Pokonaj głoda na wyspie - recenzja gry HUNGER

Autor: Marysia Redaktor: Motyl

Dodane: 04-07-2017 15:38 ()


Hunger to gra bardzo mocno osadzona fabularnie w popularnych niegdyś reality show np. Rozbitkowie. Jak pamiętacie, jego uczestnicy zostają zesłani na bezludną wyspę i muszą przeżyć, by wygrać milion dolarów. Podobnie w najnowszym tytule od Phalanx, gracze wcielają się w rozbitków" i nie chcą odpaść zbyt wcześnie z rozgrywki. Mają tylko dwa zadania. Po pierwsze dostarczyć swojemu organizmowi wymaganą porcję jedzenia oraz złożyć jak najbardziej okazałą tratwę. Wygra ten gracz, który jako jedyny nie zemdlał z głodu i nie został wywieziony z wyspy. Lub w przypadku zakończenia gry, miał największą zbudowaną tratwę, która zapewni mu bezpieczny powrót do domu.

Mechanicznie gra polega na wybieraniu dwóch kart, które determinują co i gdzie będziemy robić. Możemy zbierać jedzenie (np. polując na dzikie kurczaki), poszukiwać części koniecznych do wykonania tratwy, próbować okradać współgraczy lub bronić się przed taką próbą. Czynności te możemy wykonywać w różnych lokacjach na wyspie - dżungli, plaży, górach i naszym obozowisku (tu nie da się niestety nic zbierać). W każdej rundzie każdy z graczy wybiera kartę miejsca i czynności licząc, że inni podejmą sprzyjające mu decyzje. Gdy coś zbieramy, chcemy to robić sami, w dodatku w lokacji gdzie nie ma złodzieja. Jeśli ktoś inny wybierze tę akcję tam, gdzie my, będziemy musieli się dzielić. Możemy mieć jeszcze większego pecha i taki wybór będzie udziałem 3 lub więcej osób, wtedy nikt nic nie zyska. Istnieje też szansa, że spotkamy kogoś, kto zechce nas okraść, wtedy też stracimy wszystko. Chyba że z nami będzie strażnik, który odstraszy złodzieja, ale przyjmie od nas zapłatę w postaci prowiantu. Zasada ogólna mówi bowiem, że 1 osoba robi wszystko, co chce, 2 osoby robiące to samo wykonują połowę" akcji, a 3 i więcej to już tłum i wszyscy tracą. Jeśli udamy się gdzieś w celu kradzieży czy obrony przed nią i nie napotkamy strażnika lub złodzieja, też tracimy. Wtedy z nudów podnosimy kokosy, licząc, że uda nam się je zjeść (część z nich jest zepsuta). Jako że po wykonaniu wszystkich akcji, udanych lub mniej zbiorach, grabieżach czy obronach - wracamy do obozu na kolację. W tym momencie musimy skonsumować cztery jednostki jedzenia, gdyż w innym przypadku odpadniemy z gry. Na końcu rundy sprawdzamy, co się wydarzyło na wyspie, czy los okazał się łaskawy, czy może z powodu pomoru straciliśmy część żywego inwentarza i przechodzimy do kolejnej rundy.

Gra może zakończyć się na 3 sposoby. Jeden gracz jako jedyny wyżywi się i przeżyje na wyspie, wtedy zostaje zwycięzcą. W jednej rundzie z głodu zemdleje więcej graczy, wtedy sprawdzamy, kto był bardziej przygotowany do ewakuacji, porównując wielkość tratwy. Tą samą metodą ustalamy zwycięzcę, gdy skończy się nadawania tytułowego show (maksymalnie 11 rund).

To, co w Hunger spodobało mi się od razu to szata graficzna, której autorem jest znany rysownik Robert Adler z boli.blog.pl. Znający jego twórczość od razu rozpoznają charakterystyczną kreskę świetnie pasującą do klimatu gry Hunger. W pudełku znajduje się genialnie zredagowana i napisana instrukcja. Rzadko kiedy śmieję się z żartów zawartych w regułach (królują tu gry od Czech Games Edition), ale tutaj ubawiłam się serdecznie. Instrukcja napisana jest przemyślanie, żarty są w sedno i świetnie oddają klimat głupkowatych reality show. Trochę traci na tym jej przejrzystość, w szczególności wyjaśnienie co dzieje się, kiedy kto, jaką rolę i gdzie wybierze. Mimo to Phalanx mają moje uznanie za niebanalne podejście do tematu napisania zasad. Fajnym pomysłem jest wykorzystanie spodu pudełka jako planszy. Mamy tu oszczędność miejsca, papieru oraz tańszy produkt. Prawie same plusy, prawie, bo jest jeden minus. Gracze siedzący pod złym kątem lub daleko od stołu mogą mieć problem z zobaczeniem wszystkiego, co na planszy się dzieje. Zaintrygował mnie też pomysł na grę. Lubię sytuację, gdzie musimy kalkulować, co zrobi każdy, trochę blefować, podpuszczać i liczyć na łut szczęścia. To jednak w praktyce trochę kuleje. Gracze tak naprawdę wybierają w sposób losowy to, co będą robić. Nie możemy tu za bardzo planować, szczególnie na początku rozgrywki gdzie mamy jakąś żywność. W późniejszym etapie jest niby trochę łatwiej, ale nie jest to zmiana jakościowa. Powoduje to, że to, co uznałam za atut gry, nie do końca nim jest.

Jeśli nastawiamy się na granie, to możemy się rozczarować. Brak planowania, odpadanie z rozgrywki, losowy dociąg zasobów, to wszystko będzie frustrować poważnych graczy. Jeżeli jednak do rozgrywki podejdziemy z przymrużeniem oka, wczujemy się w klimat z instrukcji, zagramy lekko i dla zabawy to Hunger się obroni. Obroni się jako gra imprezowa, szybka i ładna. Tytuł, który trafi na stoły nastolatków czy ludzi mniej grających. Mamy tu bowiem kupę śmiechu jak ktoś odpadnie, jak pójdziemy coś zbierać i nikt nic nie zdobędzie, gdy kradnąc, będziemy przymuszeni zbierać puste kokosy. Myślę, że właśnie taki był zamysł autora, dać odbiorcom grę przede wszystkim lekką i zabawną. Jeśli właśnie takiego typu tytułu szukacie, to Hunger świetnie się do tego nada. Dla mnie jest jednak zbyt nieprzewidywalna, bym mogła się przy tym dobrze bawić.

Tytuł: Hunger

  • Liczba graczy: 2-6
  • Wiek: od 7 lat
  • Czas gry: 20 minut
  • Autor: Pim Thunborg
  • Premiera: czerwiec 2017
  • Wydawca: Phalanx
  • Cena: 59,95 zł

 

Dziękujemy wydawnictwu Phalanx za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji


comments powered by Disqus