„Niet” - recenzja

Autor: Pan Jarząbek Redaktor: Motyl

Dodane: 16-06-2016 23:12 ()


Wydawnictwo 2 pionki zacieśnia swoją współpracę z francuskim gigantem Iello, wprowadzając nowe tytuły na polski rynek. Jedną z nich jest gra Stefana Dorry „Niet”, określana jako twist brydża czy gry karcianej 3-5-8. Jako że w młodości grywałem bardzo dużo w różne gry karciane i lubię mechanikę trick takingu, „Niet” od razu wskoczyło na listę tytułów, w które muszę zagrać.

Jak to się je?

Każdy gracz otrzymuje zestaw żetonów oraz kartę postaci. Oprócz tego w grze mamy planszę wykorzystywaną w fazie negacji oraz 60 kart. Są one podzielone na 4 kolory/symbole – niebieską flagę, żółty sierp, czerwoną gwiazdę i zielony młot. Każda talia składa się z 15 kart, o wartościach od 1 do 13, z czego tych o najmniejszym nominale są trzy sztuki. Jak widać jest to prawie standardowa talia kart. Różnica polega na tym, że nie wykorzystujemy tu figur, a najniższej karty jest więcej kopii. Sama gra polega na tym, żeby zbierać lewy i zdobywać jak najwięcej punktów. Cały twist, który został tu wprowadzony, to przeprowadzana na początku każdej rozgrywki faza „Niet”. Podczas niej gracze, kładąc żetony na planszy, decydują o zasadach gry. Do wyboru mamy kilka opcji. Po pierwsze, który z graczy będzie pierwszym graczem. To do niego należą dwie decyzje: podział na zespoły oraz kto rozpocznie wykładanie kart. Szczególnie ta pierwsza jest bardzo istotna, gdyż w przeciwieństwie do brydża, pary w „Niet” mogą zmieniać się co rundę. Co więcej w grze przy nieparzystej liczbie grających drużyny mają nierówny układ – 2 na 1 lub 3 na 2. W takiej sytuacji pierwszy gracz decyduje komu wręczyć kartę mnożącą wynik gracza razy dwa. Dzięki temu wyrównuje się różnice związane z mniejszą liczbą osób w drużynie.  Drugi rząd na planszy dotyczy odrzucania lub przekazywania kart. Tutaj decydujemy czy przed drugą fazą będziemy skracać rękę, czy może będziemy podawać kartę w lewo albo zagramy rozdanym kompletem kart bez zmian. Trzecia decyzja dotyczy koloru atu, a czwarta koloru Super Atu. O ile pierwszej nie trzeba wyjaśniać, to Super Atu jest pojęciem, z którym spotkałem się po raz pierwszy. Jako że w każdym kolorze są trzy karty o najniższym numerze tzw. „jedynki”, to w „Niet” mogą one wyborem graczy stać się kartami najsilniejszymi. Super Atu to „jedynka” w jednym z czterech kolorów, która przebija każdą inną kartę. Ostatni wybór w tej fazie dotyczy liczby punktów, które zdobędziemy za lewę lub zdobycz. Rozbieżność jest dość duża, najniższa wartość to 1, a najwyższa 4. Możemy też ustalić grę na punkty ujemne. Pojawia się termin zdobyczy, który różni się od lewy tym, że jest to „jedynka” przeciwnika, którą udało nam się zebrać. Na przykład jeśli we wziątce w grze na pięć osób trzech moich oponentów rzuci „jedynkę” niebędącą Super Atu, to de facto biorę jedną lewę i trzy zdobycze.

Faza „Niet” podobna jest trochę do licytacji, jaką robimy w brydżu, jednak tutaj wybieramy w sposób negatywny i mamy wpływ na więcej elementów rozgrywki. Jednocześnie nie wymaga ona nauki sposobu licytowania, co znacznie ułatwia granie.

