"True Detective" sezon 2, odc. 1 - recenzja

Autor: Marcin Waincetel Redaktor: Motyl

Dodane: 23-06-2015 17:15 ()


Głęboki głos z charakterystyczną chrypką, który mówi nam o tym, że wojna jest przegrana, a traktat został podpisany... Tak właśnie Leonard Cohen wprowadza nas do nowego sezonu serialu „Detektyw”. Co znaczą słowa z utworu „Nevermind” i czy okażą się proroctwem dla całej fabuły oczekiwanego widowiska?

Już nie Luizjana, ze specyficzną aurą południa Stanów Zjednoczonych, ale słoneczna Kalifornia staje się scenerią dla kontynuacji historii opracowanej przez Nica Pizzolatto. Amerykański scenarzysta podjął się nie lada wyzwania. Jak stworzyć materiał, który nie będąc kopią, odda jednak w jakiejś mierze charakter pierwszego sezonu? Na ile rytualne zabójstwa mogą korespondować z bezprawiem i brutalnością? A jak, nade wszystko, zastąpić fenomenalny duet aktorów Harrelson-McConaughey? 

Pierwszy odcinek nie zawiera jednoznacznych odpowiedzi, chociaż trzeba przyznać, że już na tym etapie można wyczuć pewien autorski sznyt produkcji. Czwórka głównych bohaterów została bowiem od początku wewnętrznie skonfrontowana. Aktorstwo, które byłą wielką siłą pierwszego sezonu, tutaj także może okazać się jednym z najmocniejszych elementów. Niestety, z pewnymi wyjątkami.

Kim są jednak bohaterowie serialu? Stanowczy, a przy tym porywczy detektyw Ray Velcoro (Colin Farrell), którego osobisty dramat związany z gwałtem na żonie, rozbitym małżeństwem i nie do końca oczywistą sprawą ojcostwa kładzie się cieniem na zawodowym życiu, skomplikowanym dodatkowo przez kontakty z mafią. Przedstawicielem tej grupy jest z kolei Frank Semyon (Vince Vaughn), dla którego gangsterska przeszłość i przysługa dla Velcoro łączy się z biznesowymi planami związanymi z budową nowoczesnej sieci kolejowej w stanie Kalifornia. Relacja pomiędzy tą dwójką jest głównym elementem fabuły pierwszego odcinka.

Na nieco dalszym planie została pozostawiona szeryf Ani Bezzerides (Rachel McAdams). W tym przypadku funkcjonariuszka swoje osobiste problemy z siostrą uzależnioną od narkotyków, wplątaną także w seks-biznes stara się przepracować na gruncie zawodowym. Z podobną terapią ma do czynienia policjant drogówki, Paul Woodrugh (Taylor Kitsch), dla którego służba w wojsku odcisnęła się licznymi bliznami, widocznymi nie tylko na ciele, ale przede wszystkim w psychice.

 

Chociaż na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to sztampowe charaktery, to taki pogląd należałoby zrewidować już za sprawą nie tylko motywacji, ale i całego szeregu czynników, które wpływają na decyzje bohaterów. Brak rodzinnego szczęścia, odmienne systemy wartości, temperamenty wzmacniane przez używki. Teoretycznie znane, ale ciekawie zaaranżowane motywy. Swoistym leitmotivem odcinka, jak i zapewne całego serialu, jest ukazanie autostradowej sieci w planie totalnym. Różne drogi, odgałęzienia od głównej trasy, zjazdy, objazdy... wybory, które czekają na trasie każdego z nas. W takim metaforycznym ujęciu można przyjąć też analizę działań ludzi po stronie prawa oraz bezprawia. O tym, że granica jest tutaj wyjątkowo niejednoznaczna, nietrudno się domyślić. Twórcom udało się naszkicować ciekawy wstęp i kontekst dla wszystkich postaci.

Wybór obsady sprawdził się zwłaszcza w kontekście Farrella oraz Vaughna, co biorąc pod uwagę dotychczasowe emploi drugiego z aktorów, opierające się w znacznej mierze na komediowych produkcjach, powinno zostać uznane za pozytywne zaskoczenie. To bohaterowie, którzy wzajemnie się uzupełniają. Jeden z nich jest dosyć nieobliczalny w swoim pojmowaniu sprawiedliwości, z kolei persona gangstera opiera się na twardych zasadach w grze z lokalnych interesów.

Słabiej wypadają postacie dwójki pozostałych bohaterów. Kitsch wykazuje dosyć minimalistyczną grę, co w zestawieniu z niewielką ilością informacji na temat jego traumy budzi tajemnicę, ale równoczesną irytację. Najmniej przekonująco prezentuje się McAdams, dla której rola silnej, niezależnej kobiety może być pewnym gatunkowym ciężarem. Przy czym warto zauważyć, że choć nie są to jak na razie zbyt fascynujące postacie, to już samo tło obyczajowe, na przykład religijna sekta zawiązana przez ojca (David Morse) policjantki, zawiera w sobie spory potencjał.

Dramaturgiczne akcenty „Detektywa” są istotne, jednak najważniejsze dla dynamiki wydarzeń jest samo śledztwo, aspekt kryminalny. Pierwszy epizod stanowi tutaj ledwie wprowadzenie w intrygę, która opierać się będzie zapewne na działaniach kolektywu i sprzecznych interesach wszystkich bohaterów. Sprawnie poprowadzona, utrzymana w dobrym tempie, nieśpiesznej narracji, pozostawiająca nas z upiorną tajemnicą na autostradzie. Zagadka pozostawiona dla funkcjonariuszy prawa i problem przy budowy przyszłej sieci kolejowej. Kto pociąga za sznurki?

Rozpoznanie sensu piosenki Cohena dopiero przed nami. Jeśli wsłuchamy się w nią lepiej, to z pewnością dostrzeżemy, że jest prawda żywa, jest i prawda martwa, a bohaterów nikt nie złapał jeszcze na przekroczeniu granic. Pytanie – na jak długo? Na tą chwilę można powiedzieć, że Nic Pizzolato oraz Justin Lin, reżyser pierwszego odcinka, zaserwowali nam bardzo interesujący materiał do przemyśleń. Nieco metafizyczne rozważania nad naturą zła, znane z filozoficznych dialogów pierwszego sezonu ustąpiły tutaj destrukcji w stanie czystym. Przez to, że jest ona niejednoznaczna i dotyka także dobrych ludzi, wiemy, że to kontynuacja nagradzanego serialu. Z pewnością warto czekać na więcej.

 

  • Zwiastun serialu znajdziecie tutaj.
  • Opening serialu znajdziecie tutaj.

Emisja odcinków w każdy poniedziałek o 22:00 na HBO. Powtórki w środy o 00:40, a także soboty o 22:55"


comments powered by Disqus