„Transformers: The Movie” - recenzja
Dodane: 14-01-2019 19:50 ()
Początek lat 90. ubiegłego stulecia to dominacja wypożyczalni kaset wideo, a także otwarcie wielkiego okna na świat, jakim niewątpliwie było pojawienie się obok dwóch szarych programów telewizyjnych popularnej brytyjskiej stacji Sky One. To dzięki zachodniemu kanałowi do kraju nad Wisłą dotarł popularny serial animowany o rywalizacji dwóch frakcji Transformers – Autobotów i Deceptikonów, a dzięki kasetom VHS poznaliśmy Transformers: The Movie.
Popularne roboty zadebiutowały na małym ekranie we wrześniu 1984 roku. Po miniserii i dwóch pełnych sezonach szał na Transformery okazał się tak duży, że zdecydowano się na pełnometrażowy film kinowy, który pojawił się w kinach 8 sierpnia 1986 roku. Mimo że produkcja zarobiła niespełna 6 milionów dolarów (po uwzględnieniu inflacji 14,4 mln, co nadal jest mało spektakularnym wynikiem), to jednak przez wielu miłośników dużych robotów uznawana jest za najlepszy jak dotąd film o zabawkach Hasbro. Warto zauważyć, że na początku lat dziewięćdziesiątych była jedną z najchętniej wypożyczanych animacji. Aż dziw bierze, że do dziś dzieło Nelsona Shina nie doczekało się porządnego, nie wspominając już o rocznicowym, wydania na rodzimym rynku.
Hasbro dość często wykorzystywało animacje do prezentacji nowych modeli swoich zabawek. Tak też było w przypadku Transformers, ale nikt chyba nie przypuszczał, że przy okazji pełnometrażowego filmu uda się osiągnąć coś więcej. Fabuła obrazu nie jest przecież skomplikowana. Odwieczny konflikt Autobotów i Deceptikonów przenosi się do nowych lokacji w galaktyce. Trafia też na Ziemię, gdzie dominujący gatunek „białkowców” nie stanowi dla robotów większego zagrożenia. Jednak ludzie dość szybko wchodzą w alians z Autobotami, a ich niekwestionowany lider – Optimus Prime – nie tylko przysięga bronić nowego sojusznika aż po kres swych dni, ale we współpracy widzi możliwość pokonania wroga. Atak na opancerzone miasto plus wymiana ciosów między gigantami to nie tylko najlepsze ujęcia z animacji, ale też interesujący zamysł ukazania konfliktu na tle znacznie większego zagrożenia. Oto bowiem niepowstrzymany kosmiczny niszczyciel światów żerujący na innych planetach – potężny Unicron – zagraża wszelkiemu życiu we wszechświecie. A na jego drodze znajdują się nie tylko kosmiczne odpadki, ale również Cybertron. Czy Transformerom uda się wznieść ponad podziały i pokonać wspólnego wroga?
W animacjach podobnie jak w komiksach śmierć dość rzadko zabiera bohaterów na stałe. Niemniej ta pokazana w pierwszym akcie filmu wywołuje głębokie emocje, a twórcy nie pozwolili sobie na jej trywializację. Z perspektywy czasu akt poświęcenia nadal ogląda się z zapartym tchem. W tej sprawnie skonstruowanej fabule nie ma fałszywych nut. Wszystko zostało misternie rozplanowane. Śmierć herosa oraz narodziny nowego, początkowo niedojrzałego i krnąbrnego. Jednak kosmiczne perypetie i wyprawy w nieznane rewiry galaktyki pozwoliły, aby młodziak okrzepł, nabrał doświadczenia u boku starego wiarusa, uwierzył w siebie i dał nadzieję swoim pobratymcom. Bo czyż to nie miała być najczarniejsza godzina, w której Autoboty zawalczą o los wszechświata?