Po tej fazie następuje faza zagrywania kart. To tutaj walczymy o punkty. Zasady są bardzo proste: musimy zagrywać karty do koloru, a najwyższa zbiera. W momencie kiedy nie mamy zagranego koloru możemy zagrać atu albo super atu. Kiedy zagranych jest kilka super atu, wziątkę bierze ostatnia zagrywająca ją osoba. Naszym celem, jako zespołu, jest zebranie jak największej liczby lew, jeśli gramy o punkty dodatnie i jak najmniej, gdy ustaliliśmy grę na punkty ujemne. Jeśli gramy w nieparzystą liczbę graczy, to przed podliczeniem punktów gracz z kartą „X2” mnoży swoje lewe i dodaje je do wziątek partnera. Ta faza to dość standardowy „trick taking” z dodaną opcją Super Atu.  W zależności od liczby graczy, gramy od 8 do 10 rund lub opcjonalnie do 100 punktów. Wygrywa osoba z największą liczbą punktów.

Wrażenia

Jak pisałem na początku, jestem graczem wychowanym na grach karcianych. W moim domu grywaliśmy w kanastę, kierki, 3-5-8 czy wista. Podczas studiów próbowałem nauczyć się grać w brydża, ale nigdy nie miałem serca do nauki języka koniecznego do skutecznej licytacji. Uwielbiam Tichu. Jak na tle tych doświadczeń wypada „Niet”?

Moim zdaniem bardzo dobrze. Zagrałem rozgrywki z graczami mającymi doświadczenie w różnych grach karcianych, jak i z totalnymi żółtodziobami. Załapanie o co chodzi w grze i jak wykorzystywać fazę „Niet” przychodziło wszystkim bardzo szybko i bezproblemowo. Oczywiście podczas drugiej fazy, gracze doświadczeni osiągali lepsze wyniki, co jest pochodną ogrania w inne gry. Mechanizm zmiennych warunków rundy początkowo wydawał mi się przerostem formy nad treścią. Jednak w praktyce pokazał, że zakrywanie żetonami pól na planszy to taka mini gierka, w której decyduje się bardzo dużo rzeczy. Ilość informacji, które można przekazać podczas tej fazy jest bardzo duża, a ich skuteczne wykorzystanie w drugiej fazie może gwarantować powodzenie w partii. Miałem też obawy dotyczące niesymetrycznych drużyn, jednak karta podwojenia punktów niweluje problem mniejszej liczby graczy w jednym z zespołów. Najmniej przypadła mi do gustu rozgrywka dwuosobowa, kiedy to bardziej bawimy się w obstawianie jakie karty ma przeciwnik, a jakie karty nie weszły do gry. Najlepiej oceniam partie na cztery i na pięć osób, bo to w nich dzieje się najwięcej, a faza „Niet” staje się kluczowa dla rozgrywki.

Dodam jeszcze dwa słowa o wykonaniu. Nowy format pudełek od Iello, z bardzo przemyślaną wypraską i magnetycznym zamknięciem, przypadł mi do gustu. Jest schludnie, kompaktowo i wszystko dobrze się mieści. Oprócz elementów gry znajdziemy w pudełku kilka pocztówek z grafikami postaci. Rysunki nawiązują do Związku Radzieckiego, tworząc przyjemny i spójny klimat. Jedyne do czego mogę się przyczepić, to format kart, który ogranicza możliwość ich zabezpieczenia. Ponieważ karty tasujemy, trzymamy w dłoniach, niestety będą się one brudzić i niszczyć. Nałożenie koszulek przedłużyłoby żywotność gry. Ale to jedyny mankament, na jaki zwróciłem uwagę.

Podsumowując, „Niet” to bardzo dobra gra trick takingowa z bardzo ciekawą fazą licytacji. Zmienność zespołów czy wprowadzenie Super Atu, powodują że tytuł jest na tyle inny od znanych mi gier karcianych, że spokojnie stanie się dla mnie bardzo ciekawą dla nich alternatywą. Jeśli lubicie karty, a nigdy nie mieliście serca do nauki brydża, jeśli jesteście brydżystami bez ekipy do grania, jeśli lubicie mechanikę trick takingu, to „Niet” będzie dla Was idealną pozycją. Gorąco polecam ten wyśmienity tytuł.

 

Dziękujemy wydawnictwu Portal za przekazanie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus