„Rzutem do mety” - recenzja
Dodane: 24-08-2018 10:46 ()
Otwieram pudełko. W nim masa kości i jakieś karty. Skoro mamy tyle kości to pewnie jest mega losowo, pomyślałam. No nic, czytam instrukcję, która przynosi ulgę. Rzutem do mety to tytuł, w którym ścigamy się, używając kostek. One jedynie reprezentują zawodników, co nie jest typowym rozwiązaniem w grach planszowych.
O co chodzi? Na początku gry rzucamy grupą kostek. Następnie gracze otrzymują karty celów i karty ruchu. Gra toczy się przez 4 rundy. Zadaniem grających jest zdobycie jak najwięcej punktów, które otrzymuje się za realizację swoich celów. Te określają jakiego koloru i jakiej wartości kostki, powinny być na czele wyścigu. By to osiągnąć, gracze zagrywają karty ruchu. Pozwalają one na przestawianie i rozbijanie kostek na mniejsze grupy. Możemy na przykład przesuwać kostki czerwone albo z wartością 3. Mamy też karty specjalne pozwalające na modyfikację wyników na kościach czy przesuwaniu całych grup na stole. Gracze mogą też poświęcić swoją turę na przerzut kości albo ujawnić swoją kartę celu. W momencie, kiedy ujawnimy kartę końca rundy, gracze ustalają, ile zdobyli punktów. Za każdą kość znajdującą się w grupie prowadzącej, możemy otrzymać 0,1 lub 3 punkty. Jeśli kostka ma inny kolor i inną wartość, niż ta wskazana przez cel to przynosi graczowi 0 punktów. Za odpowiedni kolor lub wartość dostajemy 1 punkt. Jeśli kostka ma obie wskazane cechy, to daje aż 3 punkty. Na podstawie zdobytych punktów, przyznajemy tzw. Duże punkty zwycięstwa. Najwięcej zdobywa wygrany etapu, kolejni gracze otrzymują odpowiednio 2 i 1 punkt.
Rzutem do mety ma bardzo proste zasady. Wszystkie informacje, które są istotne, czyli przebieg rundy, wyjaśnienie akcji specjalnych, wytłumaczone jest na karcie pomocy. Elementy gry są dobrze wykonane. Szczególnie spodobały mi się bardzo czytelne, dobrze wyważone, kolorowe kości. Pudełko standardowo mogłoby być mniejsze, ale nie ma tu tragedii.
Jakie wrażenia przyniosła rozgrywka?
Podczas gry musimy trochę pokombinować. Umiejętnie zagrywać karty ruchu, by zdobyć jak najwięcej punktów. I to kombinowanie jest bardzo przyjemne. Nie paraliżuje, ale daje sporo możliwości do pomyślenia.
Po zagraniu karty ruchu musimy przestawiać kości. Jest to trochę żmudne. Kości jest sporo, musimy uważać, żeby nie przekręcić ścianek. Trzeba też pilnować, by każda grupa była dobrze widoczna i dobrze odseparowana od pozostałych. Ten element gry trochę drażni, bo wymaga skupienia i najlepiej, gdyby robiła go tylko jedna osoba.
Liczenie punktów jest jasne i zrozumiałe. Z drugiej strony otrzymane na początku rozgrywki cele, mogą skutecznie wyeliminować nas z walki o zwycięstwo. Jeśli kilku graczy otrzyma zbieżne cele, a ktoś będzie je miał całkowicie inne. To niestety w czasie rozgrywki nie jest w stanie samodzielnie przeszkodzić innym. Szkoda, że autor gry nie zabezpieczył się przed taką ewentualnością, np. poprzez danie 5 kart graczom.
Skalowanie. Gra inaczej działa, gdy mamy 3 czy 4 graczy, a inaczej gdy jest ich 5 lub 6. Z premedytacją nie wspominam o grze dwuosobowej, która po prostu jest słaba. W 3 lub 4 graczy, mamy większe możliwości wpływania na to, co dzieje się na stole. W 5 lub 6 graczy mamy festiwal przypadkowości i praktycznie zerową kontrolę nad tym, co się dzieje na stole. Dodatkowo w tym wariancie karta końcu etapu pojawia się po 2 ruchach gracza, co jeszcze bardziej potęguje odczucie braku kontroli nad wynikiem.
Pomimo tych utyskiwań, muszę stwierdzić, że Rzutem do mety sprawdza się jako taki niewielki fillerek. Dobry do grania z dzieciakami czy w gronie rodzinnym. Zaawansowani gracze raczej nie znajdą w tym tytule zbyt wiele.
Zawartość pudełka:
- 30 kolorowych kości
- 70 Kart Ruchu
- 30 Kart Ukrytego Celu
- 4 Karty Etapu
- 6 Kart Pomocy
- instrukcja
Dziękujemy wydawnictwu Trefl za udostępnienie egzemplarza o recenzji.
comments powered by Disqus