Mimo że fabuła posklejana jest ze znanych schematów, to twórcom nie można odmówić świeżości w ujęciu klasycznego wątku od zera do bohatera. Nie ma tu nadmiernego patosu, a dynamicznie rozwijająca się akcja, często zmieniane lokacje, pojawianie się nowych niebezpieczeństw i nieoczekiwanych sojuszników nadają opowieści lekkości i utrzymują ją w kanonie kina nowej przygody. Bo w tamtym okresie trudno odmówić tej produkcji tego miana. To połączenie science fiction, awanturniczej, przygodowej wyprawy, grozy, kina kosmicznej drogi, ale też obraz o dorastaniu do poważnych decyzji. Proporcje każdego z tych elementów zostały umiejętnie wyważone i dlatego po latach Transformers: The Movie wciąż nie przestaje zadziwiać i elektryzować widza. Nie tylko majestatyczny Unicron, ale też lokacje pokroju planety śmieci czy atak demonicznych Quintessonów to elementy urozmaicające tradycyjną opowieść o walce dobra ze złem. Nie wolno też zapominać o fantastycznej ścieżce dźwiękowej z tak kultowymi dziś kawałkami Stana Busha – The Touch i Dare, Nothin’s Gonna Stand in Our Way w interpretacji Spectre General czy instrumentalne Escape, Death of Optimus Prime. Muzyka z syntezatorów lat osiemdziesiątych może wywoływać mieszane uczucia, ale ścieżka skomponowana przez Vince’a DiColę idealnie ilustruje najważniejsze wydarzenia w obrazie i całkiem przyjemnie się zestarzała, a na pewno bije na głowę muzykę z produkcji Michaela Baya.
Trudno wyobrazić sobie animację bez aktorskich tytanów w obsadzie. Można rzec, że podobne produkcje stoją magią głosów. Chyba nikt dzisiaj nie wątpi, że Peter Cullen to wymarzony Optimus Prime, ale nie wolno zapominać, że dzieło Nelsona Shina ma dwóch bardziej utytułowanych i docenionych aktorów. Mowa oczywiście o aktorskiej osobistości, którą niewątpliwie był Orson Welles (Obywatel Kane). Był to jeden z ostatnich występów w jego karierze, a artysta odszedł przed premierą filmu. Udzielił swojego władczego, niepokojącego głosu postaci Unicrona. Drugim rozpoznawalnym dzięki serii Star Trek aktorem jest Leonard Nimoy, tym razem jednak nieportretujący pokojowo usposobionego Spocka, a tyrana Galvatrona. Nie można też zapominać o utalentowanym Judzie Nelsonie, którego gwiazda nigdy nie rozbłysła, ale w tym przypadku nadał on postaci Hot Roda potrzebnej młodzieńczej witalności i zadziorności, a Rodimusowi Prime’owi niezbędnej powagi. Na osobną uwagę zasługuje też Frank Welker, niebywały talent w modulacji głosu, który pozwolił mu wcielić się w aż osiem postaci. Oczywiście ta najbardziej pamiętna i wybornie zagrana to potężny Megatron. Hugo Weaving udzielający głosu liderowi Deceptikonów na potrzeby filmów Michaela Baya nigdy nie osiągnął poziomu Welkera.
Kiedy słyszy się o kolejnych rocznicowych wydaniach Transformers: The Movie czy wspominkowych emisjach, jak z 27 września ubiegłego roku, to łezka kręci się w oku, że najlepszy pełnometrażowy film z Transformerami wciąż czeka na spektakularne polskie wydanie. Oby ktoś w końcu nadrobił to haniebne zaniedbanie.
Ocena: 9/10
Tytuł: Transformers: The Movie
Reżyseria: Nelson Shin
Scenariusz: Ron Friedman
Obsada:
- Orson Welles
- Robert Stack
- Leonard Nimoy
- Peter Cullen
- Judd Nelson
- Lionel Stander
- Frank Welker
- Corey Burton
- Michael Bell
- Gregg Berger
- Susan Blu
Muzyka: Vince DiCola
Zdjęcia: Masatoshi Fukui
Montaż: David Hankins
Scenografia: Pete Ciccotto, Takao Sawada
Czas trwania: 84 minuty
Artykuł powstał z okazji jubileuszowego 75. numeru Magazynu Miłośników Komiksów KZ.
comments powered by Disqus