„Star Wars Komiks” 4/2018: „Darth Vader: Mroczny Lord Sithów” - recenzja
Dodane: 16-09-2018 08:26 ()
Odkąd piszę recenzje różnych dzieł Star Wars, a będzie to już dobrych kilkanaście lat, nieustannie twierdzę, że Darth Vader to idealna komiksowa postać. Wiedzieli to redaktorzy Dark Horse Comics za czasów Legend i wiedzą to ich następcy z Marvela. Licząca dwadzieścia pięć zeszytów seria o Mrocznym Lordzie pt. „Darth Vader” to, mimo niezbyt wyszukanej nazwy, moim zdaniem najlepsza historia obrazkowa nowego kanonu. Twórcy zamknęli ją w idealnym momencie, szczególnie że za tym od razu poszła wieść, że Vader wkrótce powróci – tak jakby. O ile pierwsza seria ukazywała Sitha zaraz po „Nowej nadziei”, o tyle ta druga zaczyna się nawet nie po „Zemście Sithów”, ale jeszcze w jej trakcie: dosłownie w momencie niesławnego „Noooo!”
Pierwszy tom „Dartha Vadera: Mrocznego Lorda Sithów” (bo tak oficjalnie zwie się nowy cykl) pt. „Wybraniec” przede wszystkim roztrząsa jedną, podstawową kwestię: jak tytułowy bohater zdobył swój pierwszy czerwony miecz świetlny. W starym kanonie to mogła być stosunkowo prosta rzecz, natomiast w nowym, gdzie uzyskanie szkarłatnej klingi wymaga „spaczenia” czyjegoś kryształu kyber, sprawa wymaga więcej wysiłku – a z tym wiąże się oczywiście kwestia upolowania jakiegoś Jedi. Fabuła może nie jest nadmiernie skomplikowana (ot, poleć, zabierz i pozamiataj), natomiast Sith kryje się w szczegółach. Twórcy komiksu nie udają, że zależało im na wartkiej akcji i widowiskowości. Pierwszych chwil Anakina Skywalkera zakutego w zbroję nie wypełniają przemyślenia i roztrząsanie meandrów własnego losu. Z jednej strony to świetnie wygląda, z drugiej – trochę żałuję zmarnowanego potencjału. Jednak jeśli oceniać tylko to, co jest, a nie to, co mogłoby być, „Wybraniec” fabularnie sprawia dobre wrażenie, z pewnym zastrzeżeniem, do którego jeszcze wrócę.
Komiks wykorzystuje jednak, w pewnym stopniu, inną okazję. Na jego kartach jesteśmy w końcu świadkami pierwszych godzin i dni panowania Imperatora. Po pierwsze, oglądamy pokłosie Rozkazu 66, po drugie… nikt przecież nie ma pojęcia, kim jest Vader. Zostaje to znakomicie ukazane w „Wybrańcu”, między innymi w scenie, gdzie Sith postanawia przetestować swoją nową zbroję przeciwko oddziałowi imperialnych klonów. Co sprowadza mnie do innej kwestii: Darth Vader ukazany jest bardzo dobrze, natomiast jego główny przeciwnik, mistrz Jedi Kirak Infil’a… nieco gorzej? Ciężko mi się oprzeć wrażeniu, że scenarzysta Charles Soule (niemalże weteran nowego kanonu, który ma na koncie m.in. cykl „Poe Dameron” i miniserię „Lando”) odrobinę przekombinował, tworząc tego bohatera. Na przestrzeni kilkudziesięciu stron mieliśmy dostać pełnokrwistą postać łączącą cechy przepakowanego bossa rodem z gry komputerowej z oryginalnym Jedi. Do pewnego momentu się udało, a potem, cóż, nie będzie spoilerem, jeśli powiem, że finał jego starcia z Vaderem jest przeraźliwie rozczarowujący.
Na osobną uwagę zasługuje końcówka komiksu, już po rozwiązaniu sprawy miecza świetlnego, które ze względu na pewną wspaniałą scenę alternatywnego wydarzenia jest dużo bardziej satysfakcjonujące od finiszu wspomnianego pojedynku. Ostatni zeszyt nagle zaczyna inny wątek, wątek powiązany ogólnie z Inkwizytorami, a szczególnie z Wielkim Inkwizytorem znanym z serialu animowanego „Rebelianci”. Nie jestem fanem tego typu zagrywek w komiksach, a w tym wypadku rozwiązanie to sprawia wrażenie czegoś dodanego na siłę z braku pomysłu na to, jak wypełnić do końca pierwszy tom serii.
Tak jak zawsze powtarzam, że Vader idealnie wpasowuje się w stylistykę komiksową, tak dodaję do tego, że w parze z tym muszą iść dobre rysunki tegoż Vadera. Wybaczcie moją twardogłową postawę, ale gdy w poważnym dziele widzę niepoprawnie narysowany hełm Mrocznego Lorda, który przypomina swoją karykaturę, na łeb na szyję spada moja immersja w uniwersum odległej galaktyki. Tak jest niestety w przypadku „Wybrańca” i prac Giuseppe Camuncoli. Co ciekawe, artysta nie miał podobnego problemu z hełmami szturmowców-klonów: ci wyglądają niemal idealnie. Najlepszego wrażenia nie sprawiają grubo ciosane twarze postaci, których nie zasłaniają maski, niemniej do rysunków tzw. martwej natury, w tym maszyn i pojazdów nie mam zastrzeżeń. Przy całym nie-vaderowym Vaderze jakaś namiastka klimatu jest wyczuwalna. Szkoda jedynie, że jest jej tak niewiele.
Wstęp nowej serii komiksowej o najsłynniejszym z Mrocznych Lordów to dzieło nierówne. Fabularnie wychodzi na plus, mimo niepasującej końcówki i niezbyt ambitnego podejścia do Vadera. Rysunkowo jest na minus, głównie za sprawą wyglądu tytułowego bohatera, ale parę innych elementów to rekompensuje. Wrażenia z lektury są niewątpliwie pozytywne i czuć, że w tych komiksach drzemie znacznie większy potencjał. Jeśli tylko twórcy z niego w pełni skorzystają – i pojawi się lepszy rysownik – seria może dobić do poziomu pierwszego „Dartha Vadera”. A tymczasem po „Wybrańca” sięgnąć warto, ale bez zbyt wygórowanych oczekiwań.
Tytuł: „Star Wars Komiks” 4/2018: „Darth Vader: Mroczny Lord Sithów”
- Scenariusz: Charles Soule
- Rysunek: Giuseppe Camuncoli
- Wydawnictwo: Egmont
- Data premiery: 07.08.2018 r.
- Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
- Liczba stron: 128
- Format: 170x260 mm
- Oprawa: miękka
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Wydanie: I
- Cena: 19,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus