„Durango” tom 15: „El Cobra” - recenzja
Dodane: 10-01-2018 23:00 ()
Nawet płatni zabijacy nie są z kamienia, a natłok traumatycznych doświadczeń niejednego spośród ich grona doprowadził na skraj emocjonalnego wyczerpania. Wydawało się zatem, że po utracie swojej wybranki (a przy okazji także ich nienarodzonego potomka) również Durango popadnie w ów dojmujący stan z pogranicza szaleństwa i obłędu. Zaistniała sytuacja jest tym bardziej tragiczna, że wszystko wskazywało, iż po latach wędrówki przez bezdroża Dzikiego Zachodu i północnego Meksyku, udało mu się w końcu odnaleźć swoje miejsce na ziemi. Miast jednak popadać w czarną rozpacz tytułowy bohater wyruszył śladem morderców swej rodziny.
W poprzednim albumie de facto reaktywowanej serii „Durango” („Krok do piekła”) jej czytelnicy byli świadkami wczesnego etapu tych poszukiwań. Z charakterystycznym (i osobliwym zarazem) wdziękiem typowym dla protagonistów spaghetti westernów rzeczony zdołał wydusić niezbędne dlań informacje z niejakiego Lance’a Harlana i tym samym uzyskać trop wiodący do kolejnego już w tym cyklu górniczego miasteczka. Jak się jednak okazuje do Leadville – bo tak zwie się ta prosperująca pośród gór miejscowość – zmierza nie tylko Durango, ale też aspirujący do rangi najszybszego strzelca od Rio Grande po Ziemię Ognistą najemny zabójca skrywający się pod pseudonimem El Cobra. On również ma tam swoje sprawy do załatwienia, a ponadto sława wynikła z biegłości posiadacza nietypowego jak na standardy Dzikiego Zachodu modelu pistoletu Mauser C96 dotarła także do tegoż przybysza ze znacznie cieplejszego południa. Stąd El Cobra z podziwem, ale też i nieodpartą chęcią zmierzenia się ze swoim, nazwijmy to umownie, idolem spogląda na Durango. Uprzedzając nieco fakty (których zresztą zapewne nietrudno się domyślić) tego typu konfrontacja jest nieunikniona. Nie tylko ze względu na drapieżne usposobienie argentyńskiego fachury od mokrej roboty, ale też za sprawą konfliktu interesów pomiędzy nim a głównym protagonistą serii.
Z jednej strony można by rzec, że piętnasta odsłona jednego z najbardziej udanych przedsięwzięć komiksowo-westernowych, jakie zaistniało na naszym kontynencie, w zasadzie nie wnosi nic szczególnie nowatorskiego do sposobu opowiadania historii z udziałem Durango. Znowuż zatem mamy zestaw ogranych (co nie oznacza, że zgranych) klisz fabularnych z zemstą jako głównym motywem, tak jak miało to miejsce choćby w klasycznym obrazie kinowym „Pewnego razu na Dzikim Zachodzie”. A jednak wprawa scenarzysty serii i ogólna nośność gatunku sprawia, że wielbiciele westernów nie powinni poczuć się wymanewrowani w przysłowiową prerię. Mamy tu bowiem do czynienia z czymś więcej niż tylko i wyłącznie z próbą dyskontowania zasłużonej renomy tej serii. Wszak następuje dalszy rozwój głównego bohatera, jego przemiana w obliczu straszliwego doświadczenia, a także wprowadzenie na komiksową scenę wyrazistego adwersarza. To właśnie za sprawą również posługującego się jak na owe czasy nowoczesną bronią El Cobra, napięcie w tymże epizodzie wyraźnie wzrasta. Wszak wszystko wskazuje, że niestrzępiący nadmiernie języka Durango doczekał się autentycznie godnego swojej sławy i umiejętności przeciwnika. A jak wiadomo choćby z kart superbohaterskich produkcji, mało który czynnik równie udatnie wpływa na zdynamizowanie fabuły, jak właśnie wprawnie pomyślany oponent. Charakterystyczny (a przy tym niemitygujący się nadmiernie) El Cobra z całą pewnością zalicza się do takich właśnie postaci. Przy czym bieżąca odsłona tej serii to nie tylko para zantagonizowanych osobowości. To również postacie dalszych planów wzbogacających jej rzeczywistość kreowaną. Nie mogło zatem zabraknąć także urodziwej (i równocześnie aż nazbyt ofiarnej) kobiety w osobie kruczowłosej Mary. Wraz z nią istotną rolę dla „mechaniki” tej opowieści zajmuje William Lawrence, niemal lustrzane przeciwieństwo zaradnego Durango, jak zwykle prezentowanego w kategorii tzw. wzorcowego i pełnokrwistego samca alfa.
W wymiarze wizualnym po raz drugi mamy do czynienia z realizacją w wykonaniu Thierry’ego Giroda, plastyka, który w realiach Dzikiego Zachodu odnajduje się wręcz brawurowo. Znać to zarówno po detalach rozrysowywanej przezeń rzeczywistości, jak i całokształcie otoczenia, w którym osadzono uczestników tej fabuły. Stylistyczna spójność z albumami w wykonaniu pomysłodawcy serii zostaje co prawda zachowana; widać jednak, że wspomniany autor czyni to na swoich warunkach, nie zapominając o podkreśleniu własnej indywidualności artystycznej. Choć trudno nie zauważyć, że niektóre kadry można śmiało uznać za bliższe rozwiązaniom stosowanym przez Jeana Girauda przy tworzeniu serii „Blueberry”. To z kolei raz jeszcze świadczy o ogromnym (i do tego zaskakująco trwałym) wpływie metod ujmowania świata przedstawionego Moebiusa na wrażliwość rysowników próbujących swoich sił w komiksowym westernie.
Cykl „Durango” powoli zbliża się do swego finału, jako że przed nami już tylko dwa spotkania z posługującym się nietypową bronią zabijaką o szlachetnym sercu. Równocześnie nie można wykluczyć, że pewnego dnia Swolfs zdecyduje się powrócić do tej serii, tak jak miało to przecież miejsce po długiej przerwie pomiędzy albumem trzynastym i czternastym. Na ten jednak moment zdaje się on koncentrować na zupełnie nowym projekcie, również osadzonym w anturażu amerykańskiego pogranicza. Mowa tu o świeżo opublikowanym (3 listopada minionego roku) albumie „Lonesome”, zarówno w koncepcji plastycznej, jak i tematycznej pokrewnej „Durango”. Kto wie, może za sprawą wydawnictwa Elemental doczekamy się również tego przejawu talentu autora „Legendy” i „Księcia Nocy”.
Tytuł: „Durango” tom 15: „El Cobra”
- Tytuł oryginału: „El Cobra”
- Scenariusz: Yves Swolfs
- Rysunki: Thierry Girod
- Kolory: Jocelyne Cahrrence
- Koncepcja i realizacja graficzna: Didier Gonord
- Tłumaczenie z języka francuskiego: Wojciech Birek
- Wydawca wersji oryginalnej: Soleil Productions
- Wydawca wersji polskiej: Elemental
- Data premiery wersji oryginalnej: listopad 2008 r.
- Data premiery wersji polskiej: 11 grudnia 2017 r.
- Oprawa: miękka
- Format: 21,5 x 29 cm
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Liczba stron: 48
- Cena: 38 zł
Dziękujemy wydawnictwu Elemental za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus