„Lego Nexo Knights" część 1 i 2 - recenzja
Dodane: 26-08-2016 08:43 ()
Każda marka przeżywa swoje wzloty i upadki, dotyczy to również takich gigantów jak LEGO. Dawno, dawno temu klockowego giganta znad krawędzi uratowała seria Bionicle, która na dobrą sprawę zapoczątkowała całą kawalkadę opatrzonych fabularnym tłem „superbohaterskich” edycji i niemal wszystkie współczesne serie lego, które w jakimś stopniu podbudowane są fabułą zawdzięczamy właśnie ośmiu oryginalnym Toa. Czyli krótko mówiąc, jedne z moich najukochańszych zabawek z dzieciństwa mogę winić za trawiący mnie powoli i przyprawiający o zgagę koszmar, jakim jest Lego Nexo Knights… Tą podróż do krainy plastikowej tandety, bolesną niczym stąpanie boso po prawdziwych lego, zacznijmy jednak od początku.
Albo i nie. Poczyńmy na początek małą dygresję. Lego umie stworzyć świat, który potrafi wciągnąć i zaciekawić, dowodem na to jest seria Lego Ninjago. Co prawda, również nie jest to arcydzieło, ale jest to twór solidny, z ciekawą fabułą, sympatycznymi bohaterami o rozbudowanych charakterach i dobrze zrealizowany. Nexo Knights to praktycznie rzecz biorąc antyteza wspomnianego Ninjago.
Fabuła zaczyna się znienacka w świecie, o którym nie wiemy praktycznie nic poza tym, że to dziwaczny zbitek średniowiecznego fantasy z science fiction. Zero ekspozycji, ot jesteśmy wrzuceni w wir wydarzeń wywołanych przez królewskiego błazna Jestro, który buchnął czarodziejską księgę i uwolnił za jej pomocą bandę potworów. Rolę obrońców królestwa podjąć muszą świeżo upieczeni absolwenci Akademii Rycerskiej, w składzie uzupełnionym o buntowniczą Macy, córkę miłościwie panującego króla. Pomysł o uwolnieniu pradawnego zła i stających mu naprzeciw niedoświadczonych bohaterów może i jeszcze by się obronił, pomimo jego nagminnego nadużywania w mediach, gdyby nie absurdalny powód, dla którego nasz złoczyńca dopuszcza się owego straszliwego czynu. Otóż, zrobił to, bo ludzie śmieli się, gdy w czasie popisu żonglerki upuścił swoje rekwizyty. Nie, no super powód, by przywoływać armię demonów. Aż chce się wziąć Jestra na stronę, sprezentować mu solidnego plaskacza i wykrzyczeć w twarz „Jestro, jesteś błaznem. Masz rozśmieszać ludzi!”. Niestety, w takim zawiązaniu akcji wyraźnie czuć, że autorzy scenariusza nie bardzo mieli pomysł na zapoczątkowanie przygody i w obliczu dyszących im w kark marketingowców z Lego postanowili pójść po najmniejszej linii oporu, by tylko wypuścić w eter twór mający podbić wskaźniki sprzedaży klocków. Niestety, Nexo Knights nie oferuje również żadnej poważniejszej nici fabularnej, która mogłaby zaangażować odbiorcę. Każdy z odcinków to w zasadzie odrębna historyjka pozbawiona polotu i ważnego w produkcjach skierowanych ku młodemu widzowi, pozytywnego przekazu. Ok, co prawda bajeczka stara się coś tam przemycić o potrzebie współpracy i akceptacji innych, ale wszystko to ginie pod nawałą infantylnych dialogów, które obraziłyby inteligencję nawet u przedszkolaka oraz głupkowatego humoru i nieciekawej, kiepsko wyreżyserowanej akcji.
