„Wojna w nadprzestrzeni” - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 19-03-2011 11:50 ()


 

Star Wars Komiks Wydanie Specjalne nr 1/2011: „Wojna w nadprzestrzeni”

 

Ponad dwadzieścia lat przed wybuchem Wojen Klonów, rycerze Jedi zaangażowali się w inny konflikt: wojnę nadprzestrzenną Starka. „Kartel handlowy” Starka zaczął wykradać Federacji Handlowej cenne zasoby bacty, najważniejszego medykamentu w galaktyce, co doprowadziło do poważnego kryzysu w Republice. Pozbawiona regularnego wojska Republika mogła się oprzeć jedynie na Federacji Handlowej i Jedi, by ukrócić pirackie działania Starka – to znaczy, dopóki się nie okazało, że jeden z militarystycznie nastawionych senatorów ma tajną flotę wojenną, z której nie zawaha się skorzystać...

Stark to zadziwiająco popularne nazwisko. Zadziwiający jest także fakt, że noszą go zawsze dość niecodzienni bohaterowie. Sam „osobiście” znam co najmniej kilku Starków – jednego z serialu sci-fi „Eureka”, drugiego z innego serialu sci-fi, kultowego „Farscape’a”, trzeciego z Iron Mana... Teraz do tej listy dochodzi także niejaki Iaco Stark, postać z komiksu Star Wars, który w oryginalnej wersji językowej nosił tytuł „The Stark Hyperspace War”, a na potrzeby Wydania Specjalnego magazynu „Star Wars Komiks” został przemianowany na nieco bezosobową „Wojnę w nadprzestrzeni”. Czyżby ktoś w Egmoncie doszedł do wniosku, że co za dużo Starków, to niezdrowo? Jeśli tak, to wyszło cokolwiek niezręcznie, bo w realiach gwiezdno-wojennych w nadprzestrzeni nie da się prowadzić wojny, da się nią tylko podróżować z punktu A do punktu B. Ale to szczegół, w końcu ważne jest to, czy komiks jest dobry, czy warto go kupić, i czy wnosi coś do owego świata Star Wars. Na każde z tych pytań postaram się znaleźć poniżej odpowiedź.

Scenariusz „Wojny...” Johna Ostrandera został oparty na starej idei klasycznej retrospekcji – klasycznej w rozumieniu takim, że mamy kilka postaci, które zasiadają razem w wygodnych fotelach i snują wspominkową opowieść o pewnym zdarzeniu z przeszłości. Prostota tego pomysłu sprzedaje go dziesięć razy lepiej, niż nadużywane w dzisiejszych czasach przeplatanie akcji rozgrywającej się w teraźniejszości, z akcją z przeszłości. Mamy więc pierwszy plus komiksu. Drugi dotyczy ułożenia całkiem zgrabnej historii z interesującymi wątkami politycznymi, które nadają głębszego wymiaru niektórym elementom „Mrocznego widma” i „Ataku klonów”; o różnych nawiązaniach do filmów i reszty Expanded Universe napiszę jeszcze parę słów. Komiks ma też trzecią zaletę – nagromadzenie ciekawych postaci, tak nowych, jak i starych. Szkoda tylko, że ze względu na ich ilość, żadna nie jest odpowiednio rozwinięta. Choćby nasz Stark, bohater świetnie wykreowany, ale zupełnie niewidoczny, na większość fabuły pozostawiony gdzieś na uboczu, w kuluarach. To akurat jedna z wad. Kolejną jest szereg nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności, których jest po prostu trochę za dużo. Nie zabrakło też paru wywołujących ciężkie westchnięcia absurdów – wirus wprowadzony do komputera każdego statku Republiki w całej galaktyce? Serio? – i takich maksymalnie naciąganych sytuacji, do których w zasadzie nie powinno nigdy dojść. Rzutują one na całokształt fabuły, choć na szczęście nie na tyle, żeby komiksu nie dało się z pewną przyjemnością przeczytać. Jest więc dość dobrze.

Nie do końca da się to samo rzec o rysunkach. Choć w zasadzie są niezłe, prace Davidé Fabbriego nie wprawiają w wielki zachwyt. Widać w nich porządny i udany zamysł na oddanie klimatu Star Wars, widać też spore przywiązanie do szczegółów i chęć zapełnienia każdej planszy, niestety cała reszta wypada zaledwie poprawnie. Postaciom filmowym wyglądem daleko do ich pierwowzorów (z chwalebnym wyjątkiem, i tylko momentami, Qui-Gona), dominuje źle przedstawiona głębia tła i rysunki poprowadzone odrobinkę zbyt grubą kreską. Wiele złego dla walorów estetycznych „Wojny w nadprzestrzeni” czyni sposób przedstawiania twarzy bohaterów, z ich wyłupiastymi, sprawiającymi wrażenie wiecznie zdziwionych oczami i karykaturalnie mięsistymi wargami u postaci, które zdecydowanie nie powinny takich mieć – ot, choćby u Obi-Wana. Czasem trzeba naprawdę dużej dozy samokontroli, by nie wybuchnąć śmiechem na widok niektórych, serwowanych nam przez pana Fabbriego min. Co miałoby sens, gdyby komiks nie opowiadał o zdarzeniach raczej poważnych i był wypełniony humorem. A tak, niestety, nie jest.

Wypada mi wreszcie odpowiedzieć na jedno z trzech pytań, które sam zadałem, a mianowicie, co wnosi zawarta w SWK Wydaniu Specjalnym 1/2011 opowieść do ogólnej historii potężnego uniwersum Star Wars? Otóż wnosi zaskakująco dużo. Po pierwsze wyjaśnia – niektórzy być może stwierdzą, że powstała specjalnie po to, by tą kwestię wyjaśnić – co oznaczały słowa z pewnego przewodnika po „Mrocznym widmie”, mówiące, że mistrz Plo Konn „uczestniczył w wojnach nadprzestrzennych”. Po drugie w znaczący sposób rozwija biografie znamienitych postaci i ich relacje między sobą, i nie tylko to. Dla miłośników nawiązań ten komiks jest prawdziwym Eldorado, wyjaśnia bowiem, jak zaczęła się przyjaźń Obi-Wana z Quinlanem Vosem, czemu Adi Gallia tak intensywnie współpracowała z Valorumem, jak rozpoczęła się jego droga do zdobycia urzędu Najwyższego Kanclerza i militaryzacja Federacji Handlowej, czemu przyszły wielki Moff Tarkin tak łatwo zaskarbił sobie atencję Palpatine’a w czasie Wojen Klonów, i tak dalej, i tak dalej. Tak miłych i sensownych powiązań wewnątrz gwiezdno-wojennych rzadko kiedy możemy doświadczyć.

Jako wprowadzenie do pierwszego epizodu Gwiezdnej Sagi, „Wojna w nadprzestrzeni” jest idealna, stanowi też ważną część Expaned Universe, mimo że ważność ta dotyczy zatrzęsienia detali, nie zaś żadnych wiekopomnych zdarzeń. Komiks raczej przypadnie do gustu licznym (niestety, licznym głównie ze względu na jego fantastyczny wygląd, nie np. cechy osobowości) fanom Plo Koona, który jest czołową postacią tej powieści graficznej. Nie jestem natomiast pewien, czy mógłbym „Wojnę w nadprzestrzeni” polecić komuś, kto nie jest mocno zżyty z uniwersum George’a Lucasa i nie przejmuje się nawałą nawiązań tudzież smaczków. Jest to produkcja średnio udana, z niewyrastającymi poza przeciętność rysunkami, choć też z niegłupią fabułą, przyprawioną jednak kilkoma zgrzytami natury logicznej. Na szczęście dla wszystkich tych osób, które nie mają wiedzy o Star Wars wykraczającej poza filmy, ten komiks ma zaletę taką, że jest ogólnie rzecz ujmując jedną spójną, zamkniętą historią. Nie jest to jednak pozycja obowiązkowa, o czym warto pamiętać, podejmując decyzję o kupnie „Wojny w nadprzestrzeni”.

 

  • Ogólna ocena: 6/10
  • Fabuła: 7/10
  • Klimat: 8/10
  • Rysunki: 5/10
  • Kolory: 6/10

 

Tytuł: „Wojna w nadprzestrzeni”

  • Scenariusz:John Ostrander
  • Rysunki: Davide Fabbri
  • Tłumaczenie: Maciek Drewnowski
  • Wydawca: Egmont
  • Data wydania: 02.03.2011r.
  • Oprawa: miękka
  • Objętość: 96 stron
  • Format: 170x260 mm
  • Druk: kolor
  • Cena: 9,99 zł

Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...