"Rycerze Starej Republiki" tom 8: "Niszczycielka"
Dodane: 05-07-2012 13:45 ()
Kiedy były padawan Zayne Carrick odkrywa, że jego piękna i budząca grozę sojuszniczka Jarael była niegdyś handlarką niewolników z grupy zwanej Tyglem, a potem próbowała uciec przed swoją przeszłością, poświęca się jej odkupieniu. Pomaga dziewczynie zmierzyć się z lękami i zniszczyć mroczną organizację, która pochłonęła niezliczone ofiary. Lecz Zayne i jego załoga, w skład której wchodzą Gryph, Jarael, Slyssk i Mandalorianin Rohlan, wkrótce uświadamiają sobie, że zadanie jest znacznie trudniejsze i niebezpieczniejsze, niż się spodziewali. Tygiel bowiem to nie tylko banda handlarzy niewolników. Organizacja skrywa pewien sekret, dzięki któremu od pokoleń jest niepokonana...
Niewolnictwo. Temat, zdawałoby się, lekko oderwany od współczesnych realiów, relikt przeszłości. Gdy myślimy o niewolnictwie, przed oczami stają nam obrazy sprzed dwustu, najwyżej stu pięćdziesięciu lat, epoka kolonializmu, amerykańska wojna domowa i murzyni zapędzani do morderczej pracy od świtu do nocy. Ale niewolnictwo, choć oczywiście nie tak powszechne jak wieki temu, gdy praktykowały je niemal wszystkie cywilizacje świata, wciąż istnieje także w naszych czasach, w różnych formach, najczęściej pod nazwą „handel ludźmi”. Organizacji, która zajmuje się między innymi właśnie tym procederem, Tyglowi, i Jarael, która niegdyś była jego członkinią, poświęcona jest większa część ósmego tomu „Rycerzy Starej Republiki”. Składa się nań jedna krótka historyjka – „Maski” – oraz dwie dłuższe, „Zbiory” i tytułowa „Niszczycielka”.
Na początek zajmujemy się „formalnościami”. Wielu narzekało (i być może wciąż narzeka), że seria komiksowa, która nosi tą samą nazwę, co gra z Revanem i Malakiem w rolach głównych, powinna mieć więcej wspólnego z tymi postaciami. Ja nie należę do tej grupy fanów, ale cieszy mnie każda wzmianka i nawiązanie do komputerowo-konsolowych „Knights of the Old Republic” – a nigdzie nie było takiego ich natężenia, jak w „Maskach”. Na kilkudziesięciu stronach mamy wszystko, czego potrzebujemy do szczęścia: wspaniały wstęp do fabuły z Tyglem w roli głównej, wyjaśnienie, jak przywódca Rewanżystów stał się Revanem, i w jaki sposób wydarzenia na Catharze o sto osiemdziesiąt stopni zmieniły nastawienie niektórych Jedi do wojny z Mandalorianami. J. J. Millerowi udało się na niewielkiej przestrzeni zawrzeć mnóstwo istotnych wątków, każdy potraktować z równym szacunkiem i żadnego z nich nie pokpić. Nie wystawiam „Maskom” najwyższej noty jedynie dlatego, że rysunki nie dorastają do końca do poziomu fabuły. Są bardzo dobre, ale jakoś trudno mi było utrzymać pełną powagę na widok dziwnych, podłużnych twarzy Zayne’a i Jarael, a przede wszystkim kanciastej, rozbrajająco przydużej głowy Malaka.
