„George Lucas. Gwiezdne wojny i reszta życia" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 05-12-2016 21:16 ()


Kino potrzebuje wizjonerów, ludzi z pasją, chęciami i nieustającym zapałem, aby zmieniać i rozwijać X Muzę, jednocześnie dając milionom widzów na świecie rozrywkę na najwyższym poziomie. Kiedy wielkie wytwórnie ogłosiły, że przed gatunkiem science fiction przyszłość rysuje się w czarnych barwach, pojawił się on  - George Walton Lucas junior.

Brian Jay Jones w biografii twórcy Gwiezdnych wojen zabiera nas w podróż w przeszłość, aby przybliżyć osobę niepozornego chuderlaka, jakim był w młodości ten słynny Kalifornijczyk. Zanim zbudował on swoje filmowe imperium, pisana była mu przyszłość sklepikarza, ale nigdy nie podzielał entuzjazmu swego zasadniczego i raczej surowego ojca. Nie widział siebie w roli sprzedawcy artykułów biurowych, zdecydowanie wolał handlować marzeniami i niestworzonymi historiami. Jednak na początku ścieżki ku sławie Lucas nie zamierzał poświęcić większej części swojego życia na snucie opowieści o rycerzach Jedi i konflikcie w bardzo, ale to bardzo odległej galaktyce. 

George Lucas, jak większość jego rówieśników, należał do pierwszego pokolenia Amerykanów, którzy dorastali w dobie początku i rozkwitu telewizji. Seriale, szalone programy odcisnęły swój znak na wyobraźni reżysera, zwłaszcza przygody Flasha Gordona. W latach 50. ubiegłego stulecia Lucas oddawał się pasji kolekcjonowania komiksów. Chłonął historie obrazkowe niczym gąbka wodę, samemu próbując wymyślić interesujące fabuły. Wolał jednak komiksy science fiction niż te przybliżające perypetie superbohaterów jak np. przygody intergalaktycznego policjanta Tommy’ego Tommorowa. Jednak to postać Sknerusa McKwacza fascynowała go najbardziej, trudno też nie dostrzec pewnych zasad kaczego bohatera, którymi później na polu biznesu wykazywał się również Lucas. Innymi słowy – popkultura hipnotyzowała go, zapraszała do siebie i wskazywała różne drogi rozwoju, toteż nie zastanawiając się długo i rezygnując z rodzinnego biznesu, George postanowił kontynuować naukę na wydziale filmowym.

Zdjęcie udostępnione dzięki uprzejmości wydawcy

Książka Briana Jaya Jonesa dzieli się na trzy części, nazwane jakżeby inaczej niż Nadzieja, Imperium i Powrót. Pierwsza opisuje lata młodości, nauki i niepewności w zdradzieckim hollywoodzkim biznesie. Druga skupia się na pracy nad kultową trylogią, z kolei trzecia zawiera najnowsze lata i powrót na reżyserski stołek. W każdej z nich autor biografii odsłania interesujące szczegóły z życia Lucasa, ale najwięcej ciekawostek o kształtowaniu się charakteru i osoby przyszłego szefa Lucasfilm dowiadujemy się z pierwszej. Szereg zjawisk kulturowych, trendów i autorów, którzy stanowili inspirację dla Lucasa, począwszy od wspomnianego Sknerusa McKwacza na tuzach świata filmu pokroju Godarda, Kurosawy czy Slavko Vorkapicha skończywszy. Etap uczelniany i pierwsze eksperymenty z kamerą wskazują, że Lucas ostro flirtował z kinem niezależnym, awangardowym, chciał tworzyć dzieła, które zapiszą się w historii niekoniecznie jako rozrywkowe filmidła dla szerokiego grona odbiorców. Jego pierwsze kroki w świecie filmowym – w tym debiutancki Look at Life - wzbudzały ogromny zachwyt kolegów, zresztą Lucas zawsze ciężko pracował i miał smykałkę do montażu. Jednak to, co dla niego oscylowało w okolicach sztuki ambitnej, dla włodarzy wytwórni było zazwyczaj niezrozumiałym bełkotem. Tak też THX 1138 czy Amerykańskie graffiti, to filmy powstające w bólach, z ingerencją wytwórni, czego Lucas szczerze nienawidził. Na przyszłość starał się zabezpieczać, aby nikt więcej nie mógł naruszyć jego wizji.

