„Dzień Niepodległości: Odrodzenie” - recenzja DVD

Autor: Marek Kamiński Redaktor: Motyl

Dodane: 31-05-2017 16:59 ()


Któż z nas nie kojarzy pamiętnej sceny filmowej, w której Biały Dom zostaje doszczętnie zniszczony jednym strzałem lasera? Mowa oczywiście o kultowym Dniu Niepodległości Rolanda Emmericha, który – mimo swoich różnorakich wad – stał się przebojem kasowym w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Jak to zwykle bywa w Hollywood - sukces w box office przekłada się na realizację sequela. W tym przypadku przyszło nam czekać naprawdę długo. Czy warto?

Jest rok 2016, minęły dwie dekady od pamiętnej inwazji obcych na Ziemię. Świat rozwija się wykorzystując wiedzę z badań zaawansowanej technologii kosmitów. Powstaje system wczesnego ostrzegania przed zagrożeniami z kosmosu, którego częścią jest stacja na Księżycu. Okazuje się – surprise, surprise – że na horyzoncie pojawia się przepotężny statek obcych, gotów na rewanż. Rozpoczyna się więc długo oczekiwana runda druga: Stany Zjednoczone v UFO. Kto wygra tym razem?

Fabuła nie jest specjalnie skomplikowana. Osoby, które oglądały poprzednią część, będą wiedziały, czego się spodziewać. Z kolei ci, którzy „jedynki” nie widzieli lub jej nie pamiętają, dostaną wszystkie niezbędne informacje, by cieszyć się z seansu bez rozgryzania, kto jest kim i o co chodziło wcześniej. Można więc zacząć od tegorocznej części, a poprzednią nadrobić później, co przyczyniło się do tego, że – wbrew moim obawom – na seansie kinowym bawiłem się całkiem nieźle.

Film zawiera masę już znanych i często eksploatowanych motywów. Jake, jeden z głównych bohaterów, popisuje się ratując bazę na Księżycu przed zmiażdżeniem. Jego mniej pewny siebie kolega zakochuje się w (obowiązkowo pięknej) dziewczynie z eskadry. Jeśli ktoś oglądał sagę Gwiezdnych Wojen, uzna wstępny plan na zniszczenie statku przeciwnika za dziwnie znajomy. Z kolei moment, w którym Jake zwraca na siebie uwagę kosmitów i „pozdrawia ich” w oczywisty niekulturalny sposób, może skojarzyć się pokracznie ze Star-Lordem ze Strażników Galaktyki. Film San Andreas przypomni się w trakcie sceny ucieczki przed wielką falą wody. Natomiast miłośnicy twórczości H.R. Gigera zobaczą oczywiste wzorowanie się na mistrzu, jeśli chodzi o projekty – nomen omen – obcych. Tego typu przykłady można mnożyć.

Odrodzenie ogląda się w dużej mierze dla efektów specjalnych. I te naprawdę robią wrażenie: począwszy od kosmitów, poprzez wybuchy i sceny pojedynków, na gigantycznym statku kończąc. Budżet na CGI się raczej nie zmarnował, jest co oglądać. To wzmocniło pozytywny odbiór filmu u mnie.

Sporym zawodem dla miłośników części pierwszej okazuje się brak jego głównej gwiazdy. Will Smithnie pojawił się w tym filmie z uwagi na inne zobowiązania (zasilił szeregi Legionu samobójców jako Deadshot – świetna rola). Skoro „dwójka” powstała tak późno po „jedynce”, to chyba można było już jej tworzenie o te kilka miesięcy odłożyć lub przyśpieszyć, by „złowić” gwiazdora? Zastęp pięknych i młodych, etnicznie zróżnicowanych aktorów (Liam Hemsworth, Jessie Usher, Travis Tope, Maika Monroe) próbuje dźwignąć aktorsko film. Można by jednak pokusić się o stwierdzenie, że Steven Hiller (grany przez Smitha główny bohater „jedynki”) sam swoją charyzmą obdzieliłby całą tę grupkę młodych pilotów wojskowych. Całe szczęście, że sporo innych aktorów z poprzedniego Dnia Niepodległościwróciło do swoich ról, co daje mocne powiązania z tamtym tytułem. Są więc: Jeff Goldblum jako naukowiec David Levinson, Judd Hirsch jako Levinson senior i autor książki How I Saved The Worldoraz Bill Pullman jako były prezydent USA. Oprócz tej trójki pojawia się ponownie kilka innych osób, w tym mały epizod odnotował tu Robert Loggia jako emerytowany generał i były prezydent (była to ostatnia rola przed śmiercią aktora w 2015 roku, Odrodzenie zadedykowano jego pamięci). Aktorsko jest zatem w sumie dobrze, ale Willa i tak brak.

Co do minusów Odrodzenia to – oprócz braku Smitha i przeciętnego scenariusza – mamy tu niedociągnięcia dotyczące fizyki. Co do przykładów, zapraszam do naszej recenzji kinowej. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło – przynajmniej można się pośmiać ze współwidzami tworząc swoją lożę szyderców.

Wydana w Polsce przez Imperial Cinepix edycja DVD oferuje film z obrazem panoramicznym 2,39:1. Dźwięk w formacie Dolby Digital 5.1, zarówno w oryginalnej wersji językowej, jak i z polskim lektorem. Dostępne są także napisy polskie, angielskie (za te jak zawsze należy się plus) oraz kilka innych wersji. Pośród materiałów dodatkowych znajdziemy: komentarz reżysera do filmu, około 8 minut scen usuniętych (również z opcją wyboru komentarza), gagi z planu, pokaźną galerię prac koncepcyjnych oraz dwa kilkuminutowe fikcyjne programy telewizyjne – jeden ku pamięci bohaterów z 1996 roku (czyli z pierwszego Dnia Niepodległości), drugi zaś to zabawny wywiad z Levinsonem seniorem. Ilość bonusów (ponad 20 minut materiału filmowego, galeria i komentarz audio) wypada całkiem przyzwoicie jak na edycje DVD w dzisiejszych czasach. Wydanie na Blu-ray jest natomiast bogatsze o czteroczęściowy dokument o realizacji Odrodzenia (trwający łącznie 55 minut).

Dzień Niepodległości: Odrodzenie dostarcza dwie godziny nieskomplikowanej i miłej dla oka rozrywki. Jeśli chcecie rozerwać się podczas kolejnej destrukcji naszej planety i zobaczyć naprawdę olbrzymi statek kosmiczny nadciągający na Ziemię (czy to jakaś forma leczenia kompleksów ufoludków?), a nie przeszkadzają wam różne filmowe głupotki czy brak broniącego nas Willa Smitha z „jedynki”, zapraszam.

Tytuł: Dzień Niepodległości: Odrodzenie

Reżyseria: Roland Emmerich

Scenariusz: James A. Woods, Nicolas Wright, Dean Devlin, Roland Emmerich, James Vanderbilt

Obsada:

  • Liam Hemsworth    
  • Jeff Goldblum
  • Jessie T. Usher
  • Bill Pullman
  • Maika Monroe
  • Brent Spiner
  • Charlotte Gainsbourg
  • Sela Ward
  • William Fichtner
  • Judd Hirsch

Muzyka: Harald Kloser, Thomas Wanker

Zdjęcia: Markus Förderer   

Montaż: Adam Wolfe

Scenografia: Barry Chusid

Kostiumy: Lisy Christl  

Czas trwania: 120 minut


comments powered by Disqus