Labyrinth: The Paths of Destiny – recenzja

Autor: Jacek "Spider" Strzyż Redaktor: S_p_i_d_e_r

Dodane: 05-05-2011 14:15 ()


Polskie gry planszowe dawno przestały być rzadkością, a ich jakość wprowadziła je do światowej ligi, gdzie poczynają sobie całkiem nieźle. Czy nowa gra Labyrinth: The Paths of Destiny, wydana przez Let's Play ma szansę powtórzyć sukcesy takich tytułów, jak Neuroshima Hex, Wolsung, Kingpin czy Pirates 2 ed.?

 

 

Twór Pradawnych Konstruktorów

Pudełko zawierające Labyrinth nie powala na kolana – dość miękki karton i monotonna ilustracja na okładce nie dorównują najlepszym polskim wydaniom gier planszowych. Po otwarciu naszym oczom ukazuje się kilka plastikowych woreczków zawierających elementy gry i stanowiących jedyną możliwość ich uporządkowania – nie ma bowiem żadnych przegródek.

Zawartość pudełka składa się z ramki planszy (przypominającej tę z Osadników z Catanu), heksagonalnych elementów korytarzy, 10 kart bohaterów z opisem ich zdolności, kart Strażnika, rozmaitych żetonów (niestety w moim egzemplarzu brakowało jednego żetonu klątwy - tu muszę bardzo pochwalić Let's Play, bo w ciągu 6 dni od publikacji tego tekstu otrzymałem bez proszenia przesyłkę z brakującym żetonem), 2 zwyczajnych plastikowych kostek k6, instrukcji oraz arkusza z opisem działania pułapek. Rysunki na kartach i żetonach również nie zachwycają – zwłaszcza sylwetki bohaterów graczy i Strażnika wyglądają na stworzone przez grafika-amatora, a do tego są umieszczone na bardzo ciemnym tle. Karty są miękkie i prawdopodobnie szybko będzie na nich widać ślady użytkowania. Najlepiej wykonanym graficznie i najsolidniejszym elementem gry są kafelki terenu, które często zawierają dwa, a nawet trzy korytarze z mostami i ślepymi zaułkami. W pudełku znajdziemy jeszcze plastikowe podstawki i miniaturowe obrazki bohaterów – w stylu znanym z Magii i Miecza czy Talizmanu. Trochę szkoda, że wydawnictwo Let's Play nie dogadało się z Q-Workshop i nie umieściło w grze specjalnie zaprojektowanych kostek, tak jak to miało miejsce w przypadku Dragon's Ordeal.

Instrukcja (zawierająca opis zasad po polsku i po angielsku) wydrukowana jest na dobrej jakości kredowym papierze i chociaż z początku wydaje się lekko zawiła, to po rozegraniu pierwszej partii przestaje być praktycznie potrzebna. Zasady są dość proste a do tego dokładnie wyjaśnione, bez sprzeczności i miejsca na domysły. Szkoda tylko, że jest w niej trochę literówek, zwłaszcza w części angielskojęzycznej.

Dla początkujących przewidziano wersję uproszczoną bez użycia zdolności specjalnych bohaterów.

 

There can be only one!

Na czym polega podróż przez tytułowy labirynt? Śmiałkowie kierowani przez graczy mają za zadanie zdobyć klucz i donieść go do centralnego pomieszczenia, przeganiając wcześniej pilnującego je Strażnika. Proste, prawda? Mimo to droga przez labirynt musi być tworzona na bieżąco, ponieważ na początku układa się tylko ramkę planszy oraz pola startowe i centralne. Pozostałe korytarze budują gracze, układając losowo dobrane kafelki terenu. Oczywiście można je budować w pobliżu swojego bohatera, by ułatwić mu bieg po klucz czy do komnaty centralnej, ale można też blokować drogę innym graczom. Przy użyciu specjalnych zdolności bohaterowie mogą obracać lub wyburzać całe pola, skakać z mostów czy przechodzić przez ściany.

Na środkowym polu planszy stoi Strażnik. Olbrzymi golem może być poruszany przez graczy specjalnymi kartami. Spotkanie go nie niesie ze sobą bardzo przykrych konsekwencji – musimy rzucić 2k6 i jeśli nie uzyskamy wyniku 12, to wracamy na pole startowe nie tracąc przy tym ani klucza, ani punktów życia.

Plątanina korytarzy w podziemnym labiryncie aż się prosi o pułapki i tych gracze dostają cały arsenał – razem z instrukcją otrzymujemy specjalny arkusz z dokładnym opisem działania pułapek. Służą one do blokowania bądź opóźniania ruchów pozostałych graczy, mogą też bohatera pozbawić wszystkich punktów życia. Ale ich utrata nie jest równoznaczna z odpadnięciem z rozgrywki – tracimy jeden klucz (który staje się potencjalnym łupem) i wracamy na pole startowe. Każdy bohater dysponuje jednym kryształem losu, który pozwala przerzucić nieudany rzut kośćmi. Gdy chcemy go użyć ponownie, musimy pauzować jedną kolejkę, by kryształ się zregenerował. W podróży przez labirynt pomogą też śmiałkom unikalne zdolności – każda postać ma do dyspozycji trzy takie umiejętności.

Pogmatwane korytarze pełne pułapek staną się też pewnie areną walki, ponieważ śmiałkowie, którzy je eksplorują mogą wymienić ciosy w momencie spotkania się w tym samym korytarzu. Możliwa jest nawet walka grupowa. Zachęca to do tworzenia sojuszy, ale raczej krótkotrwałych, bo całą grę wygrać może tylko jedna osoba. Starcie bohaterów polega na wykonaniu przeciwstawnych rzutów 2k6, modyfikowanych przez utracone wcześniej punkty życia (każdy gracz startuje z 4 punktami), klątwy i ewentualne zdolności postaci. Moim zdaniem jest to najsłabszy element rozgrywki, ze względu na dużą losowość walka opłaca się najmniej ze wszystkich dostępnych akcji.

Jak więc widzicie mechanika gry dostarcza nam wiele możliwości – można się skupić na własnym zwycięstwie, można (a nawet trzeba) przeszkadzać innym. Mimo to zasady można ogarnąć w ciągu pierwszej partii. Początkowe niezbyt dobre wrażenie wywołane grafikami zostało niemal całkowicie zastąpione przez sporą dawkę emocji towarzyszących rozgrywce. A te są różne – od tych pozytywnych, kiedy uda nam się sprytne posunięcie, po te negatywne, kiedy ktoś popsuje nasze plany i utrudni nam drogę do zwycięstwa. Jeśli ktoś jest sprytny i nie zostanie powstrzymany, to grę można skończyć w 15 minut, jednak gdy gracze zaczną sobie „podkładać świnie”, to zabawa może się przeciągnąć do ponad godziny.

 

Dokąd zaprowadzą nas ścieżki przeznaczenia?

Labyrinth nie jest grą złą. Ale jakość wykonania i wygląd grafik odstają od poziomu, do którego przyzwyczaiły nas wydawnictwa Portal czy Kuźnia Gier, a to może odrzucić – zwłaszcza w parze z dość wysoką ceną (120 zł).

Mimo to zachęcam bardzo do sięgnięcia po nią, ponieważ rozgrywka zawiera sporo strategii, zmienia się bardzo dynamicznie, co zmusza nas do ciągłego rewidowania naszych planów, a elementy losowe nie pozwalają na stworzenie zawsze wygrywającej kombinacji. Rozwinięta interakcja między graczami generuje mnóstwo emocji, a losowy układ korytarzy i dobór bohaterów z ich unikalnymi zdolnościami zapewnia niepowtarzalność każdej rozgrywki.

Końcowa ocena? 7,5/10 na zachętę dla Let's Play, bo mam wrażenie, że to nie ostatnia gra tego wydawnictwa. 

 

Korekta: Paweł Iwanowicz i Maciej Kwiatek

 

Plusy

  • łatwe do opanowania, a jednocześnie urozmaicone zasady

  • dynamika rozgrywki

  • przejrzysta, dobrze napisana instrukcja obsługi

  • wygodne karty pomocy i tabela z opisem pułapek

  • losowanie bohaterów i losowe tworzenie korytarzy

  • duża interakcja między graczami

 

Minusy

  • słaba jakość wykonania pudełka i kart, brak przegródek do sortowania elementów gry

  • monotonna, ciemna i niezbyt ładnie prezentująca się oprawa graficzna

  • wysoka cena

 

 

Tytuł gry: Labirynth: The Paths of Destiny

Autorzy gry: Kamil Matuszak, Mateusz Pronobis, Przemysław Solski

Wydawca: Let's Play

Oficjalna strona gry: Labirynth: The Paths of Destiny

Czas gry: 30-60 min.

Ilość graczy: 2-6

Wiek: 10+

Cena: 99,95 zł 

 

Pudełko

 

Wszystkie elementy gry

 

Ułożona plansza

 

Strażnik pilnujący centralnej komnaty

 

Dziękujemy wydawnictwu Let's Play za przekazanie egzemplarza do recenzji.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...