„Dżej Dżej” - recenzja

Autor: Marek Kamiński Redaktor: Raven

Dodane: 30-03-2016 13:25 ()


W dobie wszechobecnej technologii nietrudno się człowiekowi zagubić. Nie tylko młodzież, ale także dorośli z łatwością wpadają w nałóg surfowania po świecie Internetu (i jego brudnych światkach), często wręcz ciężko im oderwać się od komputera czy telewizji. Czasami może to doprowadzić do różnych niebezpiecznych sytuacji (na przykład zaniedbania życia prywatnego lub nawet zdrowia, a także agresywnego zachowania nałogowca nagle odłączonego od swojej gry) lub kuriozów w stylu ślubu z wirtualną dziewczyną z symulatora randek. Niejako w stronę takich właśnie dziwactw zmierza komedia Macieja Pisarka o wdzięcznym tytule Dżej Dżej.

Główny bohater naszej opowieści to grany przez Borysa Szyca Jerzy Jurecki, introwertyczny mężczyzna w średnim wieku pracujący jako śluzowy na rzece. Jest on samotnikiem, co widać po jego najbliższych kompanach. Za towarzyszy ma on bowiem między innymi Wacka i Pamelę, czyli odpowiednio... nie pierwszej młodości samochód oraz alarm w smartfonie ze zdjęciem piersiastej kobiety. Do swoich mechanicznych przyjaciół mówi, jakby rozmawiał z żywymi kumplami czy rodziną. By przedstawić pełen ogląd, warto dodać, że po pracy, wieczorami Jerzy oddaje się w zaciszu domowym cyberseksowi – jak niejeden zagubiony samotnik w XXI wieku...

Nasz miłośnik techniki sprowadza sobie wysyłkowo GPS do auta. Spośród różnych wgranych wariantów głosowych porzuca on np. głos Tomasza Knapika (sympatyczny easter egg ze znanym lektorem telewizyjnym, trzeba przyznać) na rzecz przyjemnie brzmiącego kobiecego. Dość szybko jednak okazuje się, że Carmen – bo takim imieniem ochrzci Jurek nawigację samochodową – zaczyna żyć własnym życiem. Początkowo wprawia to mężczyznę w zdumienie, które szybko ustępuje miejsca rozemocjonowaniu. Jurecki nawiązuje z Carmen (głos Justyny Sieniawskiej) specyficzną więź, która – z początku nawet urocza – dość szybko przeradza się w toksyczny związek lub też „stare niedobre małżeństwo”.

Wielu widzom film Pisarka może skojarzyć się z produkcją z 2013 roku Ona Spike'a Jonze'a. O ile jednak dzieło Jonze'a wydaje się mocno wzruszającą historią o związku mężczyzny z systemem operacyjnym o głosie Scarlett Johansson (przyznaję, że to wrażenie opieram na podstawie trailera, ale zamierzam przy sprzyjającej okazji zapoznać się ze wspomnianym obrazem), tak Dżej Dżej wydaje się bardziej przaśną i kwaśną historią. Zamiast czułości mamy tu teksty niczym z seks-telefonu, poprzez które wulgarna Carmen kusi tytułowego bohatera do „stosunku” (wśród nich bardziej kuriozalnym i zarazem rasistowskim przykładem jest: „Jestem czarną niewolnicą […]. Cały dzień zbierałam bawełnę”.), okłamywanie się czy „przemoc w rodzinie”.

Oprócz Szyca i Sieniawskiej przez ekran przewija się jeszcze sporo postaci drugoplanowych i epizodycznych. Wśród nich na uwagę zasługuje choćby Paweł Burczyk (Luksus z 13 posterunku, który obecnie wizualnie potrafi przywodzić na myśl Christophera Walkena). Jego Anielski – przedstawiciel Naszej Kasy, człowiek od pożyczek-chwilówek – to trochę krzyżówka postaci niczym ze skeczu Monty Pythona i Z Archiwum X zarazem. Ponadto pojawia się duet złego gliny i dobrego adwokata, czyli odpowiednio Jana Wieczorkowskiego i Bartka Firleta, z których pierwszy odkrywa przed widzem arkana pewnej sprawy kryminalnej. Średnio sympatycznie wypada prezes Myjak (Krzysztof Pluskota), szef Jureckiego, za to niewątpliwie uśmiech na twarzy budzi Ziutka (Justyna Wasilewska), prostolinijna i nawet urocza sprzedawczyni w sklepie, do którego zagląda Jerzy, by kupić futerał na GPS.

Dodatków na płycie DVD praktycznie brak – otrzymujemy zaledwie 74-sekundowy zwiastun filmu oraz kilka trailerów innych obrazów, czy to kinowych, czy też premier do domowej filmoteki. Natomiast na pochwałę dla dystrybutora zasługuje pojawienie się... angielskich napisów do filmu, dzięki którym można wspólnie z zagranicznymi znajomymi sprawić sobie seans tego obrazu. Ponadto można też je włączyć jako ciekawostkę przyrodniczą i sprawdzić, jak wygląda tłumaczenie na język obcy polskiej linii dialogowej, nazwisk postaci itp.

Dżej Dżej operuje wulgarnością (tu na czele z fantazjami serwowanymi przez Carmen), ale może gdyby tak nie było, to toksyczna relacja głównego bohatera byłaby mniej wiarygodna. Nie jest to kino wybitne, choć z drugiej strony po ludzku, bez górnolotności pochyla się nad tematem ryzyka, jakie niesie za sobą oderwanie się od rzeczywistości na rzecz świata wirtualnego. Film ma dobrą obsadę, ciekawy zwrot fabularny i stosunkowo tchnącą świeżością fabułę. Może więc warto obejrzeć perypetie Jureckiego, by przypomnieć sobie przy okazji tę prozaiczną prawdę, że trzeba umieć – dla dobra własnego zdrowia fizycznego i psychicznego – odlepić się od monitora, dać oczom odpocząć, wyjść z domu na spacer, spotkać się z drugą osobą twarzą w twarz (bez wirtualnych barier lub przywdziewanych w Internecie masek). „Odlepiajmy się” i spotykajmy się więc!


comments powered by Disqus