„Za szybcy, za wściekli” - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 20-05-2011 17:27 ()


W przypadku Szybkich i wściekłych po udanym starcie gorzej było z kontynuacją, czyli Za szybkimi, za wściekłymi. W tym wypadku scenarzyści nie mieli już za bardzo skąd czerpać inspiracji i musieli się silić na coś oryginalnego. Tu niestety nie było już tak różowo i widać wyraźnie szwy i grube nici, jakimi starali się połączyć opowieść o ulicznych ścigantach z policyjnym filmem akcji o walce z narkotykowym kartelem. Uliczne wyścigi schodzą na pięćdziesiąty piąty plan, a akcja kręci się wokół gonitw z policjantami i kurierami wożącymi dla stereotypowego meksykańskiego narko-bossa towar. Stojąc na własnych nogach, film chwieje się nieco i brak mu ciekawych zwrotów akcji, jednak jako lekkostrawny film o brawurowych kaskaderach w wypasionych samochodach da się ten twór oglądać bez większych zgrzytów. Za szybcy, za wściekli jest również dla serii istotny, ponieważ to właśnie w nim widać zalążki formuły, jaką przybiorą dla siebie pozostałe filmy, ale o tym innym razem.

Co do aktorstwa w każdej z odsłon serii to powiedzmy sobie szczerze, dla przeciętnego fana ma ono trzeciorzędne znaczenie. Większość z widzów nie idzie na Szybkich, by podziwiać oscarowe role, ale po to, by z wypiekami na twarzy śledzić gwałtowną i wybuchową akcję. Pomimo to zaryzykowałbym stwierdzenie, że w pierwszych dwóch produkcjach ma ono swój niekłamany urok, którego brak części trzeciej. Paul Walker w roli Briana O'Connera epatuje młodzieńczym optymizmem, a jego zauroczenie ideologią i światem ulicznych wyścigów wydają się naturalne. Vin Diesel potrafi tchnąć w rolę zafiksowanego na wartościach rodziny i honoru Dominica Torreto przekonanie i autentyzm, które sprawiają, że wypowiadane przezeń frazesy chwytają za serce, zamiast budzić uśmiech politowania. Każdy z bohaterów, głównych, pobocznych czy też zupełnie nieistotnych wpasowuje się dobrze w klimat lekko podrasowanego i uromantycznionego świata wyścigów, jaki starają się budować twórcy. Każdy z nich ma swoją rolę, w której się odnajduje. Biorąc pod uwagę tematykę filmu i fakt, że scenariusz, z którym przyszło aktorom pracować, nie jest szczytem dramatyzmu. Powiem wprost, jest lepiej, niż można by się spodziewać. Podobnie jak odtwórczy scenariusz, tak i aktorstwo to absolutny szczyt przeciętności. Aktorzy pozbawieni są być może ekspresji ceglanej ściany (w większości przypadków), ale widać również, że albo Bozia umiejętności aktorskich poskąpiła, albo zwyczajnie im się nie chciało.

Skończmy jednak już gadać o scenariuszu, aktorstwie i innych duperelach.Jesteśmy tu po to, by cieszyć oczy wizualną ucztą, w której głównym daniem jest mknący przez ulicę wóz mający pod maską więcej koni niż w połowie westernów wziętych razem do kupy. Samochody w tej serii są jak aktorki porno. Gdy nadchodzi ich czas, przykuwają całą uwagę swoimi krągłościami i seksownymi dźwiękami, jakie z siebie wydobywają. Kierowca jest natomiast jak aktor porno, niezbędny by akcja posuwała się (analogia niezamierzona) do przodu, ale wiemy, na kim tak naprawdę skupi się wzrok. Wypasionych wozów w serii nigdy nie brakowało, dostaliśmy tuningowane auta importowane, klasyczne amerykańskie muscle cary, europejskie super wozy. Oczywiście nie podziwialiśmy maszyn stojących na parkingu i zbierających kurz. Wykorzystano je w efektownych scenach pościgów i wyścigów serwowanych nam na dwa sposoby. Z jednej strony mieliśmy niemalże abstrakcyjne sceny, w których wóz owinięty wstęgami światła rozciąga się, jakby miał skoczyć w nadprzestrzeń, przeplecione ujęciami o kamerze rozdygotanej tak, jak gdyby operator dostał nagle ataku padaczki, ale został zmuszony przez nieczułego reżysera do kontynuowania pracy i wypunktowane dramatycznymi zbliżeniami na pełne skupienia twarze kierowców.

Ponieważ w przypadku sequeli nader często dominuje filozofia: mocniej, bardziej, szybciej to sceny te ewoluowały z filmu na film, oferując bardziej skomplikowane kaskaderskie popisy i jeszcze więcej emocji. A wszystko to w znanym rytmie: kamera na wóz, zbliżenie na kierowcę, kamera na wóz, zbliżeni na stopę na pedale gazu, kamera na wóz, zbliżenie na rękę na skrzyni biegów. I tak w koło Macieju, raz za razem. Pomimo stałości tego rytmu i formuły akcja nie nudzi i do dziś budzi wrażenia.

Część druga to taka świnka morska, która nie wie, czy ma kontynuować wątek ulicznych wyścigów, iść w stronę klasycznego kina akcji o wyścigowym zabarwieniu, czy starać się łączyć te dwa światy w coś nowego. Broni się, jednak nie stanowi już takiego zaskoczenia jak oryginał. 

Ocena: 5/10

Tytuł:  Za szybcy, za wściekli” 

Reżyseria: John Singleton

Scenariusz: Michael Brandt, Derek Haas

Obsada:

  • Vin Diesel
  • Paul Walker
  • Jordana Brewster
  • Eva Mendes
  • Cole Hauser
  • Devon Aoki
  • Ludacris
  • James Remar 
  • Thom Barry

Muzyka: David Arnold

Zdjęcia: Matthew F. Leonetti

Montaż: Bruce Cannon

Scenografia: Rick Simpson

Kostiumy: Sanja Milković Hays

Czas trwania: 107 minut


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...