Idąc za ciosem wbijmy kolejny gwóźdź do trumny Nexo Knights. Bohaterowie tego koszmarku to zgraja najbardziej stereotypowych bohaterów, jaką od lat zdarzyło mi się „podziwiać” w kreskówce. A uwierzcie mi, kreskówek oglądam naprawdę sporo. Mamy więc Claya, typowego lidera, uosobienie cnót. Zawadiackiego Lancea, który pełni rolę pysznego aroganta. Głupkowatego Axela jako tępego osiłka istniejącego by napychać się żarciem. Aarona jako obowiązkowego „szalonego” druha-lekkoducha i na deser Macy, czyli konieczną postać żeńska, której celem jest najprawdopodobniej sprawienie, by mała Zosia dręczyła mamę prosząc, aby rodzicielka kupiła jej zestaw „Dziarska Macy na bojowym rumaku”, bo jej wpływ na fabułę jest marginalny. Pod względem obsady produkcja leży, więc nie ma co się litować, kopmy dalej. Naszych herosów wspierają Ava, małolata niosąca w sobie ładunek emocjonalny nakazujący podejrzewać, że gdzieś skitraną ma kroplówkę z mixem valium i melisy, Robin, czyli upierdliwy technoświr mający przemówić do zakompleksionych młodszych braci oraz Merlock 2.0, cyfrowy czarodziej-mentor bardziej irytujący i mniej pomocny niż Spinacz w Wordzie. Żaden z bohaterów nie budzi sympatii, żaden nie rozwija się w znaczący sposób z biegiem historii ani nie pokonuje przeszkód dzięki własnej sile charakteru i umiejętnościom, lecz dzięki zbiegom okoliczności i magicznym deus ex machina podrzucanym przez Robina lub Merlocka. Pisząc tą recenzję czuję się jak rasowy sadysta, bo nie mogę przestać pastwić się nad produkcją i nie wspomnieć o antagonistach, wspomnianym już Jestro, płytkim jak kałuża w lipcu, złym-bo-złym i tępym jak trzonek od siekiery błaźnie, który irytuje samą obecnością i Księdze Potworów, czyli ożywionemu magią tomiszczu, które buja się pomiędzy byciem poważnym czarnym charakterem a elementem komicznym jak ja pomiędzy krawężnikami, gdy wracam z firmowej imprezy. Gwoli formalności dodam jeszcze tylko, że cała ta plejada została fatalnie zdubbingowana. Aktorzy brzmią jak gdyby chcieli opuścić studio jak najszybciej nim spalą się ze wstydu.
Gdyby to wszystko było jeszcze atrakcyjnie zaprezentowane to może Nexo Knights dałoby się jakoś przełknąć ze względu na walory estetyczne. Niestety, obraz ten przełykamy jak wiadro kleju stolarskiego wymieszanego z cementem. Najwyraźniej animatorzy nie wiedzieli, co to cieniowanie lub efekty cząsteczkowe lub wiedząc z jakim scenariuszem będą pracować najzwyczajniej skapitulowali już na starcie, przez co film sprawia wrażenie niesamowicie płaskiego pomimo zastosowania animacji 3d. Dorzućmy do tego powielane z odcinka na odcinek tła i modele postaci oraz obiektów, a uzyskamy wizualną monotonię w stanie niemal czystym. Co do animacji powiem tyle – na Youtubie znaleźć można wykonane przy użyciu prawdziwych klocków metodą animacji poklatkowej filmy, które wyglądają płynniej i o wiele efektowniej. Czuć tanizną i tandetą mocium panie.
Lego Nexo Knights to w zasadzie taki mikrokosmos wszystkich problemów z produkcjami opartymi na zabawkach. To produkcja z kiepską i nudną historią, z galerią postaci do bólu stereotypowych, wykonana minimalnym kosztem i wyraźnie przygotowana po to, by być nie odrębnym bytem, ale elementem marketingowej machiny. To wydestylowany i zagęszczony marketingowy bobek, który nie miał by prawa istnieć, gdyby nie produkt, który ma reklamować. Jest na przemian nudny i irytujący, a przebrnięcie przez całość jest jak wspięcie się na prywatny Everest masochizmu. Wątpliwą przyjemność oglądania rozbiłem sobie na dwa seansy po dwie godziny i w tym czasie zdążyłem trzy razy usnąć i cztery razy wybuchnąć histerycznym, znerwicowanym śmiechem, który sprawił, że ma luba wpadła zaniepokojona do pokoju, by znaleźć mnie w stanie bliskim katatonii. Nexo Knights fizycznie boli.
Ocena: 3/10
Tytuł: „Lego Nexo Knights" część 1 i 2
- Reżyser: Różni
- Obsada: Animacja
- Dystrybutor: Galapagos
- Czas trwania (min.): 110 min.
- Język oryginału: angielski
- Lektor: nie
- Dubbing: tak
- Nośnik: DVD
- Typ dysku: DVD-9
- Dodatkowe nośniki: brak
- Liczba nośników: 1
- Dźwięk: Dolby Digital 2.0
- Region: 2.0
- Data premiery: 05.2016 r.
- Cena: 39,99 zł
Dziękujemy dystrybutorowi Galapagos Films za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus