„Nasz Dom” - recenzja
Dodane: 06-05-2015 10:47 ()
Nasz dom to brazylijska superprodukcja z 2010 roku, której budżet wyniósł ok. 12 milionów dolarów, co czyni ją jednym z najdroższych filmów w historii kinematografii tego kraju. Sporo wysiłku poświęcono na stworzenie efektów specjalnych, które są jedną z mocniejszych stron dzieła. Mimo to nie mamy tu do czynienia z kinem akcji (jak można by błędnie przypuścić na podstawie poprzedniego zdania), ale z poruszającym dramatem.
Głównego bohatera spotykamy w momencie, gdy w mroku nocy budzi się on skąpany w bagiennej mazi. Okazuje się, że jest to przebudzenie po śmierci, a nasz protagonista, doktor o imionach André Luiz, znajduje się w wymiarze zwanym Umbral, który jest czymś w rodzaju czyśćca. Pośród innych zbłąkanych dusz człowiek ten przypomina sobie swoje życie, którego urywki w formie retrospekcji elegancko przeplatają się z głównym wątkiem. Po pewnym czasie spędzonym w czeluściach Umbralu obolały i cierpiący mężczyzna modli się o ratunek. Jego modlitwy zostają wysłuchane – otoczeni świetlistą aurą wysłańcy przenoszą go do Nosso Lar (co oznacza po polsku „Nasz Dom”), duchowego miasta, w którym toczy się większa część filmu.
Osią Naszego domu jest przemiana André Luiza w lepszego człowieka, a także jego konflikt pomiędzy pragnieniem powrotu do rodziny na Ziemi oraz złością związaną z koniecznością odbycia długiej podróży w celu odwiedzin żyjących krewnych. Na taką wizytę trzeba sobie zasłużyć poprzez pracę traktowaną jako służba dla wspólnoty mieszkańców. Lekarz uświadamia sobie własne ziemskie grzechy i zaniedbania. Znaczną część wędrówki ku żyjącej rodzinie stanowi więc podróż André w głąb siebie, której rezultatem będzie stopniowa zmiana charakteru doktora.
Jedną z zalet filmu są świetne efekty specjalne, których lwią część poświęcono na wykreowanie w komputerach tytułowego Nosso Lar. Opłaciło się, bo miasto jest zachwycające, a główne budowle wprost majestatyczne. Trudno się temu dziwić, skoro do zdjęć i efektów zatrudniono międzynarodowych profesjonalistów. Byli wśród nich: szwajcarski operator filmowy Ulrich „Ueli” Steiger (współpracownik Rolanda Emmericha przy takich filmach jak 10 000 BC: Prehistoryczna legenda czy Pojutrze), kierownik efektów wizualnych Lev Kolobov (znany m.in. z pracy przy Babel lub Pana Magorium cudownym emporium) oraz kanadyjska firma Intelligent Creatures (odpowiadająca za efekty w takich obrazach, jak: Underworld: Bunt Lykanów, Babel czy Watchmen: Strażnicy).
Nie sposób nie wspomnieć o muzyce. Ścieżkę dźwiękową fantastycznie ilustrującą wydarzenia na ekranie skomponował amerykański kompozytor Philip Glass, który współtworzył muzykę do kultowego Truman Show (za co nagrodzono go Złotym Globem) i napisał partytury m.in. do Iluzjonisty i Snu Kasandry. Wyjątkowo pięknie brzmi utwór rozpoczynający film i kompozycja go kończąca, choć na pewno warto posłuchać też pozostałych.
