"Imperium wilków" - recenzja
Dodane: 29-09-2012 11:21 ()
Dobry thriller może być naciągany, niedoskonały techniczne, przekombinowany i razić innymi wadami, najważniejsze jednak, by widz oglądając go po raz pierwszy tego nie zauważył. Jeżeli film nie będzie przekonujący, nie będziemy w stanie zaangażować się i zaczniemy dostrzegać wszelkie niedoróbki.
Punkt wyjścia fabuły był znakomity – dwa przeplatające się wątki, kobiety cierpiącej na zaburzenia pamięci oraz śledztwa paryskiej policji w sprawie trzech brutalnych morderstw młodych Turczynek, powinien być przepisem na hit, a przynajmniej dobry film. Niestety, tak nie jest.
„Imperium wilków” to ekranizacja książki o tym samym tytule, autorstwa Jeana-Christophe’a Grangégo, francuskiego pisarza thrillerów, który wraz z trzema innymi osobami jest również scenarzystą. Nie czytałem oryginału, więc nie wiem ile dodali od siebie pozostali współscenarzyści, ani na ile film pozostaje wierny książce. Podejrzewam jednak, że prace nie przebiegały bezproblemowo. „Imperium wilków” jest niespójne nie tylko pod względem fabuły, ale i rozłożenia akcentów. W wielu miejscach narracja jest bardzo książkowa, zwłaszcza na początku. A przecież tempo i narracja w obu mediach są inne, literatura musi bazować na atmosferze sugerowanej słowem, film osiąga to samo obrazem. Genialna konwersacja ciągnąca się przez dwadzieścia stron będzie zaletą książki, ale irytującą wadą w filmie, bo prowadzi do przegadania i dłużyzny. Poza tym w kinie pewne rzeczy muszą być pokazane, literatura może sobie pozwolić na opis pewnych rzeczy poza samą akcją. „Imperium wilków” jest właśnie jak książka, którą odarto z tego wszystkiego „pomiędzy” i zostawiono gołą akcję, a przy tym zachowano literacką strukturę narracji.
Być może w oryginalne Grangému udało się stworzyć wyrazistych bohaterów z krwi i kości. Być może. Za to na pewno w filmowym „Imperium wilków” stanowią oni chyba największą bolączkę. O ile przestraszona swoimi zanikami pamięci Anna w wykonaniu Arly Jover potrafi być jeszcze przekonująca (do czasu), to jej mąż czy pani psychiatra, a nade wszystko pierwszy z policjantów badających sprawę Turczynek, Paul Nerteaux, to pozbawione osobowości wydmuszki, o których nic nie wiemy. Jedynie w wypadku tego ostatniego twórcy pokusili się o dodanie mu jakiejś motywacji i przeszłości, ale ma to znikomy wpływ na fabułę czy obiór postaci. Pozytywnie na tym tle wybija się jedynie wspomagający Paula w śledztwie były policjant Jean-Louis Schiffere, zwany Żelazem. Dzięki posiadaniu charakteru, a nade wszystko Jeanowi Reno, to jedyny bohater, który może obchodzić widza. Potencjał miał też pewien psycho-Turek, ale występuje na ekranie może z pięć minut.
Fabuła jest fatalnie prowadzona i roi się od dziur. I nie mam tu na myśli głupotek w rodzaju strażnika supertajnej placówki nie sprawdzającego bagażnika wjeżdżających osób, tylko bezczelne deus ex machiny i ewidentny brak pomysłu na powiązanie fabularnych węzłów. Dwa przedstawione w filmie śledztwa trudno nazwać przyzwoitymi. Wszystkie wskazówki są w zasięgu reki, wystarczy się schylić i już są. Schiffer jest w tym najlepszy, zawsze ma na podorędziu jakiś kontakt, który wskaże mu kolejne elementy zagadki. Jak w kiepskim kryminale, którym w sumie jest „Imperium wilków”. Wszystkie genialne zwroty akcji (poza jednym, motywacją psycho-Turka) można domyślić się po seansie lub lekturze jakiegokolwiek thrillera. Wtórność pomysłów jest również widoczna w innych momentach. Wypunktowałbym je, albo chociaż wskazał filmy i książki, z których zostały ściągnięte, ale zbyt dużo zdradziłyby o fabule i tak przewidywalnego filmu jakim jest „Imperium wilków”.
Nie byłoby to tak bardzo bolesne, gdyby, jak wspomniałem na początku, zostało pokazane w interesujący sposób. Do literackiej narracji, kiepskiego aktorstwa, wszechobecnej wtórność dochodzi też nierówna strona wizualna. Paleta kolorów jest nawet ciekawie dobrana, dobrze wydobywa szczegóły niektórych scenerii, chociaż nie wszędzie się sprawdza i na dłużą metę męczy. Scenografia, którą okrasza jest naprawdę znakomita, nie tylko przez dobre dopasowanie do miejsca akcji. W przeciwieństwie do większości bohaterów żyje, ma swój łatwo rozpoznawalny charakter. Szkoda tylko, że realizacja częściowo marnuje jej plastyczny potencjał. Na pewno starano się oddać zdjęciami atmosferę dusznego thrillera, czasem nawet się to udaje, jednak zwykle ujęcia sprawiają wrażenie źle skadrowanych, zbyt bliskich. Najlepiej w całym filmie wypadają sekwencje, gdzie twórcy starają się poza ten wąski schemat, lekko eksperymentując lub dodając „malarskości” niektórym scenom. Nic specjalnego, widzieliśmy to już gdzieś lepiej, ładniej i ciekawiej, mimo to są jak dobra przyprawa do mdłego dania. Niestety, mimo zalet potęgują również wrażenie niespójności filmu.
Najzabawniejsze jest to, że gdzieś w trzech czwartych opowieści, kiedy zagadka w sumie się wyjaśnia, otrzymujemy intrygujący epilog. Kolory stają się jaśniejsze, miejsce akcji przenosi się o wiele kilometrów, a na ekranie zobaczymy strzelaniny i przegięte sceny sztuk walk. I co w tym śmiesznego? Że to najlepsza część produkcji. To mógł być taki piękny film, a wyszedł poniżej średniej. Szkoda.
Tytuł: "Imperium wilków"
Reżyseria: Chris Nahon Chris Nahon
Scenariusz: Christian Clavier, Chris Nahon, Franck Ollivier, Jean-Christophe
Grangé
Obsada:
- Jean Reno
- Arly Jover
- Jocelyn Quivrin
- Laura Morante
- Philippe Bas
- David Kammenos
- Didier Sauvegrain
Muzyka: Olivia Bouyssou, Grégory Fougeres, Dan Levy
Zdjęcia: Michel Abramowicz
Montaż: Marco Cavé
Scenografia: Guy-Claude François, Catherine Jarrier-Prieur
Kostiumy: Olivier Bériot
Czas trwania: 128 minut
comments powered by Disqus