Przerażające horrory – jak daleko można się posunąć?

Autor: Katarzyna 'Kiriana' Suś Redaktor: Kiriana

Dodane: 17-03-2009 23:16 ()


Nie wiem jak wy, ja zawsze lubiłam horrory. Ten dreszczyk emocji, gdy nie wie się, gdzie jest to coś lub ta osoba, która zabija. Ta tajemniczość, gdy nie wiemy, kto lub co morduje. Tak, to wszystko buduje nastrój grozy. Król horroru, Wes Craven, określił kiedyś ten gatunek jako coś w stylu katharsis. Widz bowiem, oglądając horror/thriller, przeciwstawia się w pewien sposób swoim lękom, temu co budzi przerażenie, dostrzega cechy, które pomagają przetrwać i wraz z głównym bohaterem pokonuje zło – bez względu na postać, jaką ono przyjmuje. Uwolniony ze swych leków, ze sporą dawką adrenaliny we krwi, widz wraca do domu spokojny, gotowy przeciwstawić się wszelkim problemom dnia.

Jednakże ostatnimi czasy zauważyłam, że horrory zaczęły przekraczać pewną granicę. Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic przeciwko krwawym scenom – zdają się być integralną częścią filmu – ale wtedy, gdy mają sens. Niektóre, nazwijmy je, "pozycje" pretendujące do miana horror/thriller/szeroko pojęte kino grozy są równie fascynujące, co film z rzeźni. Mamy tu ofiarę, która nie ma żadnej możliwości ucieczki, dość szybko też zaprzestaje jakichkolwiek prób wydostania się. Przez dobre pół godziny – a może dłużej – jest regularnie bita tylko po to, by na końcu została żywcem oskórowana. Szczerze powiedziawszy, genialny film szkoleniowo – psychologiczny dla osób podniecających się zabawami w stylu SS – choć o ile źródła mówią prawdę, byli oni bardziej pomysłowi. Innymi słowy, treści w tym tyle, co w materiałach z ubojni, sceny akcji w stylu odcinania kurczakom głów – wróć, sceny z kurczakami mają więcej akcji. Troszkę tam rzecz jasna popłuczyn po psychologii, tudzież najprostszych behawioralnych treningów. Sęk w tym, że – przynajmniej ja – nie tego oczekuję od gatunku. A gdzie napięcie? Gdzie akcja? Gdzie tajemnica? Halo, gdzie psychopata, zimny i inteligentny? Gdzie demon? Duch? Cokolwiek? Albo chociaż powód? Nie, nie byle co, ale to, co napędza całość?

Jest pewna granica, smaku, estetyki, sensu. Zdarzają się produkcje niezwykle krwawe, makabryczne wręcz, które balansują na tej cienkiej granicy. Część z nich ma jednak fabułę, która usprawiedliwia tego typu sceny, podając dobry, solidny powód. Wskazując, że zrozumienie pewnych rzeczy wymaga pokazania właśnie takich scen. Niestety jest coraz więcej produkcji bazujących na makabrze, rzeźni i scenach spod znaku "rozbierania żywcem". Ot, wyrywanie organów, wyjmowanie tego i owego, tylko po to by… właśnie, po co? Skoro i tak nie ma tam treści oraz sensu, to po co? Czy naprawdę widz tak bardzo nie jest szanowany, że producenci pewni są, iż film spod znaku rzeźni to wszystko co go zadowoli?

Osobiście nie sądzę, uważam raczej, że takie kino obraża widza. Nie ma w nim tego, co być powinno. Naprawdę myślę, że reklama w stylu "to najbardziej krwawy film roku" nie należy do najbardziej pociągających.

Być może części z was takie kino przypada do gustu. Mnie zdecydowanie nie. Wolę klasyczny horror, gdzie ucieka się przed kimś lub czymś, gdzie bohater ma jakąś szansę, lub chociażby jej cień, gdzie można określić jasno, czego i dlaczego się boimy, oraz jak to pokonać.

Korekta: Elanor


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...