Sukces Gwiezdnych wojen całkowicie odmienił kierunek jego kariery, ponieważ film nie tylko stał się ponadczasowym klasykiem, ale też zrewolucjonizował ówczesne kino. Inni zaczęli podążać ścieżką Lucasa, w tym jego najbliższy kolega, Steven Spielberg. Lata osiemdziesiąte należały do nich, a rozumieli się bardzo dobrze, ponieważ obaj dzielili tę samą pasję, chęć pokazywania na dużym ekranie rzeczy nowych, przełomowych, mających zadziwić widza. Nie bali się też ryzykować. Praca na planie Gwiezdnych wojen to była mordęga, nie tylko z powodu problemów, jakie stwarzało studio 20th Century Fox, ale też z ograniczeń technicznych, budżetowych czy też przeciętnych umiejętności Lucasa w pisaniu scenariuszy. O ile nieźle radził sobie w montażowni, a także miał głowę pełną fantastycznych pomysłów, o tyle przelewanie ich na papier było jego najsłabszą stroną. Cierpiał katusze, a Jones dość obrazowo opisuje wszystkie jego męczarnie z filmowymi skryptami. Jednak Lucas miał niezwykły dryg do interesów, odziedziczony po zaradnym ojcu, nadrabiał też ambicją, uporem oraz chęcią realizacji swoich marzeń. Często na przeszkodzie stawały problemy natury finansowej, ale przedsiębiorczy Kalifornijczyk nie był łasy na pieniądze, miał dokładnie przemyślany plan swoich filmowych inwestycji.

Autor biografii poza pracą nad słynną trylogią poświęca nieco miejsca również rodzinie twórcy gwiezdnej sagi, jego pierwszej żonie – Marcii Lucas, w której miał olbrzymie wsparcie, ale ich małżeństwo rozpadło się z powodu pracoholizmu Lucasa. Wspomina też o adoptowanych dzieciach oraz kolejnej wybrance serca. Równie interesująco wypadają fragmenty dotyczące jego filmowych znajomości, zwłaszcza z Francisem Fordem Coppolą oraz Stevenem Spielbergiem. Każdy z nich był świeżym powiewem dla kina, każdy chciał kręcić ambitne projekty, ale widać było, że to Kino Nowej Przygody w tamtym czasie znalazło się na szczycie zainteresowań widzów, a z niedoszłego sklepikarza zrobiło gwiazdę światowego formatu, milionera, którego jedni ubóstwiali, a drudzy nienawidzili za zniszczenie klasycznej trylogii.

Okres filmowego wyciszenia i chęć powrotu po latach z uwagi na rozwój technologii nie wypada już tak okazale, ale może dlatego, że jest to najświeższa część biografii, w wielu miejscach doskonale znana fanom twórcy Gwiezdnych wojen. Niemniej z zainteresowaniem można śledzić castingowe wybory Lucasa czy jego zmagania się z opinią publiczną na temat kolejnych odsłon gwiezdnej sagi. Bez wątpienia jednak Brian Jay Jones w biografii powyciągał na światło dzienne kilka nieodkrytych dotąd pereł i starał się nakreślić jak najbardziej obiektywnie wizerunek twórcy galaktycznego imperium. Można jednak odnieść wrażenie, że w kilku miejsca trochę idealizował reżysera, ukazując go jako pioniera, propagatora innowacyjnych metod filmowych, zwolennika nowoczesnych technologii, przeciwko któremu sprzysiągł się cały świat. Jednak mimo to, wyprawa w świat Lucasa to pasjonująca i porywająca lektura, która zapewni niezapomniane wrażenia i pozwoli wniknąć w umysł jednego z najbardziej rozpoznawalnych twórców popkultury naszych czasów. Bo bez wkładu George’a Lucasa kino nie wyglądałoby tak jak obecnie, a jego praca i filmowe eksperymenty nie zaczynają i nie kończą się jedynie na Gwiezdnych wojnach. Jeżeli chcecie się przekonać jaką osobą jest ojciec gwiezdnej sagi, co ukształtowało jego charakter, jak budował swoje imperium, to trudno sobie wyobrazić lepszą pozycję niż biografię spisaną przez Briana Jaya Jonesa. Polecam.

 

Tytuł: „George Lucas. Gwiezdne wojny i reszta życia"

  • Autor: Brian Jay Jones
  • Tłumaczenie: Małgorzata Miłosz, Agnieszka Wyszogrodzka-Gaik, Katarzyna Rosłan
  • Wydawnictwo: Wielka Litera
  • Liczba stron: 648
  • Oprawa: twarda
  • Papier: offsetowy
  • Format: 160 x 225 mm
  • ISBN: 9788380321328
  • Wydanie: I
  • Data wydania: 14.12.2016 r.
  • Cena: 54,90 zł

Dziękujemy wydawnictwu Wielka Litera za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus