„Nowe przygody Aladyna” - recenzja
Dodane: 18-12-2017 18:14 ()
Kilka miesięcy temu w kinach dane nam było oglądać trwający 40 sekund zdubbingowany zwiastun do francuskiej komedii. Wprawdzie nie można rzec, by szczególnie zachęcał on do wizyty w kinie, jednak plakaty uświadamiające obecność tuzy polskiej sceny kabaretowej w dubbingu oraz dobrodziejstwa karty Cinema City Unlimited i intrygująca buzia aktorki grającej księżniczkę ostatecznie skierowały mnie do wizyty w kinie, a następnie zdobycia DVD do niniejszej recenzji. To jak to jest z tą bajką?
Na początek pragnę Was przestrzec przed ryzykiem trafienia na (NIEOBECNY w tym tekście) SPOILER związany z warstwą fabularną tej produkcji. Jeśli chcecie go uniknąć, przed seansem nie czytajcie oficjalnego opisu filmu ani nie zaglądajcie do książeczki dołączonej do płyty (opis jest i na tylnej okładce). A czego można spodziewać się po fabule? Bagdad, jedenasty wiek. Jest złodziejaszek Aladyn (Kev Adams), prześliczna księżniczka (Vanessa Guide), jej „stary”, czyli sułtan (Michel Blanc), czarny charakter w osobie wezyra (Jean-Paul Rouve), a całość jest suto zakrapiana dżinem (Eric Judor). Jest to kolejna już filmowa wariacja historii tego pierwszego, który zakocha się w tej drugiej i będzie szukać akceptacji u tego trzeciego, mając za przeciwnika tego czwartego, a za sojusznika tego piątego - proste.
Cieszy natomiast fakt, że nie jest to zwykła bajka dla dzieci, ale – jak mówi sam główny bohater – „odjazdowy remiks”. W istocie opowieść przedstawiona w filmie oraz tamtejszy humor obficie nawiązują do bliższych nam czasów. Latające dywany przyrównuje się do aut, które czasami parkują nieprzepisowo lub można je zwędzić poprzez odpalenie „na kabelek”. Trafia się tu występ muzyczny rodem z teledysków. Co jakiś czas doświadczymy przełamania czwartej ściany (warto podkreślić, że Deadpool nie jest w tej sprawie ani prekursorem, ani monopolistą). Nie brak też nawiązań do popkultury (w tym do pewnego faceta o wielu różnych obliczach oraz wielkookiego stworka pożądającego pewnego skarbu). Wprawdzie cała historia jest trochę chaotyczna, ale jest to chaos rozkoszny i wynikający z konwencji filmu, a zatem całkiem zamierzony.
W tym miejscu wtrącę kilka słów na temat efektów specjalnych – nie jest to level Industrial Light & Magic, ale jest całkiem przyzwoicie, zarówno w kwestii animacji lotu na dywanie, jak i „chmurki” od dżina.
Swoje trzy grosze w kwestii żarcików dorzucają twórcy polskiego dubbingu. Z ust pana wykrzykującego hasło à la „Sezamie, otwórz się” da się usłyszeć nazwę pewnego miejsca dobrze znanego warszawiakom. Warto też kojarzyć lektury szkolne, pojawia się bowiem wzmianka o panu Tuhajbejowiczu. Oczywiście trafią się także znane tylko Polakom teksty (jak ten o gorszym sorcie). Czuję tutaj próby (całkiem udane) przerobienia niektórych hermetycznych dla nas kawałów na nasz rodzimy grunt. Poza tym, skoro o dubbingu mowa, nie sposób nie docenić dobrej obsady, szczególnie Roberta Górskiego w roli wezyra. Już sam ten znajomy wszystkim głos to wystarczająca rekomendacja za spolszczonymi dialogami, zwłaszcza jeśli ktoś nie jest za pan brat z językiem francuskim.
Nie zabrakło też dowcipów o podtekście erotycznym lub ogólniej fizycznym. Obśmiana jest sprawność seksualna jednego z mężczyzn i rozwiązłość ulubionej służki księżniczki, a dziwne zachowanie tego i owego pana sprowadza na każdego z osobna podejrzenia o homoseksualizm. O ile pewne kawały są nawet zabawne, to niektóre brzmią niekulturalnie („Jesteś nie ten teges?”) lub tracą na wartości za sprawą ciężkiego łopatologicznego wyjaśnienia (totalnie zbędne „Ty latawico!”). Ponadto zawartość tego typu żartów pozwala mi podać w wątpliwość reklamowy tekst o „szalonym humorze dla wszystkich od 7 roku do 700 roku życia” – do tej dolnej granicy dodałbym kilka lat.
Cechą charakterystyczną bajek jest przeważnie morał – także i w tej szalonej opowieści go nie brakuje. Tym razem jest to – jakże bardzo istotna – zachęta do akceptacji samego siebie i uczciwości zarówno wobec samego siebie, jak i wobec osób z naszego otoczenia. Bycie pogodzonym ze sobą ułatwia człowiekowi możliwość zmian bez nerwowego miotania się. Nie liczą się bowiem – koniec końców – nasze szaty czy „maski”, jakie przywdziewamy przed innymi, ale nasze wnętrze i „dobre serducho”. Czasami ciężko w to uwierzyć wobec brutalności dzisiejszego świata, ale tak po prostu jest.
Wydanie DVD pozwala na obejrzenie filmu z polskim dubbingiem, napisami lub w oryginale po francusku (w każdym wariancie mamy dźwięk w standardzie Dolby Digital 5.1). Jedynym dodatkiem na płycie jest zwiastun. Płytę umieszczono w książeczce w twardej oprawie, mamy więc drugi „bonus” w postaci zawartej tam treści: kilka zdjęć i krótki opis fabuły, obsada filmu oraz naszego dubbingu, a także zbiór wywiadów z: Arthurem Benzaquenem (reżyser, grający zarazem magika), Kevem Adamsem, Jeanem-Paulem Rouve'em, Erikiem Judorem i Vanessą Guide. Treść książeczki jest jedną z lepszych, jakie miałem okazję czytać przy okazji wydań DVD, choć nie obeszło się bez zgrzytów. Mianowicie brakuje mi tu informacji, czy zaprezentowane rozmowy z obsadą filmu są kompletne, czy są to tylko ich fragmenty. Nie ma także podanych żadnych danych o osobach zadających pytania. Trafiło się też kilka pomyłek w imionach i nazwiskach („Michael” zamiast „Michel”, „Jean-Poul” zamiast „Jean-Paul”, „Aim” zamiast „Aïm”, użycie apostrofu w odmianie nazwiska reżysera), kilka błędów interpunkcyjnych i jeden gramatyczny („staje się” zamiast „staję się”). Kilka usterek można znaleźć i w napisach do filmu. Tekstowemu dodatkowi dużo brakuje do ideału, choć tym razem czuję zeń znacznie większy konkret niż z niektórych podobnych wydań DVD z książeczką – zawarto tu sporo treści, tym samym unikając zostawiania „pustych połaci” strony.
Nowe przygody Aladyna to całkiem niezła produkcja, w której mogą znaleźć coś dla siebie zarówno dorośli, jak i młodzi. Nie jest to poziom, jaki reprezentuje Asteriks i Obeliks: Misja Kleopatra, ale cały film wypada znacznie zabawniej, niż prezentował się w krótkim zwiastunie kinowym. Koniec końców, można się pośmiać, usłyszeć kilka mądrych słów i przy okazji zobaczyć, jak wygląda jedna z francuskich superprodukcji komediowych. Bajka nieco w stylu dawnych dobrych komedii z Leslie Nielsenem.
Korekta: Marta Kononienko
Ocena: 7/10
Tytuł: „Nowe przygody Aladyna”
Reżyseria: Arthur Benzaquen
Scenariusz: Daive Cohen
Obsada:
- Kev Adams
- Jean-Paul Rouve
- Vanessa Guide
- William Lebghil
- Audrey Lamy
- Arthur Benzaquen
- Eric Judor
- Michel Blanc
- Ramzy Bedia
Muzyka: Maxime Desprez, Michaël Tordjman
Zdjęcia: Pierre Aïm
Montaż: Brian Schmitt
Scenografia: Delphine De Casanove
Kostiumy: Yves Capelle, Agnes Beziers
Czas trwania: 107 minut
Artykuł pierwotnie ukazał się na portalu Gildia Filmu.
comments powered by Disqus