Po krótkiej wizycie przyszłych Mrocznych Lordów Sithów następują „Zbiory”, pierwsza prawdziwa konfrontacja Zayne’a i przyjaciół z Tyglem. Kolejny raz nie potrafię się oprzeć pochwaleniu Millera za jego niesłychaną inwencję twórczą i głowę pełną niezwykłych pomysłów – jeśli jednego można być pewnym w „Rycerzach Starej Republiki”, to tego, że nigdy nie dostaniemy zwykłej i banalnej opowieści, która ciągnie nas wzdłuż linii prostej od punktu A do punktu B. W „Zbiorach” otrzymujemy wspaniałą bitwę pięknego krążownika gwiezdnego z brzydkim jak noc statkiem górniczym (!), a do tego zbieraninę tajemniczych postaci związanych z Tyglem, organizacją, którą nie da się zdefiniować jedynie przez pryzmat jej niewolniczej działalności. Fabularnie mamy tu jakby trochę więcej akcji, niż elementów, które uczyniły serię tak świetną – czyli między innymi humor i błyskotliwe dialogi – ale całokształt sprawia nader pozytywne wrażenie. Podobnie, jak to miało miejsce w „Maskach” czy „Handlu przyszłością” z poprzedniego tomu, za największy „Zbiorów” minus należy uznać szatę graficzną. Bong Dazo, artysta, który sporo już napsuł w „Rycerzach”, jeszcze mocniej postawił na chaos i kadry są po brzegi wypełnione bliżej nieokreślonym „czymś”. Rysownik poprawił swój warsztat w kategorii „postacie”, ale wydaje mi się, że we wszystkich pozostałych dziedzinach jest tylko gorzej, niż było. Szkoda, że swoją pracą tak obniżył ocenę „Zbiorów”.
W ostatniej, trzeciej części ósmego tomu, tytułowej „Niszczycielce”, odwracamy się od cech charakterystycznych „Rycerzy Starej Republiki” i mierzymy się z mrokiem, desperacją, cierpieniem, wyrzutami i nieufnością jednych postaci do drugich. A także bardzo niezwykłym dla cyklu, gorzkim i bolesnym zakończeniem. Trochę się obawiałem „Niszczycielki”, tego, że budowana przez wcześniejsze odsłony komiksu tajemnica Tygla okaże się fabularną wydmuszką, a przeszłe dzieje Jarael będą płaskie i proste, bez cienia szarzyzny. Tak nie jest. Bardzo mocnym punktem tej historii jest Zeltronianka Chantique, która nie okazuje się być typowym szwarccharakterem, jak i postać zmuszanego do walki Caamasjanina (przypominam: jest to skrajnie pacyfistyczny gatunek), przenoszącego w swojej pamięci setki lat doświadczeń innych członków jego gatunku. Miller popisał się najwyższym kunsztem, tworząc tego bohatera; sądzę, że może z niejednego czytelnika wycisnąć kilka łez. Do „Niszczycielki” nie mam żadnych poważnych zarzutów. Nie jest to historia epicka, ale w swojej skromności sprawuje się perfekcyjnie – a zobrazował ją w swoim dobrym, charakterystycznym stylu nasz stary znajomy, naczelny rysownik serii, Brian Ching.
Zakończenie tego tomu, którego nie mogę oczywiście zdradzić, choć, jak wspomniałem, jest bolesne, nastraja mnie bardzo optymistycznie na ostatnią część „Rycerzy Starej Republiki” (nie wliczam tu mini-serii „Wojna”, która następuje po niej, ale nie należy do głównego wątku). Podobna w skali do tego optymizmu jest moja opinia na temat „Niszczycielki” rozumianej jako pełen tom. Ósma odsłona komiksowego KotORa, choć odmienna klimatem i charakterem od wszystkich pozostałych przed nią, prezentuje w gruncie rzeczy ten sam, stały i wysoki poziom, jak reszta cyklu. Parający się niewolnictwem Tygiel to wprawdzie nie niejednoznaczne Przymierze Jedi, wydarzenia, w które wplatają się Zayne i pozostali nie mają takiej wagi, jak rozbicie grupki profetycznych Jedi, ale opowieść jest spójna, intrygująca i daje nam solidny cliffhanger, po którym aż chce się poznać dalszy ciąg. Polecam!
- Ogólna ocena: 9/10
- "Maski": 9,5/10
- "Zbiory": 7/10
- "Niszczycielka": 9/10
Tytuł: "Rycerze Starej Republiki" tom 8 : "Niszczycielka"
- Scenariusz: John Jackson Miller
- Rysunki: Bong Dazo, Brian Ching, Ron Chan
- Wydawca: Egmont
- Data publikacji: 11.06.2012r.
- Przekład: Jacek Drewnowski
- Oprawa: miękka
- Papier: kreda
- Objętość: 120 stron
- Format: 150 x 228 mm
- Cena: 39,99 zł
comments powered by Disqus