„2036: Nieznany obiekt” - recenzja
Dodane: 30-09-2018 15:53 ()
Zapowiadał się ciekawy film science fiction, a wyszła komiczna.... katastrofa. I to dosłownie, bo pierwsze sceny obrazu „2036: Nieznany obiekt” pokazują nam nieudaną ekspedycję załogową na Marsa, której skutkiem była śmierć wszystkich osób biorących w niej bezpośredni udział w tym ojca głównej bohaterki, Mackenzie „Mack” Wilson. Później zostajemy przeniesieni kilka lat do przodu.
Mack zostaje kontrolerką misji kosmicznych i tym razem ma wziąć udział w misji dowodzonej przez ARTI-ego, sztuczną inteligencję (w tym świecie przyszłości sztuczna inteligencja ma się dobrze i nikomu nie przychodzi do głowy, że może mieć niecne zamiary). Co bardziej absurdalne, decydenci twierdzą, że sztuczna inteligencja jest lepsza we wszystkim, a człowiek ma tylko ją wspomagać. Tak, brzmi to paranoicznie, ale w trakcie seansu „bzdurnych teorii” będzie więcej, niestety. Podczas wspólnej misji Mack wraz z ARTI-m odkrywają na powierzchni Marsa tajemniczy czarny sześcian, którego odnalezienie być może na zawsze zmieni losy ludzkości...
Czego tu nie ma: rządowo-wojskowy spisek, sztuczna inteligencja, kosmici, a wszystko polane jakimś new age'owym sosikiem. Niestety im bliżej finału tej opowieści, tym jest gorzej. Tym bardziej szkoda, bo zapowiadał się film w najgorszym razie jako niezły. Fabularnie też początkowo było obiecująco. Ciekawie oglądało się korelacje i nawiązywanie więzi między ARTI-m i Mackenzie. W bohaterce, która jakoś specjalnie nie podzielała fascynacji możliwościami sztucznej inteligencji, bardziej licząc na kreatywny, choć czasem błędny ludzki rozum, widać było zmiany wraz z tokiem akcji. Można było gołym okiem zauważyć rodzącą się w niej nić sympatii i porozumienia do sztucznej inteligencji. Również ARTI wraz z bliższym poznawaniem swojej współpracowniczki coraz bardziej stawał się „ludzki”. I gdyby twórcy na tym poprzestali, dodając ciekawy wątek sensacyjny, to film jak najbardziej by się obronił, tym bardziej że ma ładne zdjęcia i ścieżkę dźwiękową (dokładniej autorstwa Michaela Stevensa, który stworzył muzykę do takich filmowych hitów jak „Gran Torino”, „Invictus – Niepokonany” czy „Listy z Iwo Jimy”).
Niestety, twórcy jednak zdecydowanie „zaszaleli” i przedobrzyli. To, co na początku jawiło się jako przyjemny sensacyjny film science fiction, przy końcu przechodzi w postapokaliptyczny film katastroficzny z tak pokręconym zakończeniem, że człowiek zastanawia się „co to miało być”? Nie ma sensu, nie ma logiki... A końcowy monolog ARTI-ego to jakiś kosmos... i to raczej w tym złym znaczeniu. Szkoda aktorów, którzy na swój sposób próbowali ratować ten film na czele z odtwórczynią głównej roli, czyli Katee Sackhoff. Aktorka robi co może, ale nawet niezła gra nie na wiele się tu zda.
Jeżeli chcecie zobaczyć dobry i trzymający w napięciu film o kosmosie i kosmonautach, włączcie sobie „Grawitację” lub „Marsjanina”, a „2036: Nieznany obiekt” odpuście sobie definitywnie. To strata czasu.
Ocena: 2/10
Tytuł: „2036: Nieznany obiekt”
Reżyseria: Hasraf Dulull
Scenariusz: Gary Hall
Obsada:
- Katee Sackhoff
- Julie Cox
- Steven Cree
- Ray Fearon
- Noush Skaugen
- Joe David Walters
Muzyka: Michael Stevens
Zdjęcia: Adam Sculthorp
Montaż: Jeremy Gibbs
Scenografia: Janna Pahomova
Czas trwania: 94 minuty
Dziękujemy dystrybutorowi Kino Świat za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus