Nie da się ukryć, że DC Comics (a w gruncie rzeczy komiksowa branża za oceanem ogólnie) od dawna potrzebowała „zastrzyku” nowych, śmiało poczynających sobie scenarzystów.
Carmen Maria Machado, scenarzystka „Pośród lasu” wie, że najbardziej przeraża to, czego nie widać, to, czego nie można zrozumieć oraz to, czego nie pamiętamy lub zapomnieć nie umiemy.
Niezbyt często trafiają mi w ręce komiksy popularyzatorskie, a takim właśnie komiksem jest „11 września 2001. Dzień, w którym runął świat” duetu Baptiste Bouthier (scenariusz) i Heloise Chochois (rysunki).
Mimo faktu, że moda na nastolatki mordujące się w ramach rozmaitych igrzysk śmierci tudzież innych form bratobójczej walki przeminęła, to seria Deadly Class ma się całkiem nieźle.
Mimo że wychowankowie Papy Smerfa ewidentnie preferują pobyt w swojej Wesołej Wioseczce (tudzież w jej niezbyt odległej okolicy) niekiedy zdarza im się bywać także w nieco odleglejszych lokalizacjach.
Nieheteronormatywny, nadużywający alkoholu i narkotyków, umiejący komunikować się z duchami Klaus, za sprawą netfliksowskiej adaptacji Umbrell Academy stał się jedną z najpopularniejszych postaci stworzonych przez Gerarda Waya i Gabriela Bá.
Z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność. Wydaje się, że te wyświechtane już w komiksowym świecie słowa nie mają większego znaczenia ani swojej pierwotnej wagi.
Kolejna wyprawa wydawnictwa Jaguar w świat komiksowych adaptacji i po raz kolejny propozycja z żelaznego kanonu XX – wiecznej literatury, „Wielki Gatsby” F. Scotta Fitzgeralda.
Po dwóch komiksach stricte biograficznych, jednym poświęconym nowojorskiemu urbaniście Robertowi Mosesowi i drugim - legendzie modernizmu Miesowi van der Rohe.
Głośno o tym nie wypada mówić, ale krąży niepopularna opinia, że wizja piekła, jaką zawarł w „Boskiej komedii” Dante, to jedyne rozdziały tego arcydzieła, które da się czytać, bo z pozostałych wieje… nudą.
Reputacja Juliusza Cezara została nadwątlona, toteż w celu zadziwienia całego antycznego świata postanawia on sprowadzić do Rzymu niecodzienny okaz mitycznego zwierzęcia.
Polski superbohater powraca! Długo przyszło nam czekać, bo aż trzy lata. Generator czerni to już ósmy album tej intrygującej, choć trzeba to przyznać otwarcie – bardzo nierównej pod względem poziomu serii.
Edycja zbiorcza zinowego komiksu z lat 80. wydana obecnie? Wydaje się niewiarygodne, a jednak właśnie taka sytuacja ma miejsce dzięki Wydawnictwu Kurc, które to w formie zbiorczej opublikowało „Wampiurs Wars” Jana Platy-Przechlewskiego.
Mimo że tzw. Sałata Marvela nie miał u nas szczęścia do swojej solowej serii, to jednak za sprawą przede wszystkim „Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela” doczekaliśmy się polskich edycji kilku ważnych realizacji z jego udziałem (by wspomnieć choćby „Niemy krzyk” Petera Davida i Dale’a Keowna).
Kiedy Jane Foster przejęła pieczę nad funkcją dotąd pełnioną przez syna Odyna, a wraz z nią dysponowanie potęgą Mjolnira (o czym więcej w zbiorze „Thor: Gromowładna”), oczywiste było, że powrót oryginalnego dzierżyciela tego oręża jest co najwyżej kwestią czasu.
Zabieganie o uwagę coraz bardziej rozkapryszonego (a przy okazji także mniej niż jeszcze kilkanaście lat temu licznego) czytelnika z oczywistych względów nie należy do zadań najłatwiejszych.