„Na karuzeli życia” - recenzja
Dodane: 09-05-2018 22:00 ()
Kino allenowskie przez jednych wielbione, a przez drugich znienawidzone... Nie da się ukryć, że cokolwiek by się nie powiedziało o Woodym Allenie i jego twórczości, jedno jest pewne: potrafi poruszyć swoim odbiorcą i skłonić go do rozważań nad historią, którą prezentuje. Jednak czy ta sztuka udała mu się w najnowszym dziele?
„Na karuzeli życia” to historia rozgrywająca się w latach 50. w okresie wakacyjnym na amerykańskim Coney Island. Właśnie tam na stałe pracują i żyją Ginny (była aktorka, a obecnie kelnerka w jednym z barów) i jej mąż Humpty (operator karuzeli w parku rozrywki). Ich spokojną egzystencję przerywa przybycie dawno niewidzianej Caroliny, córki Humpty'ego z pierwszego małżeństwa, która ucieka przed kumplami męża z włoskiej mafii. Jakby tego było mało, na horyzoncie pojawia się przystojny ratownik Mickey, który jeszcze bardziej namiesza w ich historii.
Na początku warto zauważyć bardzo ważną rzecz. Przepiękne, wręcz przepełnione pewną magicznością zdjęcia Vittorio Storaro. To właśnie dla nich w głównej mierze warto zobaczyć ten film. Przepięknie pokazane kadry, które jak żywo nawiązują do najlepszych filmów lat 50. i tamtej filmografii. Ponadto reżyser odwołuje się do klasycznej zasady trzech jedności, znanej już z tragedii antycznych. I to nie jedyne nawiązania do tradycji teatralnych. Podczas seansu niejednokrotnie kadry są tak stylizowane, że widz ma wrażenie przebywania w teatrze, a nie na sali kinowej.
To, co jeszcze wybija się pozytywnie to zdecydowanie warstwa muzyczna. Soundtrack z tej produkcji warto przesłuchać osobno. Piosenki z tamtych czasów tylko podkreślają charakter epoki (na czele z „Coney Island Washboard” Mills Brothers) oraz pewną nostalgię, która dominuje w tym obrazie.
Nie da się ukryć, że to jedno z uczuć, które praktycznie wylewa się z każdej sceny. Najnowsze dzieło Allena, choć pozornie to poplątana historia miłosna to tak naprawdę opowieść o ludzkich porażkach i upadkach. O stracie, której nie ma jak odzyskać. Każdy z bohaterów na własnej skórze ją odczuł. Powody takiego stanu rzeczy, mimo że są różne: niewierność, wojna, śmierć czy miłość to zawsze kończą się tak samo: żalem za tym, co się miało wcześniej, a nie doceniało należycie.
I to chyba najważniejsze przesłanie tej historii: cenić to, co ma się pod ręką, bo w każdej chwili możemy to stracić bezpowrotnie i na zawsze. W dużej mierze „Na karuzeli życia” to film pokazujący życie jak metaforę Diabelskiego Młyna: raz na samym szczycie, a za chwilę na samym dnie. I tak w kółko, i bez końca.
Jednak daleko najnowszemu dziełu Allena do jego wcześniejszych dokonań. Co gorsza, nie wiadomo co tak naprawdę nie gra. Od strony aktorskiej jest naprawdę świetnie. Na szczególne wyróżnienie zasługuje Kate Winslet w roli rozegranej emocjonalnie byłej aktorki Ginny. Reszta aktorów też się spisuje; no może oprócz Justina Timberlake'a – jakoś się nie odnalazł w tej produkcji. Każdy element tego filmu, choć na wysokim poziomie to razem jakoś nie błyszczy. Tym razem czegoś zabrakło. Być może chodzi o lekkość, jaką cechowały się np. „O północy w Paryżu” czy wcześniejsze dzieła Allena, której tu jest jak na lekarstwo.
Jeżeli chodzi o samo wydanie DVD: można wybierać między polskimi napisami a lektorem. Szkoda, że nie ma jakichś konkretnych dodatków z tej produkcji (tylko uświadczymy zwiastuny innych filmów).„Na karuzeli życia”, choć nie jest może najlepszym filmem Woody'ego Allena to jego fanom powinien się spodobać.
Ocena: 6/10
Tytuł: „Na karuzeli życia”
Reżyseria: Woody Allen
Scenariusz: Woody Allen
Obsada:
- Justin Timberlake
- Juno Temple
- Robert C. Kirk
- Kate Winslet
- Jim Belushi
- Jack Gore
- Tommy Nohilly
- Tony Sirico
Muzyka: Sandro Di Stefano
Zdjęcia: Vittorio Storaro
Montaż: Alisa Lepselter
Scenografia: Regina Graves
Kostiumy: Suzy Benzinger
Czas trwania: 101 minut
Dziękujemy dystrybutorowi Kino Świat za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus