Demony Grabińskiego wciąż żywe - wywiad z Adamem Uryniakiem - reżyserem i scenarzystą "Kochanki Szamoty"

Autor: Marcin Waincetel Redaktor: Motyl

Dodane: 28-08-2015 20:06 ()


„Kartki ze znalezionego pamiętnika” – tak brzmi podtytuł opowiadania „Kochanka Szamoty”, na kanwie którego powstaje Wasz film. Czy pomysły Stefana Grabińskiego, autora wzmiankowanego tekstu, mogą okazać się ponownie atrakcyjne dla współczesnego odbiorcy X Muzy? Skąd pomysł na wykorzystanie... tak osobliwego pamiętnika?

W Polsce jest wielu fanów horroru zarówno literackiego, jak i filmowego. Istnieje bardzo ożywione życie fanowskie, prężnie działają kluby, organizowane są konwenty, ukazują się czasopisma poświęcone szeroko rozumianej fantastyce. Ciekawe natomiast, że polscy filmowcy przechodzą obojętnie obok horroru, podobnie zresztą jak wobec kina gatunkowego w ogóle. Aby obejrzeć wszystkie polskie filmy grozy wystarczą dwa, trzy dni. Większość z nich to produkcje telewizyjne. Po 1989 horrory powstały jedynie jako etiudy szkolne lub w obrębie kina niezależnego.

Wygląda na to, że stoisz przed dwoma ambitnymi zadaniami. Próbujesz nawiązać do kina gatunkowego, wykorzystując do tego perełkę z lamusa polskiej literatury.

Bardzo lubię opowieści grozy, dlatego postanowiłem zmierzyć się właśnie z tą odmianą fantastyki. Dodatkowym magnesem była twórczość Stefana Grabińskiego, pisarza otoczonego przez polskich fanów horroru niemal czcią. Napisał on wiele doskonałych opowiadań, które tylko czekają na ekranizację. Niestety po raz ostatni kino sięgnęło po nie prawie 30 lat temu. „Kochankę Szamoty” po raz pierwszy zekranizowano w 1927 roku. Niestety, ten film nie doczekał naszych czasów, a jeśli wierzyć recenzjom z epoki był bardzo interesujący i wybijał się na tle innych polskich produkcji. Moja wersja tej opowieści będzie więc także próbą przywrócenia „Kochanki Szamoty” w obręb rodzimego kina.

 

Dzieła polskiego Edgara Allana Poe, jak nazywany jest Grabiński, były już podstawą przy tworzeniu filmów. Wspomniałeś o polskiej ekranizacji, co więcej, „Kochanka Szamoty” doczekała się nawet interpretacji za sprawą angielskich czy niemieckich produkcji. Sądzisz, że jest szansa na zainteresowanie tematem nie tylko w naszym kraju? W przeciągu ostatnich lat pojawiły się trzy książkowe edycje jego opowiadań – wiem o tych, które wydano we Włoszech, USA i Czechach.

Zainteresowanie widzów zza granicy to przede wszystkim kwestia dobrego marketingu. Mam nadzieję, że z „Kochanką Szamoty” uda się dotrzeć do międzynarodowej publiczności. Przykłady, które podałeś pokazują, że Grabiński nie jest postacią anonimową. Poza tym, obecnie jest dobra koniunktura na polskie kino, więc jestem dobrej myśli. Moje dwa poprzednie filmy - „Podglądacz” i „Zniknięcie”, zostały zauważone na zagranicznych festiwalach i zdobyły kilka nagród. Na tym etapie jeszcze trochę za wcześnie na snucie marzeń o festiwalach, nagrodach itp... Teraz czeka mnie kilka miesięcy ciężkiej, filmowej pracy.

W materiałach promocyjnych, poza ciekawym zaaranżowaniem przestrzeni, stylizacją na retro, zauważyć można także pikantne sceny pomiędzy parą kochanków... Grabiński nie szczędził opisów erotycznych, zdaje się, że Wy także idziecie podobnym tropem.

Bohaterowie Grabińskiego są opanowywani przez tajemnicze siły, które popychają ich do irracjonalnych zachowań. Ten proces jest stopniowy i niemal niezauważalny, ale w końcu poddany ich działaniu człowiek jest im całkowicie podporządkowany. Erotyka czy seksualność również były takimi siłami. Najwyraźniej to widać w opowiadaniach „Kochanka Szamoty” i „W domu Sary”. Czytając je można wyraźnie wyczuć przerażenie jakie w autorze wywoływała erotyka. Przez popęd seksualny bohaterowie przestawali działać racjonalnie, co z kolei sprowadzało na nich poważne kłopoty. Te historie bez erotyki tracą całą moc. Nie ma więc możliwości, żebyśmy zrezygnowali z tych motywów.

  

Zastanawiam się nad kwestią interpretacji materiału źródłowego. W opowiadaniu Grabińskiego przed czytelnikiem rozciąga się panorama niejednoznaczności związanych z prawdziwą tożsamością Jadwigi Kalergis, jak i opętania, w objęciach którego znalazł się Szamota. Opis filmu sugeruje, że zasadniczo zmieniacie jednak perspektywę opowieści. Choćby przez retrospekcje.

Tekst oryginału wystarczał zaledwie na parę stron scenariusza, na podstawie których udałoby się nakręcić maksymalnie 10-minutową etiudę. Dodałem więc kilka wątków i postaci, aby móc stworzyć większy świat. Jadwiga nadal jest otoczona tajemnicą, choć ukazaną nieco inaczej niż u Grabińskiego. Pisząc scenariusz starałem się zachować nastrój oryginału, a jednym z jego najważniejszych elementów jest niepewny status ontologiczny Jadwigi. Pozostawiłem więc ten wątek. Zmieniłem za to element relacji między bohaterami. W opowiadaniu Szamota zna Jadwigę i od wielu lat darzy ją niespełnionym uczuciem. W mojej wersji są nieznajomymi, a ich spotkanie prowokuje bohatera do próby odkrycia tajemnic z przeszłości swojej ukochanej. Tekst źródłowy zawiera bardzo niewiele informacji o Jadwidze. Chciałem nieco pogłębić jej historię i wymyśliłem jej nową biografię.

Szacunek do literaciekiego pierwowzoru, ale też i ciekawe inspiracje ze świata kina. Przywołujecie tradycję horrorów z wytwórni Hammer Film, jak i dziedzictwa Rogera Cormana. Jak można się zatem domyślać, fundusze zbierane na akcji PolakPotrafi w znacznej mierze będą zapewne pokrywać elementy scenografii? Wspominacie o tym w celach zbiórki.

Najważniejszy jest nastrój i twórcze wykorzystanie ikonografii horroru, a Hammer Film i Corman, mieli olbrzymi wpływ na ukształtowanie się tego, co rozumiemy pod terminem gotycki film grozy. „Kochanka Szamoty” nie ma być zwyczajnym straszydłem, chcę stworzyć wieloznaczną, trzymającą w napięciu intrygę, zawierającą także elementy kryminalne. Zależy mi na tym, żeby całość zachwycała wizualnie. Zresztą to w tej sferze ma swoje źródło pomysł na ekranizację. Opowiadanie podrzuciła mi scenografka i chcieliśmy je zaadaptować na króciutkie widowisko, taki cukierek stworzony dla przyjemności mojej, operatora i scenografki, po to, by spożytkować nasze siły twórcze. Tekst Grabińskiego zainspirował mnie jednak do znacznego rozbudowania fabuły. Zanim się zorientowałem, miałem scenariusz znacznie większego obrazu. Po paru poprawkach wydało się nam zupełnie naturalne i oczywiste, że z tej drogi już nie ma odwrotu i po prostu musimy zrobić ten film.

 

Jeśli rozmawiamy o wytwórniach... „Kochanka Szamoty” ma być sygnowana logiem „Butcher’s Film”. Czy można rozumieć, że część ekipy pracowała już przy wspólnych filmowych projektach?  Istnieje jakiś transparentny gatunek, w którym się specjalizujecie?

Pierwsze filmy robiłem dla zabawy, ze znajomymi, z którymi studiowałem filmoznawstwo. Nazwaliśmy się Butcher’s Films. Inicjatywa rozrosła się, my z każdym kolejnym filmem uczyliśmy się czegoś nowego i w końcu większość nas zajęła się filmem profesjonalnie. W heroicznych czasach Butcher’s Film sami byliśmy sobie aktorami, dźwiękowcami, operatorami, a w razie potrzeby nawet charakteryzatorami, przez co poznaliśmy od podszewki pracę w różnych pionach, wciąż zresztą się wspieramy w podobny sposób. Z Pawłem Labe, autorem zdjęć i Michałem Chołką, aktorem, współpracowałem już przy kilku filmach, zarówno reżyserowanych przeze mnie, jak i moich kolegów z BF. Członkowie naszej grupy będą pracować przy „Kochance Szamoty” także w rolach mniej eksponowanych, jak drugi reżyser czy pomoc produkcyjna. Nie specjalizujemy się w żadnym konkretnym gatunku, po prostu pracujemy razem i wzajemnie sobie pomagamy.

Czy wiecie, gdzie chcielibyście dokładnie tworzyć zdjęcia? Urokliwych plenerów, jak i opuszczonych pałaców raczej nie brakuje... Termin zdjęć wyznaczono na październik – czy jest to ostateczny termin? Jeśli tak, to możemy się zatem spodziewać nastrojowej mgiełki tajemnicy...

Z pałacami wbrew pozorom nie jest tak łatwo. To prawda, że jest ich wiele, ale przeważnie dzielą się na dwie grupy – totalne ruiny lub świeżo odremontowane, w których mieszczą się hotele, restauracje itp. My potrzebujemy pałacu, który jest co prawda opuszczony, ale nie jest zdewastowany i nadaje się do zamieszkania. Na szczęście jest kilka miejsc, które odpowiadają moim oczekiwaniom. Obecnie kończymy ustalenia z właścicielami – bo filmowa Różowola powstanie z połączenia kilku lokacji. Niestety kilka spraw organizacyjnych troszkę nas wstrzymało i zdjęcia wystartują dopiero zimą i skończą się wiosną przyszłego roku. Chciałbym zdążyć z premierą filmu na przyszłoroczny festiwal w Gdyni, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to z pewnością nam się uda.

 

Dlaczego nie próbowaliście zwrócić się o wsparcie do PISF-u? Może warto jest wytyczać nowe trendy w kinie głównego nurtu? Z drugiej strony – prowadzicie akcję na PolakPotrafi.pl, zatem można przypuszczać, że większą uwagę przywiązujecie do fanów kina grozy i szeroko pojętej fantastyki.

„Kochanka Szamoty” będzie filmem około 45-minutowym. PISF wspomaga fabuły pełnometrażowe. Istnieją oczywiście inne fundusze dla produkcji krótko i średniometrażowych, ale pozostańmy na tym, że nie mamy od nich wsparcia. Akcja crowdfundingowa ma tę zaletę, że możemy dotrzeć do widzów już na etapie preprodukcji. Jak wspominałem wcześniej fanów horroru i niesamowitości w Polsce nie brakuje, ale filmowcy jakoś o nich nie pamiętają. Chciałbym, żeby informacje o moim filmie dotarła do tych środowisk. W dalszych planach mam takie małe tournée z „Kochanką Szamoty” po rożnych konwentach i festiwalach horroru oraz fantastyki. Filmy powinno się robić dla publiczności, a fani horroru są bardzo samoświadoma i dobrze zorganizowaną grupą, a do tego żywo reagującą na interesujące inicjatywy. Mam nadzieję, że „Kochanka Szamoty” im się spodoba.


comments powered by Disqus