"Kroniki żywych trupów" - recenzja
Dodane: 11-01-2012 16:33 ()
Co tu dużo mówić, uwielbiam filmy o zombie. Jednak w żadnym wypadku nie jestem wobec nich bezkrytyczny. Uważam, że „Noc żywych trupów” to ponadczasowy klasyk i pierwszy przyklasnę osobie, która stwierdzi, że filmy z serii „Resident Evil” - poza pierwszą częścią - to nieprzeciętne gnioty. Dzięki uprzejmości miesięcznika „Film” (najnowszy numer), do którego dołączono bonus w postaci „Kronik żywych trupów”, miałem możliwość zapoznać się z najnowszą produkcją George’a Romero, człowieka, który stworzył gatunek znany jako „zombie movies”. I choć żywy trup śmierdzi i rozkłada się było to przyjemne zetknięcie.
Jak to z filmami, które w tytule mają „...żywych trupów” bywa, zostajemy wrzuceni w sam środek epidemii zombizmu. W typowy dla siebie sposób reżyser nie stara się uzasadnić sytuacji zastanej przez bohaterów, zamiast tego skupiając się na interakcjach zachodzących między członkami grupki ocalonych. Tym razem w tej roli osadził studentów szkoły filmowej, którzy oprócz tego, że starają się przeżyć tworzą na bieżąco kronikę swojej podróży przez staczające się ku chaosowi Stany Zjednoczone. Jak dla mnie rozwiązanie to stanowi podwójną gratkę, bo łączy jedną z moich ulubionych tematyk z jedną z moich ulubionych konwencji. Spełnienie marzeń? Nie do końca.
Trudno w omawianej materii wymyślić coś nowego, ponieważ wachlarz produkcji, podejmujących tematykę truposzy powstających z grobów, jest niezwykle szeroki. Romero korzysta więc ze znanych i utartych schematów, jednak czyni to w sposób na tyle spójny, logiczny oraz konsekwentny, że można mu wybaczyć pewną powtarzalność względem jego dorobku i gatunku jako całości. Dialogi pomiędzy bohaterami są naturalne, dobrze oddają atmosferę niezwykłej sytuacji, z jaką przyszło im się zmierzyć. Aktorzy wczuli się w role i swoją grą podkreślili aurę autentyzmu rozgrywającej się na ekranie historii. Grono postaci jest na tyle szerokie, że na pewno znajdzie w nim jakiś charakter, którego losy będą wam szczególnie bliskie. W zasadzie poza lekką schematycznością jedyną rzeczą, do której mógłbym się przyczepić jest to, że w tej stawiającej na powagę produkcji pojawia się kilka scen, jak na mój gust, nieco zbyt zabawnych. Cóż, może to jedynie kwestia mojego spaczonego poczucia humoru.
Technicznie film stoi na zadowalającym poziomie. Charakteryzacja statystów odgrywających tytułowe żywe trupy jest przekonująca, a sama ich stylizacja nawiązuje do produkcji sprzed czasów spopularyzowania przez (skądinąd świetny) „28 dni później” idei zombie-sprinterów. Zreanimowane nieboszczyki brzmią i poruszają się w sposób, w jaki oczekiwalibyśmy po tego typu istotach. Warto zaznaczyć, że równie sprawnie i fachowo zrealizowano w produkcji sceny przemocy, których nie brakuje. Nie mam zamiaru gloryfikować brutalności, ale film o bezpardonowej walce o przetrwanie w dobie globalnego i całkowitego załamania się ludzkiej cywilizacji powinien zawierać sceny gore. Te zaś przedstawiono niezwykle sugestywnie oraz realistycznie, nierzadko na zbliżeniach. Wielu stwierdzi, że to obrzydliwość i przesada, jednak w przypadku „zombie movie” jest to moim zdaniem ogromna zaleta.
Czy warto zatem wysupłać te kilka złotych i zakupić gazetę, żeby dorwać się do „Kronik...”? Jeśli jesteś fanem dobrych horrorów i konwencji paradokumentalnej to niniejsza produkcja poruszy w tobie pewne nostalgiczne nuty. Pomimo schematyczności jest to całkiem udany i godny następca tzw. kultowej „Trylogii żywych trupów”. Również jako samodzielna historia oraz byt filmowy broni się zaskakująco dobrze. „Kroniki żywych trupów” polecam nie tylko wszystkim fanom zombie, ale także miłośnikom solidnych obrazów grozy.
5,5
Tytuł: "Kroniki żywych trupów"
Reżyseria: George A. Romero
Scenariusz: George A. Romero
Obsada:
- Joshua Close
- Scott Wentworth
- Michelle Morgan
- Joe Dinicol
- Shawn Roberts
- Amy Ciupak Lalonde
- Megan Park
Muzyka: Norman Orenstein
Zdjęcia: Adam Swica
Montaż: Michael Doherty
Scenografia: Rupert Lazarus
Kostiumy: 95 minut
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...