„Tini: Nowe życie Violetty” - recenzja
Dodane: 11-07-2017 09:33 ()
Jak oceniać film, jeśli absolutnie nie pasuje się do grupy wiekowej, do której produkcja jest adresowana? Nie mam nastu lat, nie jestem dziewczyną, nie śledzę popkulturowych ikon, a z Disneyem pożegnałem się już dawno temu. I nagle niczym grom z jasnego nieb trafia do mnie „Tini – Nowe życie Violetty”. Zazwyczaj jestem w stanie nawiązać choćby wątłą nic porozumienia z recenzowanym obrazem, ale z ręką na sercu powiem, że na romansidłach dla nastolatek znam się tyle, co na fizyce jądrowej. Postaram się więc podejść do sprawy obiektywnie, a jednocześnie opatrzyć obiektywny komentarz subiektywną opinią.
Zaczynajmy. Recenzowana produkcja to typowy romans, który ugrzeczniono i pozbawiono co bardziej „intymnych momentów” ze względu na wiek osób, do jakich jest kierowany. W pierwszych chwilach filmu poznajemy (pod)tytułową Wiolettę, gwiazdę popu i bożyszcze nastolatek. Wiolka przeżywa właśnie katusze miłośni, ponieważ dowiedziała się o rzekomym romansie swojego chłopaka z jego sceniczną partnerką. By ukoić targane emocjami serduszko, zaszywa się nadmorskiej mieścinie, która stanowi inkubator talentów. Napotyka tu ludzi pełnych pasji, którzy pomogą jej odnaleźć siebie i prawdziwą miłość. Jeśli myślicie, że to, co napisałem, jest sztampowe do bólu to macie słuszność. Zaserwowana przez produkcję historyjka jest ograna i stara jak świat, nie zaskakuje w żadnym momencie i w ciągu pierwszych 20 minut można bez problemu wywnioskować, jak potoczy się każdy z wątków. Obraz składa się głównie z damsko-męskich interakcji (spacery, pikniki itp.) oraz montaży ukazujących przemianę naszej bohaterki poprzetykanych tu i ówdzie scenami zbiorowymi oraz muzycznymi numerami. Ten odgrzewany fabularny kotlet ratuje jednak fakt, że zaserwowano go wyjątkowo sprawnie. Film ma dobrze rozłożone tempo i niegłupie (choć i nieszczególnie wyszukane), pasujące do gatunku klamry narracyjne.
Również aktorstwo wypada zaskakująco dobrze. Choć bohaterowie są grupą, jaką dane było widzom zobaczyć w niejednej produkcji i definiowani są przez jedną, góra dwie cechy, to aktorzy swoje charaktery oddali naprawdę w porządku. Nie jest to aktorstwo na miarę Oscara, a dialogi mogą wydawać się naprzemiennie nadęte i oklepane, ale popisy obsady młodych dziewcząt i chłopców można przyswajać sobie bez bólu. Z materiału, z którym przyszło aktorom pracować, udało im się wyciągnąć naprawdę dużo, więc warto pochwalić ich wysiłki (i nie winić ich za niedomagający warsztat scenarzystów).
Szczerze pochwalić za to można oprawę, zarówno graficzną, jak i dźwiękową (choć tą druga nieco mniej). Film pełen jest malowniczych ujęć, niezbyt może oryginalnych, ale zdecydowanie atrakcyjnych wizualnie. Zdjęcia i montaż trzymają zaskakująco wysoki poziom, a kolory są różnorodne i soczyste. Ot taka bardzo ładna wizualna pocztówka z wakacji. Dźwięk też ma się dobrze, bo i efekty dźwiękowe, i muzyka nieźle uzupełniają warstwę wizualną. Osobiście nie jestem fanem typu muzyki, jaką poprzetykano film, ale jestem w stanie zrozumieć jej urok i to, że proste melodie okraszone słodziutkim wokalem mają swoich amatorów. No i nie oszukujmy się, Tini jest obrazem skierowanym do nastolatek, a nie do melomanów.
Jeśli masz naście lat (i mam tu na myśli dolny rejestr tego naście) to Tini cię urzeknie. Prezentuje prostą, ale sprawnie opowiedzianą historię o poszukiwaniu siebie (temat ważny dla dorastających dziewcząt i chłopców) oraz miłości zaserwowaną w atrakcyjnej wizualnie formie. Jeżeli jesteś kimkolwiek innym, a jakimś dziwnym sposobem stało się tak, że oglądasz właśnie recenzowany film, to naszykuj się na półtorej godziny pięknie przedstawionej nudy i sztampy zapełnionej irytującymi i banalnymi dialogami. Oglądając Tini, męczyłem się niemiłosiernie, ale komu innemu, kto ma większą tolerancję na oklepane schematy i ogromną ilość słodkości film ten może przypaść do gustu.
Ocena: 4/10
Tytuł: „Tini: Nowe życie Violetty”
Reżyseria: Juan Pablo Buscarini
Scenariusz: Ramón Salazar
Obsada:
- Martina Stoessel
- Jorge Blanco
- Adrián Salzedo
- Mercedes Lambre
- Diego Ramos
- Clara Alonso
- Sofia Carsonn
Muzyka: Federico Jusid
Zdjęcia: Josu Inchaustegui
Montaż: Pablo Mari
Scenografia: Federico García Cambero
Czas trwania: 95 minut
Dziękujemy dystrybutorowi Galapagos Films za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus