„Świnki” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 12-09-2013 07:55 ()


Zjawisko dziecięcej prostytucji to niewątpliwie temat z gatunku szczególnie trudnych. Nie sposób jednak przejść wobec niego obojętnie, tym bardziej że dane liczbowe dotyczące tego problemu są zatrważające. Ze wspomnianym zagadnieniem zmierzył się nie byle kto, bo ceniony m.in. za „Cześć, Tereska” Robert Gliński.

Przed czterema laty niemało „szumu” medialnego wywołały „Galerianki” w reżyserii Katarzyny Rosłaniec. Pomimo sięgnięcia po bezdyskusyjnie ważki temat krytyka nie zostawiła suchej nitki na realizatorach tej produkcji. „Prześlizgnięcie się po problemie”, tudzież jego „zbanalizowanie” to najłagodniejsze z określeń formułowanych przez ogół recenzentów. O ile fabularną powierzchowność można zrzucić na karb młodego wieku reżyserki, a zarazem scenarzystki w jednej osobie, o tyle wzmiankowany wyżej twórca to sprawdzona marka, po której można spodziewać się przemyślanego i precyzyjnie zrealizowanego produktu. „Świnki” bez wątpienia wypada za takowy uznać. Niewinnie brzmiący tytuł może niejednego wprowadzić w błąd. Tymczasem wraz z kolejnymi minutami projekcji Gliński (do spółki ze scenarzystką Joanną Didik) zabiera widzów na samo dno człowieczeństwa, do krainy gdzie młodość i niewinność traktuje się w kategorii towaru do skonsumowania. Wystarczy tylko odpowiednio zapłacić…

Akcja filmu rozgrywa się w jednej z miejscowości tuż przy granicy z Niemcami. Uczęszczający do gimnazjum Tomek, wywodzący się nie tyle z ubogiej, ile raczej uczciwej rodziny, nie potrafi już zaimponować swojej dziewczynie. Nie stać go na błyskotki i gadżety, za których sprawą zyskałby podziw w oczach Marty. Tymczasem podsycane reklamami oczekiwania współczesnych nastolatków zdają się nie mniejsze niż dorosłych. W obawie przed utratą dziewczyny bohater staje się jedną ze „świnek” – jak potocznie zwykło się określać młodzież „dorabiającą” sobie pokątną prostytucją. Podobnie jak w „Galeriankach” również i tu dzieciom płaci się nie tyle w gotówce, ile np. nowym modelem telefonu komórkowego, czy kosztownymi kosmetykami. Tomek prędko odnajduje się w „biznesie” i niebawem sam podejmuje się organizowania „towaru” dla „wielbicieli dzieci” (jak zwykli eufemistycznie określać samych siebie pedofile zza Odry). Tym samym chłopak wpisuje się w zjawisko określone swego czasu przez Glińskiego jako „(…) pozostawionej samej sobie młodzieży, która wkracza w dorosły świat niejako na skróty”. Stąd trudno wyzbyć się odczucia, że mamy do czynienia ze skrajnie wynaturzoną karykaturą międzyludzkich relacji. Fizykalność i konsumeryzm zdają się podstawowym uwarunkowaniem świata przedstawionego „Świnek”. Niestety sęk w tym, że jak już wspominano scenariusz filmu powstała na kanwie rzeczywistego zjawiska.

O tym, że Polska jest zagłębiem dla odpowiednio uposażonych zboczeńców, wiadomo nie od dziś. W krajach starej Unii sukcesywnie zaostrzane prawodawstwo stwarza niemałe ryzyko dla amatorów pedofilii. Stąd też ich „peregrynacje” ku Polsce, w której instrumenty prawnych sankcji wobec tego typu osobników wciąż są w powijakach. Z miejsca wypada zastrzec, że film nie ma charakteru dokumentalnego. Niemniej scenariusz oparto na autentycznych relacjach osób, które zetknęły się z pedofilskim stręczycielstwem. Sugestywny realizm Glińskiego przeznaczony jest z pewnością do innego typu odbiorców niż wielbiciele kina familijnego. Trudno jednak przejść wobec tego zjawiska obojętnie stanowiącego kolejny symptom niedowładu naszego państwa, a w pierwszym rzędzie ludzkich tragedii wywołanych tym procederem.

Realizatorzy „Świnek” dalecy są jednak od nadmiaru od „kadzenia” i taniego moralizatorstwa. Bowiem bolesna „do bólu” wizja jest nad wyraz przekonująca. Tym bardziej że kreacje młodych aktorów — Filipa Garbacza (Tomek) i Anny Kulej (Marta) – w niczym nie ustępują pamiętnej „Teresce” w wykonaniu Aleksandry Gietner.


comments powered by Disqus