Trudno byłoby jednak podziwiać Nasz Dom, gdyby nie znakomita obsada, na czele z dwoma głównymi aktorami. Renato Prieto jako André Luiz oraz Fernando Alves Pinto jako Lizjasz (lekarz duchowy i nowy przyjaciel André) stworzyli bardzo dobre kreacje i obaj budzą pozytywne emocje, gdy ogląda się ich na ekranie. Wprawdzie postać graną przez Prieto, z uwagi na jej początkowo nerwowe, egoistyczne zachowanie, nie zawsze da się lubić, jednak z doktorem André łatwo się utożsamić. Czuje się on zagubiony w nowej rzeczywistości i próbuje się w niej odnaleźć oraz zaaklimatyzować. Ponadto miło jest podziwiać piękną Rosanne Mulholland, wiarygodnie grającą siostrzenicę Lizjasza – Eloizę. Kobieta trafia do Naszego Domu i przez sporą część filmu z trudem zmaga się z nową sytuacją oraz z brakiem modlitw narzeczonego w jej intencji. To dopiero początek listy bohaterów przewijających się przez ekran i długo można by ich wymieniać. Pozwolę sobie jeszcze na jedną uwagę dotyczącą postaci: chyba dobrze byłoby mieć takich ministrów, jacy są w Nosso Lar – pogodnych, dających przykład i oddanych służbie ludziom. We współczesnym świecie łatwo „czasami” zwątpić w dobre intencje urzędników państwa.
Wydanie DVD wzbogacono o kilka dodatków, m.in. niemal obowiązkowy pakiet trailerów kilku aktualnych lub nadchodzących premier DVD dystrybuowanych przez Kino Świat. Oprócz nich, na płycie znajduje się również trwający dwie i pół minuty zwiastun Naszego domu, który dosyć ładnie informuje widza o tym, czego może się on spodziewać po tym obrazie.
Wpadki na planie to 4-minutowy filmik, który ciężko nazwać zbiorem pomyłek. Oryginalny tytuł to Diversão, co w języku portugalskim znaczy „zabawa”. I tak to właściwie wygląda – obserwujemy aktorów wygłupiających się na planie, strojących miny, tańczących itp. Nie wywoła to raczej śmiechu, lecz uśmiech i zwróci uwagę na to, że praca przy filmie nie musi być śmiertelnie poważna.
Making of trwa aż 22 minuty i zdecydowanie uchyla rąbka tajemnicy odnośnie do etapów tworzenia Naszego domu. W dokument wbudowane są napisy angielskie tłumaczące wypowiedzi aktorów, ale można też włączyć napisy polskie. Zobaczymy tu między innymi: kulisy charakteryzacji Renato Prieto i statystów do scen w Umbralu, nagrywanie ścieżki dźwiękowej czy tworzenie efektów komputerowych. Można także dowiedzieć się, w jakim stopniu scenografia była stworzona komputerowo z pomocą blue screena oraz spojrzeć, jak zbudowano piękny mur przed Nosso Lar przy użyciu... styropianu. Sympatycznie jest usłyszeć, że na planie panowała bardzo dobra atmosfera i powstało wiele przyjaźni pomiędzy osobami zaangażowanymi w produkcję.
Cały film zalany został gęstą warstwą New Age'owego sosu. Jest to wszak ekranizacja spirytystycznej książki, w której mamy chociażby motyw reinkarnacji, duchowych miast czy symbole różnych wyznań obok siebie w sali gubernatora. Wydaje mi się jednak, że nawet osoby, których poglądy religijne są z tym sprzeczne (np. doktryny New Age poważnie wypaczają i negują różne poglądy i wartości chrześcijańskie), mogą obejrzeć ten film jako ciekawy dramat science-fiction opowiadający o próbie zmiany swojego życia po śmierci, zilustrowany piękną muzyką i efektami specjalnymi.
Nasz dom potrafi często wzruszyć widza i skłonić do refleksji nad jego życiem, zwraca uwagę na to, żeby nie gnić w egoizmie, ale poprzez konkretną pracę jednocześnie służyć drugiemu człowiekowi – niezależnie, czy będzie to praca zarobkowa, wolontariat, czy wykonywanie obowiązków domowych. Obraz w reżyserii Wagnera de Assesa może przypomnieć też katolikom, szczególnie tym niepraktykującym i tym rzadziej się modlącym, o wadze modlitwy za zmarłych oraz o relacji z Bogiem w ogóle. Warto z rozwagą obejrzeć tę produkcję.
comments powered by Disqus