„Strażnik” - recenzja
Dodane: 14-12-2006 14:03 ()
Hollywood lubuje się w fabułach o dzielnych, acz prostych bohaterach, którzy pozostając w cieniu, dokonują heroicznych czynów. Takim jest Pete Garrison, zasłużony i doświadczony już agent Secret Service, który dwadzieścia lat temu przyjął kulkę za prezydenta, ratując mu życie. W wydziale jest chodzącą legendą, ale z pewnością nie jest człowiekiem bez skazy. Jego historyczny wyczyn nie został jednak doceniony i mimo upływu lat, obok doświadczenia zaczyna przybywać siwych włosów, refleks też już nie ten sam, a Pete wciąż pozostaje na tej samej, straconej dla niego pozycji.
W tym gorącym okresie wychodzi spisek, którym jest zamach na obecnie urzędującego prezydenta. Agencja ma kreta, który sabotuje pracę ochrony, a jednocześnie sprzedaje informacje zamachowcom. Pete przyjmuje te rewelacje na chłodno, ale jego pozycja zaczyna być nieciekawa, gdy na jaw wychodzi jego romans z pierwszą damą. Mimo oddanej i długoletniej służby postrzegany zostaje jako człowiek z motywem. Pomijany przy awansach, a także uwikłany w romantyczną relację z żoną prezydenta. Najwięcej ugrałby, gdyby właśnie temu ostatniemu podwinęła się noga. I tak Pete musi uciekać, by udowodnić swoją niewinność, a jednocześnie dopaść prawdziwego zamachowca.
Trudno nie nazwać fabuły Strażnika mianem sztampowej. Kalka goniąca kalkę i mielenie motywów z filmów ostatniego dziesięciolecia. Można byłoby postawić na miejscu Pete’a kogoś innego, zmienić odrobinę obsadę oraz tytuł i wyprodukować kolejny obraz-klon. Niestety sensacyjne kino amerykańskie stało się ostatnimi czasy schematyczne i nieco przestarzałe. Nie można zapominać też o wszędobylskim patosie i nie zawsze sprawnie rozpisanych dialogach. To zresztą też grzeszki produkcji sygnowanej nazwiskiem Clarka Johnsona. Strażnik nie zaskakuje, nie trzyma w napięciu, to tak trochę asekuracyjna jazda bez wciśnięcia pedała gazu na ful. Szkoda, bo z pewnością przy tak utytułowanej obsadzie można było pokusić się o więcej.
Michael Douglas ograł się w podobnych rolach nie raz i wręcz naturalnie wciela się w heroicznego, ale też stłamszonego życiem Pete’a. Ujadający i podążający jego śladem Kiefer Sutherland udanie czuje tempo kina akcji dzięki brawurowym wyczynom w serialu 24 godziny. Tutaj również daje się poznać z jak najlepszej strony i stanowi udanego sparingpartnera dla Douglasa. Na głowie ma świeżą agentkę w osobie Evy Longorii, która wprawdzie nie ma jeszcze statusu kinowej gwiazdy, ale udanie tworzy duet ścigających z Kieferem. Gorzej wypada Kim Basinger. Jej rola została napisana bez widocznego pomysłu, a aktorka również najlepsze lata ma już za sobą. Stanowi jedynie ozdobę w tej wyjątkowo męskiej rozgrywce. Za powściągliwość pochwalić trzeba Martina Donovana, który nie daje się zepchnąć gwiazdorskiej obsadzie i daje popis swych umiejętności. Na uwagę zasługują też zdjęcia i montaż, które ratują nieco ten obraz przed całkowitym zapomnieniem.
Clark Johnson okazał się tylko wyrobnikiem, a jego Strażnik co najwyżej poprawną produkcją utkaną z doskonale znanych schematów. Amatorzy podobnych fabuł powinni obejrzeć z ciekawością, natomiast poszukiwacze nieco bardziej wyrafinowanych obrazów raczej odejdą z kwitkiem. Dla nich Strażnik okaże się tylko odgrzewanym i niestrawnym kotletem.
Ocena: 4/10
Tytuł: Strażnik
Reżyseria: Clark Johnson
Scenariusz: George Nolfi
Obsada:
- Michael Douglas
- Kiefer Sutherland
- Kim Basinger,
- Eva Longoria
- Martin Donovan
- David Rasche
Muzyka: Christophe Beck
Montaż: Cindy Mollo
Zdjęcia: Gabriel Beristain
Scenografia: Kathleen Jenkins, Carolyn 'Cal' Loucks
Kostiumy: Ellen Mirojnick
Czas trwania: 108 minut
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...