„Star Wars Komiks” 6/2018: „Zemsta Droida” - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 06-01-2019 12:35 ()


Przez trzy kolejne tomy gwiezdnowojenny flagowiec Marvela, seria „Star Wars”, zszedł na psy. Zaczęło się od nieśmiesznej komedii pomyłek pt. „Ostatni lot gwiezdnego niszczyciela”, następnie przyszło nieporozumienie zwane „Tajną wojną mistrza Yody”, a na końcu dostaliśmy najgorsze: koszmarny crossover z „Doktor Aphrą” o nazwie „Cytadela grozy”. Po tej spektakularnej wtopie moje oczekiwana w stosunku do cyklu spadły do zera. Nie czekałem na kolejny komiks do tego stopnia, że starałem się jak najbardziej odsunąć w czasie moment, w którym musiałem sięgnąć po kolejny tom. Nie wiem, jak przyjąłbym czwartą z rzędu historię, która całkowicie marnowałaby potencjał najważniejszej serii komiksowej całego uniwersum, ale to zapewne przelałoby czarę goryczy. Pocieszało mnie tylko to, że „Out Among the Stars”, w Polsce wydane pod tytułem „Zemsta droida”, jest zbiorem bardzo luźno powiązanych ze sobą one-shotów. Chociaż jedna z tych historyjek musiała być w końcu dobra, prawda?

I była. Więcej, aż pięć z siedmiu historyjek było dobrych! Seria „Star Wars” nie wyszła z dołka – ona z niego wręcz wyskoczyła! Ale po kolei. Chociaż wstępniak z tego numeru „Star Wars Komiks” sugeruje, że na „Zemstę droida” składają się cztery historie, w istocie jest ich siedem. Cztery pierwsze są faktycznie ze sobą połączone, ale tylko bardzo powierzchownie. Pierwotnie wydano je jako „Rebels in the Wild”, „The Thirteen Crates”, „The Hutt Run” oraz właśnie „Revenge of the Astromech”. Kolejne trzy to „Imperialna duma”, „Piasek daje i zabiera” oraz „Odcięci” (w org. „Star Wars Annual 3”). Uff, sporo tego.

Zacznę od tego, co akurat wypadło najgorzej, by czym prędzej mieć za sobą nieprzyjemności. A są to początek i koniec, które mają ze sobą jedną wspólną postać: Leię. W „Rebels in the Wild” dołączył do niej Luke, by spędzić z nią kilka tygodni (!) na bezludnej wyspie, w „Odciętych” Han, by zmierzyć się z pałającym zemstą byłym wspólnikiem. Luke i Leia sami, na wyspie, walczący o przetrwanie… to ani nie brzmi, ani nie wygląda zachęcająco. Szczególnie gdy twórcy starają nam się wcisnąć, że w wieku dziewięciu lat księżniczka dokonywała survivalowych cudów. „Odcięci” są z kolei dość przewidywalną opowiastką z naiwnym zakończeniem.

Tyle złego. Dobrego jest znacznie więcej, a zaczyna się od pewnych skrzynek z blasterami E-11, które ukradła i zarazem wcale nie ukradła Sana Starros. To chyba najlepszy komiksowy one-shot o przekręcie, jaki kiedykolwiek czytałem. Dodatkowym plusem jest udział w historii Lando Calrissiana. „The Hutt Run” to z kolei popis Hana i Chewiego, którzy muszą dostarczyć znanego z „Walce na Księżycu Przemytników” hutta Grakkusa do nowego więzienia. Doświadczymy tu emocji i twistów godnych całej miniserii. Ale wisienką na torcie jest i tak tytułowa – i słusznie, że tytułowa – „Zemsta droida”. R2-D2 wkrada się na pokład gwiezdnego niszczyciela samego Dartha Vadera, by wyciągnąć zeń schwytanego dwa tomy wcześniej C-3PO. A robi to tak błyskotliwie i przy tym zabawnie, że po lekturze będziecie pewnie zachwyceni, szczególnie jeśli jesteście fanami pyskatego droida. „Imperialna duma” za to ukazuje kolejną misję niesławnego oddziału SCAR, jednej z najlepszych rzeczy, jakie wymyślono na potrzeby całej serii. „Piasek daje i zabiera” liczy zaledwie kilka stron, ale cieszy zwięzłą formą i stylową oprawą graficzną.

Nie licząc właśnie „Piasku…” i „Odciętych”, za rysunki w tym tomie odpowiada nasz stary znajomy, główny rysownik serii „Star Wars”, Salvador Larroca. I, wybaczcie, ale nie mogę przejść do porządku dziennego nad tym, jak ten znakomity przecież artysta rujnuje sobie reputację. Nie wiem, czy to kwestia braku czasu i konieczności dotarcia do kolejnego deadline’u czy kwestia lenistwa, ale łączenie kadrów z filmów z twarzami Hana, Luke’a i Lei to zbrodnia. Czasem efekt jest zgrabny, jednak w większości wypadków... nie, po prostu nie. Gdyby nie to, oceniłbym gwiezdnowojenną twórczość Larroci niezwykle pozytywnie. Poza twarzami głównych bohaterów (plus niekiedy innymi), to naprawdę dobre rysunki, którym nie mogę nic poważniejszego zarzucić.

Seria „Star Wars” wróciła z długiej i męczącej podróży. Chociaż nadal nie wykorzystuje swojego potencjału, to przynajmniej porzuciła kuriozalne i zdecydowanie zbyt oryginalne pomysły rodem z wczesnego starego kanonu. „Zemsta droida” to świetna antologia one-shotów, której nie przeszkadzają ani dwie nieco gorsze historyjki, ani eksperymenty twarzowe rysownika. Co więcej, jej wielką zaletą jest niewielkie powiązanie z serią „Star Wars”, co pozwala mi polecić ten komiks absolutnie każdemu fanowi odległej galaktyki. Nie zawiedziecie się.

 

Tytuł: „Star Wars Komiks” 6/2018: „Zemsta Droida”

  • Scenariusz: Jason Aaron
  • Rysunek: Salvador Larroca
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Data premiery: 06.12.2018 r.
  • Tłumaczenie: Jacek Drewnowski 
  • Liczba stron: 144
  • Format: 170x260 mm
  • Oprawa: miękka
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Wydanie: I
  • Cena: 19,99 zł

 Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus