"Krwawe wizje" - recenzja
Dodane: 11-10-2009 16:32 ()
Patrząc na produkcję "Krwawe Wizje" można stwierdzić, że kręcenie remake’ów odchodzi powoli na drugi plan, a ten oto film jest zwiastunem nadciągającej fali zupełnie nowych obrazów, kręconych jedynie w azjatyckim stylu i bawiących się ich konwencją. A dzieje się tak za sprawą nie Amerykanów, lecz ich północnych sąsiadów z Kanady, którym udało się nakręcić całkiem spójny i w miarę logiczny film.
Mała chińska dzielnica w jednym z amerykańskich miast. Trwa Miesiąc Głodnych Duchów, a bramy między światami żywych i umarłych są otwarte. Właśnie widzimy ceremonię pogrzebową niejakiego wujka Reymonda (Colin Foo). Dla miejscowych był dobroczyńcą, który pół wieku wcześniej założył tutaj fabrykę odzieżową i dawał tym samym pracę tysiącom ludzi. Przylgnął do tego dobrodzieja także przydomek "kolekcjoner kości", gdyż zgodnie z chińską tradycją prochy zmarłych w Nowym Świecie przewoził z powrotem do Chin, aby je pochować w grobach ich przodków. Wśród gości na pogrzeb przyjeżdżają: jego wychowanek Jet (Terry Chen) wraz ze swoją amerykańską żoną Sarah (Jaime King) i ich synem Sammym (Regan Oye). Mały Sammy okazuje się być dzieckiem obdarzonym niezwykłymi mocami, których posiadanie niekoniecznie może okazać się dla niego czymś pozytywnym. Dar widzenia dusz zmarłych, które nie mogą z niewyjaśnionych przyczyn zaznać spokoju sprowadza na naszego małego bohatera destruktywne widmo niejakiej Shen, która pracowała kiedyś w fabryce wuja, i tym samym Sarah musi podjąć ciężką walkę o duszę swojego dziecka.
Fabuła od razu daje do zrozumienia widzowi, że opętanie małego Sammy’ego nie jest zdarzeniem przypadkowym. Horror oscyluje w kręgach chińskiego tabu kulturowego i wierzeń religijnych, lecz nie wygląda to aż tak wiarygodnie, jak w wykonaniu rodzimych reżyserów tego gatunku. Dodatkowym mankamentem produkcji jest fakt, że reżyser Ernie Barbarash nie potrafił wykorzystać potencjału Michaela Biehna, który występuje tutaj wręcz w "podręcznikowej" roli drugoplanowej. Dawny ulubieniec Jamesa Camerona pojawia się raptem w dwóch scenach i pozostawia po sobie ogromny niedosyt i poczucie zmarnowanego etatu na liście płac. Urocza Jaimie King wychodzi obronną ręką z powierzonego jej zadania, czyli bycia zdesperowaną i gotową na wszystko matką, chcącą uratować duszę swojego dziecka. Jeżeli chodzi o resztę postaci, których mamy przyjemność obejrzeć, ich role nie są po prostu aż tak rozbudowane, żeby wymagano od nich większych umiejętności gry aktorskiej niż nam prezentują.
Zmaganiom z pogranicza świata żywych i umarłych towarzyszy naprawdę świetna i klimatyczna muzyka. Widać, że reżyser czuwał nad wmontowaniem odpowiedniej ścieżki w daną scenę, aby wywoływała u widza uczucie niepewności. Obraz ma swoje momenty, miejscami zaskakuje, jednak czasem łatwo jest przewidzieć, co nadejdzie. W miarę upływającego czasu, gdy film zmierza ku końcowi, waga przechodzi na szale przewidywalności i film traci swój urok, całą otoczkę, którą reżyser starał się stworzyć od początku jego trwania. Jeżeli widz jest w stanie sobie z tym poradzić, to doceni krok filmowców z kraju klonowego liścia, którzy zamiast nakręcić remake, stworzyli coś swojego. Jeżeli jednak jest surowym widzem, dopatrującym się najdrobniejszych błędów, seans zakończy głębokim westchnieniem ulgi, a wydanie DVD trafi na półkę, gdzie prawdopodobnie okryje się grubą warstwą kurzu.
Tytuł: "Krwawe wizje"
Reżyseria: Ernie Barbarash
Scenariusz: Carl Bessai Trevor Markwart, Doug Taylor
Obsada:
- Jaime King
- Terry Chen
- Colin Foo
- Michael Biehn
- Regan Oye
Muzyka: Hal Beckett
Zdjęcia: Gregory Middleton
Montaż: Lisa Robison
Scenografia: Chris August
Czas trwania: 89 minut
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...