„Star Wars Komiks" 2/2018: „Cytadela grozy” - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 02-05-2018 12:20 ()


Horror i Star Wars wbrew pozorom mają ze sobą wiele wspólnego. W filmach dają o sobie znać wszelkiego rodzaju potwory i monstra, więc nie rzuca się to tak bardzo w oczy, natomiast w książkach i komiksach może być i po prawdzie było wszystko – w Legendach mieliśmy i zombie, i wampiry, i duchy. Problem jednak w tym, że połączenie czystego, niezwiązanego z potworami horroru z odległą galaktyką w prawie żadnym ze znanych mi wypadków nie zaowocowało dobrą i ciekawą historią. Wyjątek stanowi wątek rakghuli i talizmanu Muura, który był kanwą wielkiego komiksowego crossovera Legend o nazwie „Wektor”. To ciekawe, że horror trafił do nowego kanonu właśnie w crossoverze dwóch aktualnie wydawanych serii: „Star Wars” i „Doktor Aphry”. Niestety efekt jest dokładnie taki, jakiego można się było spodziewać na podstawie doświadczeń starego kanonu: katastrofalny.

Nie będę owijał w bawełnę: „Cytadela grozy” to kolosalna pomyłka. To najgorszy gwiezdnowojenny komiks Marvela z tych wydanych po 2015 roku, z wyjątkiem kompletnie zbędnej i pozbawionej jakiejkolwiek wartości dodatniej obrazkowej adaptacji „Przebudzenia Mocy”. Co gorsza, wliczając „Ostatni lot gwiezdnego niszczyciela” i „Tajną wojnę mistrza Yody”, czyli numery 22-30 serii „Star Wars”, mamy do czynienia z wyraźnym i bolesnym spadkiem formy. Odnosi się wręcz wrażenie, że twórcy serii robią absolutnie wszystko, by nam przypomnieć co gorsze momenty z epoki marvelowskiego Star Wars z lat 1977-1986, które wydaje ostatnio DeAgostini pod nazwą „Klasyczne opowieści”.

Jest jeszcze coś, co scenarzyści Jason Aaron i w mniejszym stopniu Kieron Gillen próbują zrobić – pokazać nam Luke’a Skywalkera jako kompletnego głupka. Wszyscy wiemy, że chłopak z farmy z Tatooine jest naiwny, ale w „Cytadeli grozy” przekracza to pewną granicę tolerancji. Co rusz młody Luke jest wciągany w zasadzki, daje się komuś wykiwać i zawierza życie osobom, o których doskonale wie, że są pozbawione skrupułów, moralności i jakichkolwiek zahamowań. W serii „Star Wars” to nie pierwszyzna, niestety, by przypomnieć choćby pierwsze sceny „Walki na księżycu przemytników”.

Oczywiście  sposób przedstawienia Luke’a to tylko jeden z wielu zarzutów, jakie mam do „Cytadeli grozy”, chociaż to od jego idiotycznego zachowania zaczyna się pozbawiona sensu fabuła. W głównej mierze mierzi mnie zaaplikowanie horrorowych klisz do odległej galaktyki i próba wciśnięcia do historii wszystkiego – wampirów, zombie, nawiedzonych duchów, rozszalałych potworów i kontrolujących ciała i umysły robali. Powstały z tego galimatias jest średnio zrozumiały i prowadzi do kuriozalnych scen, których naprawdę nie powstydziliby się twórcy campowego Star Wars znanego ze wspomnianych przeze mnie komiksów, ale też i książek z przełomu lat 70. i 80. Rozumiem koncepcję twórców, ale wykonanie rozsypało się już na starcie wraz z eksplozją tępoty Luke’a.

Sytuacji w żadnym wypadku nie poprawia aż trójka (!) rysowników rozrzuconych na pięć zeszytów tej historii. Dobrze przynajmniej, że wśród nich trafił się Marco Checchetto, moim zdaniem najlepszy rysownik, jaki do tej pory zaszczycił uniwersum Star Wars nowego kanonu (ma na koncie „Obi-Wana i Anakina”, „Captain Phasmę” i większą część „Rozbitego Imperium”). Drugi artysta, Salvador Larroca, do niedawna też należał do moich ulubieńców – do czasu, aż nie zaczął wphotoshopować postaciom twarzy z kadrów filmowych, co przynosi obrzydliwy efekt i zupełnie psuje immersję komiksowego medium. Na samym dole jest zaś Andrea Broccardo, który raczej nie powinien zabierać się ze Star Wars. Jego rysunki są banalne, proste i straszliwie gryzą się z pracą jego poprzedników. Skok jakości jest tak dramatyczny, że aż niewiarygodny.

Nie znajduję słów na obronę tego crossovera, poza jednym zeszytem rysunków Checchetto i wszystkim, co nie ma twarzy w rysunkach Larroci. No, troszkę na siłę mógłbym jeszcze przyznać, że Sana Starros wypadła w porządku. Poza tym jednak w „Cytadeli grozy” nie spodobało mi się nic. To nie jest tak, że mam wysokie wymagania – Moc jedna wie, jak wielu moich znajomych z fandomu śmieje się, że podoba mi się wszystko, co gwiezdnowojenne, a w szczególności nowokanoniczne – ale ta mini seria nie była ich w stanie spełnić nawet w najmniejszym stopniu. Nie polecam to mało powiedziane: odradzam ze wszystkich sił – nie ruszajcie „Cytadeli grozy”.

Tytuł: „Star Wars Komiks" 2/2018: „Cytadela grozy”

  • Scenariusz: Kieron Gillen, Jason Aaron
  • Rysunek: Salvador Larroca, Marco Checcetto, Andrea Broccardo
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Data premiery: 07.04.2018 r.
  • Tłumaczenie: Jacek Drewnowski 
  • Liczba stron: 128
  • Format: 170x260 mm
  • Oprawa: miękka
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Wydanie: I
  • Cena: 19,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus