„Gra o tron” sezon 1 - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 14-11-2013 11:18 ()


Już tylko pierwszy odcinek tego serialu zgromadził rekordową publikę. Na życzenie widzów stacja HBO zmodyfikowała letnią „ramówkę”, by tym samym umożliwić częstszą emisję długo oczekiwanej produkcji. „Gra o tron” – bo właśnie o tym serialu mowa – doczekał się statusu hitu jeszcze przed swoją premierą.

„Gra o tron” to ekranizacja bestselerowej, wciąż wznawianej powieści pióra George’a Martina, która od chwili swej publikacji w 1996 r. doczekała się licznych wznowień, przekładów, oraz kontynuacji składających się na siedmiotomowy cykl „Pieśń Lodu i Ognia”. Autor literackiego pierwowzoru (nagrodzony m.in. prestiżowymi nagrodami Hugo i Nebula) nie kryje, że źródłem inspiracji były dlań zmagania wojny stuletniej, jak również konfliktu znanego jako wojna dwóch róż pomiędzy konkurującymi o tron Anglii rodami Yorków i Lancasterów.

Myliłby się jednak ten, kto po tej powieści spodziewa się wiernego odwzorowania średniowiecznych realiów. Bowiem zgodnie z prawidłami literatury fantasy (a taki właśnie gatunek literacki reprezentuje „Gra o tron”) przenosi swych czytelników/widzów w realia odmienne od naszych. Mimo że Westeros przypomina nieco świat dojrzałego średniowiecza, to jednak cechuje go kilka istotnych różnic przejawiających się przede wszystkim w odmiennych porach roku. Zima potrafi trwać dłużej niż przeciętny ludzki żywot, a i pora letnia ciągnie się niekiedy latami. Społeczność tego świata bardziej niż klimatycznych niedogodności obawia się jednak możnowładców zmagających się – jakże by inaczej! – o tron.

Gęsta sieć intryg, mordów politycznych, epickich starć, doraźnie zawieranych i zrywanych sojuszy – niby oklepany schemat, z jakim wielokrotnie mieli już do czynienia wielbiciele podobnych fabuł. A jednak surowa i dosadna stylistyka Martina nie tylko zapewniła jego powieści miejsce pośród najpoczytniejszych cykli tego gatunku, ale też przekonała liczną rzeszę fanów na co dzień dystansujących się od tej konwencji literackiej. Adaptowanie tej poczytnej fabuły na potrzeby filmu od dawna było już kwestią czysto formalną. Wszystko wskazuje, że to, co przede wszystkim urzekło czytelników pierwowzoru – zaskakująco spójną wielowątkowość i poczucie autentyzmu występujących tu postaci - z powodzeniem udało się przenieść na mały ekran. Doborowa obsada (na czele z Seanem Beanem jako Eddardem Starkiem) dopełniła wprawnie poprowadzonej narracji przy równoczesnym dochowaniu nastrojowości literackiego pierwowzoru.

Ogromny sukces „Gry…” to również przejaw odrodzenia zainteresowania wysokobudżetowymi serialami telewizyjnymi, które swój triumfalny pochód w toku lat dziewięćdziesiątych (przypomnijmy choćby „Archiwum X” czy „Ally McBeal”) zdawały się mieć już za sobą. A jednak wraz z zaskakująco ciepłym przyjęciem „Rodziny Soprano”, „Gotowych na wszystko” tudzież nieco już zapomnianych „Aniołów w Ameryce” nastała okazja do ponownego zyskania przychylności masowej publiki. Producenci nie omieszkali przegapić sposobności do pomnożenia zysków, czego przejawem były takie seriale jak „Rzym”, „Zakazane imperium”, „Zagubieni”, a nawet tureckie „Wspaniałe stulecie”. Wszystkie ze wspomnianych tytułów cieszyły się (a niekiedy wciąż cieszą) ogromną popularnością, bijąc rekordy nie tylko oglądalności, ale też liczby fanowskich stron internetowych, gadżetów promocyjnych etc. Nie dziwi zatem decyzja zarządu stacji HBO o kontynuowaniu realizacji serialu opartego na prozie Martina.

Wiele wskazuje, że w odróżnieniu od pierwszego sezonu drugi będzie składał się nie z dziesięciu, a trzynastu odcinków. Jest niemal pewne, że prędzej czy później któraś z krajowych stacji nabędzie prawa do emisji tej fascynującej opowieści. Wówczas z pewnością warto dać szansę tej produkcji, która jako całkiem mądrze pomyślana rozrywka sprawdza się wręcz idealnie.


comments powered by Disqus