Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion
Dodane: 28-09-2006 10:15 ()
Seria The Elder Scrolls siega połowy lat 90-tych. Jak do tej pory w serii TES pojawiło się już ponad dziesięć gier - na konsole, komputery osobiste, a nawet na telefony komórkowe. Podsumowując to wszystko łatwo można przyrównać Elder Scrolls do takich gigantów jak Ultima czy Wizardry. Tyle tylko, że dwie ostatnie serie już niemal na pewno się zakończyły, TES natomiast, mają się wciąż naprawdę wyśmienicie.
Co w Imperium piszczy
Świat TES jest naprawdę ogromny i składa się z kilku rozległych prowincji. Jak przyzwyczaili nas autorzy gry, znów rzuceni zostajemy do zupełnie innej części kontynentu, aniżeli w częściach poprzednich. Tym razem przemierzać będziemy ogromne tereny prowincji Imperialnej, a przy okazji wykonać parę questów i po raz kolejny uratować świat.
Fabuła gry obraca się wokół najazdu demonicznego księcia Daedr (demonicznych istot z innego wymiaru) na Cyrodill. Jak zwykle jednak do dyspozycji mamy niesamowitą i - niemal - niczym nie skrępowaną wolność. Tak więc to czy zajmiemy się głównym questem od razu, czy też zostawimy go jako smakowity deser, po porządnej porcji odkrywania świata, zależy tylko od nas. A jest co eksplorować. Autorzy zaserwowali nam naprawdę gigantyczny teren, większy chyba nawet niż w Morrowindzie czy Daggerfall'u. Na samo zwiedzenie niezliczonej ilości lochów, jaskiń, opuszczonych kopalń i innych trzeba by przeznaczyć przynajmniej kilkadziesiąt godzin gry, a to tak naprawdę dopiero czubek góry lodowej. Program oferuje nam bowiem także możliwość przyłączenia się do jednej z kilku gildii i wykonywania zadań właśnie dla nich. Podejrzewam więc, iż aby ukończyć grę odkrywając wszystkie jej aspekty potrzeba spędzić z nią przynajmniej kilka miesięcy.
Gameplay
W tym zakresie zmieniło się całkiem sporo i nie zmieniło się nic. Mamy bowiem szereg różnych, ale drobnych ulepszeń (o czym za chwilę), ale forma gry nie zmieniła się ani na jotę. Wciąż mamy więc widok z pierwszej osoby, walkę prowadzimy w czasie rzeczywistym, a poziomy zdobywamy rozwijając pierwszo- i drugorzędne umiejętności naszego herosa. Co się zmieniło przy umiejętnościach to to, że co jakiś czas zyskujemy pewną specjalną właściwość konkretnej biegłości przez co możemy np. próbować rozbroić przeciwnika, powalić go celnym strzałem z łuku, warzyć ciekawsze mikstury czy też kompletnie nie męczyć się przy bieganiu. Rozwój bohatera staje się przez to nieco bardziej wyrazisty, bo oprócz powolnego przyrostu umiejętności, mamy od czasu bardzo namacalny dowód na to, że stajemy się coraz potężniejsi.
Zmieniono nieco system walki. Nie ma już więc trzech typów uderzenia, a każdy nasz cios zadaje zawsze tyle samo obrażeń. Wychodzi to in plus, bowiem dość znacznie zwiększa dynamikę walki. Już nie musimy sie zastanawiać czy nasz następny cios będzie uderzeniem czy pchnięciem. Wszystko odbywa się automatycznie. Dodatkowym bonusem są tzw. 'power attacks'. Są to różne specjalne uderzenia, które powodują u przeciwników różne efekty (m.in. paraliż, rozbrojenie czy obalenie). Rzecz ciekawa, ale - powiedzmy otwarcie - z przydatnością jest raczej średnio.
Na Morrowinda często narzekało się ze względu na to, że dotarcie do dalekich krain zajmowało naprawdę dużo czasu. Programiści z Bethesdy postanowili trochę więc graczom pomóc i wprowadzili dwa ulepszenia. Pierwszym z nich jest możliwość kupienie wierzchowca, przez co nasze wędrówki przez prowincję imperialną staną się znacznie szybsze. Drugą zaproponowaną rzeczą jest opcja Fast Travel. Polega ona na wskazaniu na mapie znanego nam punktu orientacyjnego (miasta, wioski czy chociażby jaskini), by po chwili przenieść nas w okolice danej lokacji. Przyznam, że takie ulepszenie przyjąłem z ulgą. Spotkałem się jednak z głosami (co bardziej ortodoksyjnych fanów TES), że opcja FT jest bardzo nieklimatyczna i psuje zabawę.
Innym kontrowersyjnym pomysłem zaimplikowanym do gry jest skalowanie poziomów. Jedną z najbardziej frustrujących rzeczy w Morrowindzie był niesamowicie wysoki poziom trudności. Wystarczyło wejść do dowolnej jaskini, by po paru zejściach zniechęcić się do gry. Oblivion stara się uniknąć tego samego błędu i teraz wraz z przybywającymi poziomami rzuceni zostają przeciwko nam coraz silniejsi przeciwnicy, możemy znaleźć coraz lepsze przedmioty i świat zmienia się razem z nami. Pomysł jest kontrowersyjny ze względu na to, że w przeciwieństwie do wcześniejszego TES gra robi się... zbyt prosta. Ot chociażby, żeby pokonać wielkiego championa imperialnej Areny wystarczy trzeci lub czwarty poziom i trochę szczęścia. Biorąc pod uwagę jakie legendy krążą na temat niektórych postaci w grze, ich realna moc jest dosyć żałosna. I pomyśleć, że to wszystko przez nas.
Oko i ucho
Co najłatwiej stracić podczas bitwy? Nie. Chodzi oczywiście o stronę audiowizualną gry. A ta, trzeba przyznać, robi naprawdę rewelacyjne wrażenie. Grafika olśniewa swoimi efektami, że wymienię tylko fantastyczne refleksy wodne, odbicia w szybach czy świetnie ujęty ruch postaci. Wszystko co można zobaczyć na screenach, jest też w grze. Niestety, ma to też swój koszt, ale o tym za chwilę.
Ścieżka dzwiękowa jest bardzo podobna jak w Morrowindzie. Dynamicznie zmieniające się utwory w zależności od miejsca, w którym przebywamy lub też od poziomu zagrożenie sprawiają, że łatwiej wczuć się w klimat gry. Poza tym jednak nie ziębi, ani nie grzeje. Głosy aktorów podłożone są całkiem ciekawie, chociaż praktycznie nie rożnią się barwą od tych, które słyszeliśmy w Morrowindzie (pewnie dlatego, że Bethesda zatrudniła tych samych aktorów). Fani serii nie znajdą więc na tym polu nic nadzwyczaj odkrywczego.
"Mamoooo, kup mi nową kartę graficzną!"
Teraz coś o czym wspomniałem już wcześniej, a mianowicie cena jaką trzeba zapłacić za wszystkie graficzne wodotryski. Gra ma po prostu gigantyczne wymagania sprzętowe. Proponowane przez autorów gry zalecane wymagania sprzętowe (przypomnę jest to P4 3,0GHz, 1GB RAM, oraz karta graficzna 128MB GeForce 6600 lub lepsza) nie są w stanie zapewnić zawsze płynnej rozrywki. Pamiętam dobrze, że w czasie kiedy wychodził Morrowind problem był bardzo podobny, zastanawiam się więc czy to znak czasu czy też może niedbałość firmy o zoptymalizowany kod.
Na szczęście jednak fani serii, którzy porażeni zostali wymaganiami sprzętowymi postanowili działać w tym kierunku i wypuścili nieoficjalny mod o nazwie Oldblivion, który dosyć znacząco obniża wymagania gry względem grafiki i daje możliwość czerpania przyjemności także na słabszych sprzętach. Więcej informacji o modzie można znaleźć na stronie oficjalnej, do której link podajemy poniżej.
Sąd Ostateczny
Co tu dużo mówić - Oblivion jest grą bardzo dobrą. Oczywiście nie jest pozbawiona błędów technicznych (jak na przykład dwa różne głosy u jednej postaci) czy też minusów związanych z wydaniem gry na dwie platformy na raz (co owocuje bardzo niewygodnym interfejsem), co nie zmienia faktu, że warto byłoby ją polecić praktycznie każdemu. No... może gdyby nie te wymagania.
Grafika: 5/5
Dźwięk: 4/5
Grywalność: 4.5/5
Ogółem: 4.5/5
www.oldblivion.com
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...