przejawów. Coraz częstsze napady fanatyków skłaniają zakonników do rozważenia ewentualnego powrotu do rodzinnej Francji, bądź też przeniesienia się w nieco bardziej spokojny rejon Magrebu. Przywiązanie do miejscowej ludności, której zwykli oni nieść pomoc w życiowych trudach, sprawia jednak, że misjonarze decydują się pozostać. Tymczasem tocząca się wówczas wojna domowa stawia pod znakiem zapytania bezpieczeństwo niewielkiej wspólnoty zakonnej. Dotychczasowa, harmonijna symbioza tubylców i przybyszy ulega gwałtownemu zachwianiu, a rytm codziennej pracy i modlitwy zostaje zaburzony. Spełniona utopia wspólnoty chrześcijan i wyznawców Allaha chyli się ku upadkowi. Pomimo nasilających się przejawów agresji misjonarze rezygnują również z oferowanej im przez wojska rządowe ochrony. Tym samym faktycznie zdają się na łaskę islamskich ekstremistów.
Film Xaviera Beauvoisa przenosi widza na płaszczyznę dylematów trzech środowisk: wspomnianych cystersów, lokalnej wspólnoty wiejskiej oraz muzułmańskich bojowników. Każda z nich dąży do zmiany świata na lepsze; sęk w tym, że wizje osiągnięcia szczęścia według ekstremistów i mnichów wzajemnie się wykluczają. Nie ma szans na jej pogodzenie ani też miejsca dla chrześcijańskich zakonników w post-rewolucyjnym „raju” muzułmanów. Ci, którzy spodziewają się po tej produkcji płaskiej hagiografii powinni być mile zaskoczeni. Bowiem bohaterów opowieści sportretowano z dużą dozą autentyzmu. Eremici nie są wolni od trawiących ich wątpliwości. Dzielą ich również różnice poglądów co do dalszego losu wspólnoty. Droga ku wierności wyznawanym ideałom – także w wykonaniu zakonników - tradycyjnie do łatwych nie należy. Przynajmniej niektóre sceny zdają się bardzo trafnie ujmować ten problem.
Szczególnie udanie i przekonująco oddano atmosferę klasztornego życia. Refleksyjność i modlitwa przenika się z narastającym poczuciem zagrożenia. Co więcej realizatorzy uniknęli pułapki zbędnego, ciężkostrawnego patosu. W szerszym wymiarze film może sprawiać wrażenie swoistej metafory współczesnego Kościoła, który pomimo nasilających się zagrożeń nie porzuca działalności misyjnej. Dobór obsady również nie wzbudza zastrzeżeń – zwłaszcza w kontekście wcielającego się w brata Christiana jednego z najbardziej rozpoznawalnych aktorów francuskiego kina, Lamberta Wilsona („El Dorado”, „Tragarz puchu”, „Matrix Reaktywacja”). Odgrywany przezeń zakonnik, pomimo wyraźnego stonowania i wyciszenia, jawi się jako silna, przywódcza osobowość, który niejako na przekór okolicznościom potrafi stać się oparciem zarówno dla reszty wspólnoty jak i algierskich mieszkańców wioski.
W 2010 r. film został doceniony przez jury festiwalu filmowego w Cannes podczas którego „Ludzi Boga” uhonorowano Grand Prix. Okoliczność tym bardziej zjawiskowa, że gremium decydentów tej imprezy z reguły nie wykazuje nadmiaru entuzjazmu wobec chrześcijan oraz wyznawanego przez nich światopoglądu.
comments powered by Disqus