"Star Wars" - "Mroczne czasy" tom 6: "Posłaniec ognia" - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 26-04-2014 21:49 ()


W galaktyce, w której nagle poluje się na Jedi, mistrz K’Kruhk ucieka z grupą młodych padawanów. Po przymusowym lądowaniu na planecie rządzonej przez Imperium, zostają umieszczeni w obozie dla uchodźców, pełnym tysięcy innych osób, które podczas wojen klonów straciły swojego miejsce zamieszkania. K’Kruhk i młodzicy, ogarnięci w obozie poczuciem zagrożenia, uciekają na dzikie obszary – tylko po to, by natknąć się na zło większe, niż sobie wyobrażali! Tymczasem na Coruscant uczeń Imperatora, Darth Vader, szykuje nowe śmiercionośne narzędzie...

Transformacja ustrojowa nigdy nie jest łatwa. Przykładów w naszej ziemskiej historii mamy co niemiara – a w przypadku Star Wars najlepiej chyba pasuje moment przerodzenia się Republiki Rzymskiej w Imperium Rzymskie. Tylko co, jeśli jedyne widoczne zmiany ustroju – inna nazwa państwa i przeistoczenie się urzędu Najwyższego Kanclerza w Imperatora – są tylko wierzchołkiem góry lodowej, ale pozornie wszystko jest po staremu? W takiej sytuacji musiało się znaleźć mnóstwo osób na eksponowanych stanowiskach sił zbrojnych i administracji Republiki, którzy niespodziewanie stali się sługami Imperium. Zawsze mnie ciekawiło, ilu oficerów we wczesnych latach Imperium nie mogło się pogodzić ze zmianami zaprowadzonymi przez Imperatora. I dlatego też bardzo się ucieszyłem, że nieoczekiwanie temat ten podjął szósty tom „Mrocznych czasów” – tym bardziej, że wcześniej nie spodziewałem się po tym komiksie niczego dobrego.

Powód tego jest prosty: poprzednia opowieść z udziałem mistrza K’Kruhka (który i tak nigdy nie był moim ulubionym bohaterem) i jego zgrai dzieciaków wrażliwych na Moc nie powalała na kolana. Zaprezentowana w „Podobieństwach” historia była tak bzdurna i pozbawiona logiki, że przygotowywałem się na najgorsze. Niepotrzebnie, jak się na szczęście okazało, bo „Posłaniec ognia” to zaskakująco dobra historia. W niegłupi sposób dotyka kilku problemów związanych z zakończeniem wyjątkowo destruktywnego konfliktu – głównie uchodźców, resentymentów w stosunku do eks-Separatystów, wspomnianego powstania „złego” Imperium na gruzach „dobrej” Republiki i roli Jedi w galaktyce, gdzie Jedi są tępieni. Dzięki temu prosta historyjka o ucieczce grupki Jedi, która niczym by się nie wyróżniła, nabiera nieco głębi. Bohaterowie mierzą się nie tylko z zewnętrznymi przeciwnościami, ale też sobą. Na przykład taki K’Kruhk. Jedynym plusem „Posłuszeństwa” jest to, że po wydarzeniach z tego komiksu mistrz jest pełen wątpliwości odnośnie swojej mentorskiej roli i zwyczajnie mocniej przypomina postać z krwi i kości. Tym bardziej, że jego działania sprowadzają na ciemniejszą z dróg Mocy jednego z uczniów. Niespodziewanie, wątek ten wcale nie doczekuje się happy endu, co niezwykle mi się spodobało.

Fragmenty komiksu z Darthem Vaderem (ciągnące się od pierwszego numeru „Mrocznych czasów”), choć kompletnie nic nie wprowadzają do fabuły, pokazują jednak, że obsesja Mrocznego Lorda w odniesieniu do Jedi jest całkowita i pełna. Widać doskonale, że upadły Jedi kompletnie się niczym innym nie przejmuje, co pozwala niektórym funkcjonariuszom Imperium na działania bardziej w stylu Republiki. Tu właśnie pojawia się sprawa imperialnych oficerów, którzy wyjątkowo są przedstawieni jako pozytywni bohaterowie. Miło jest wreszcie zobaczyć, że nie wszyscy nagle zmienili się w krwiożerczych Imperialców wraz z dojściem Palpatine’a do władzy absolutnej.

Moje modły o wprowadzenie do „Mrocznych czasów” jakiegoś nowego rysownika (poza prześwietnym Douglasem Wheatleyem, naturalnie) zostały wysłuchane i zaowocowały grafikami gwiezdnowojennego debiutanta, Gabriela Guzmana. Od razu przypadła mi do gustu dbałość autora o wygląd twarzy (i hełmów!) i klarowną, niezbyt przesadną mimikę postaci. Nic tak bardzo mnie nie irytuje, jak widok nienaturalnie przekrzywionej gęby w komiksie, który uchodzi bądź co bądź za poważny i – w tym wypadku jest to szczególnie istotne – dotykający brutalnej tematyki powojennej. Rysunki są przejrzyste, ładne, choć może niespecjalnie charakterystyczne. Trudno byłoby mi powiedzieć, co wyróżnia kreskę tego rysownika od innych. Pewnie można by to było uznać za minus... Przyznam jednak, że zawiodłem się na „Posłańcu ognia” od strony klimatu, jaki sobą roztacza. Niestety, niewiele w nim Star Wars. Poza elementami o utrwalonym wyglądzie, jak szturmowcy, Vader czy miecze świetlne, mamy tu do czynienia z maszynami, budynkami czy ubraniami bliskim bardziej uniwersum Mass Effecta, niż odległą galaktykę. I to, tak naprawdę, jest mój największy zarzut w stosunku do Gabriela Guzmana.

„Posłaniec ognia” to definitywne zakończenie historii o ucieczce młodzików Jedi, którzy znaleźli się pod opieką K’Kruhka. Nie wiem, czy opowieść ta była aż tak bardzo potrzebna serii „Mroczne czasy” – zwłaszcza mocno nieudana poprzednia odsłona – ale skoro już ją otrzymaliśmy, to możemy się przynajmniej cieszyć, że została skończona w tak interesujący, poruszający świetne tematy i problemy, sposób. Przydałoby się, by szła za tym lepiej dopasowana pod Gwiezdne wojny grafika, ale trudno oczekiwać, by każdy rysownik był na poziomie Jan Duursemy czy Douga Wheatleya. Osobną kwestią jest, czy poleciłbym „Posłańca ognia”. Jest to dobry komiks, fajny komiks, ale dla ogólnej linii „Mrocznych czasów”, z Dassem Jennirem i załogi „Uhumele” w rolach głównych, absolutnie nieznaczący. Jeśli więc w tym cyklu interesują Was przygody wspomnianych bohaterów, po „Posłańca” nie sięgajcie. Jeśli jest inaczej, to myślę, że się tym komiksem nie zawiedziecie.

  • Ogólna ocena: 7/10
  • Fabuła: 8/10
  • Klimat: 7/10
  • Rysunki: 6/10
  • Kolory: 8/10

 

Tytuł: "Star Wars" - "Mroczne czasy" tom 6: "Posłaniec ognia"

  • Scenariusz: Randy Stradley
  • Rysunki: Gabriel Guzman
  • Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 07.04.2014r.
  • Oprawa: miękka
  • Liczba stron: 120
  • Format: 155x230 mm
  • Cena: 39,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus