"Dzień Tryfidów" - recenzja

Autor: Michał "Saladyn" Misztal Redaktor: Motyl

Dodane: 05-03-2007 15:53 ()


Stare filmy, zwłaszcza te zrealizowane w Anglii, mają specyficzną manierę. Zawsze miałem problem z nazwaniem tego, co według mnie jest dla nich tak charakterystyczne i w końcu wymyśliłem termin "teatralne zacięcie", ponieważ mają w sobie coś ze spektaklów. Dawno temu w telewizji (dokładniej w cyklu "Perły z lamusa" autorstwa Raczka i śp. Kałużyńskiego) obejrzałem "Dzień Tryfidów" i pamiętam, jakie wrażenie zrobiły na mnie efekty specjalne w tym, bądź, co bądź, bardzo starym filmie. Fabuła była o wiele mniej porywająca. Wiele lat później poznałem pierwowzór - książkę Johna Wyndhama o tym samym tytule, która zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Historie z książki i filmu rozmijały się tak bardzo, że zacząłem się zastanawiać, jak można było zwyczajnie "skwasić" tak dobry pomysł. Chałowata adaptacja omal nie odstraszyła mnie od książek Wyndhama na dobre, wiec byłem w rozterce widząc w sklepie z filmami właśnie „Dzień Tryfidów", bowiem na okładce przedstawiono twarze bohaterów, których nie pamiętałem. Kolejna adaptacja, a ja nic nie wiem? Informacja, że jest to miniserial zrealizowany przez BBC i oryginalnie wyemitowany w 1981 w telewizji, potwierdziła moje przypuszczenia, a zarazem przekonała do zakupu.

Miniserial okazał się formą dającą autorom większe pole do popisu - więcej czasu (antenowego) umożliwiło pokazanie najważniejszych wątków bez ich cięcia, co w praktyce oznacza przemycenie na ekran większej ilości genialnych pomysłów Wyndhama. A o czym jest ta seria?

Tytułowe tryfidy są specyficznym gatunkiem rośliny - poza staniem w ogródku i wyciąganiem z ziemi potrzebnych składników mineralnych potrafią się "wykorzenić" i powoli posuwać w dowolnym kierunku - najlepiej jak najbliżej zwierzęcia lub człowieka, które zabiją przy pomocy trujących wici, a następnie poczekają, aż ofiara się rozłoży i ją skonsumują. Tak po prostu. Są, więc niebezpieczne i trzymane "przy życiu" jedynie, dlatego, że można z nich wyciągnąć bardzo cenny dla gospodarki "olej". Na specjalnych farmach hoduje się całe zastępy tych kreatur, ale nie o tym opowiada „Dzień Tryfidów". Niecodzienne zjawisko astronomiczne w postaci jasnych rozbłysków na niebie przyciąga mnóstwo widzów na całym świecie. Niestety następnego dnia okazuje się, że każdy, kto oglądał owe "fajerwerki" permanentnie stracił wzrok. Mówię tu o zdecydowanej większości Anglików (akcja rozgrywa się właśnie w Wielkiej Brytanii) - nieliczni szczęściarze, jak bohater filmu, który miał zabandażowaną głowę, kobieta, której urwał się film czy też dzieci, które rodzice położyli wcześniej spać, widzą. Kraj jest sparaliżowany, nikt nie pilnuje tryfidów, które wyrywają się na wolność, bandy szabrowników zaczynają grasować zabierając niepilnowane dobra. Londyn staje się miastem, którego ulicami snują się tłumy ślepców.

Wyndham, a za nim twórcy miniserialu, krok po kroku analizuje tą nową, zdecydowanie ekstremalną sytuację. Bohaterowie muszą odnaleźć się w tym chaosie z czasem przekonując się, jakiego typu nowe zagrożenia czekają na nich w tej apokalipsie. Wychodzi to naprawdę nieźle, choć razić może kilka rzeczy - w końcu miniserial ma trochę lat na karku. Ale obejrzeć warto. Zwłaszcza, jeżeli ktoś lubi takie klimaty (ja lubię) i uda mu się jakoś zdobyć „Dzień Tryfidów" (w moim przypadku to był zdecydowanie ślepy traf).

Ocena: 7/10

 

Obsada: John Duttine (Bill Masen), Emma Relph (Josella

Payton), Maurice Colbourne (Jack Coker), Stephen Yardley

(John)

Czas trwania: 164 minuty

Rok produkcji: 1981

Data wydania DVD: 4 kwietnia 2005 roku w Wielkiej Brytanii oraz 6 czerwca 2006 roku w Australii.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...