„Doktor Strange” tom 2 - recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 24-04-2022 22:04 ()


Drugi tom przygód Doktora Strange’a pod batutą Marka Waida daje nadzieję na to, że seria w przyszłości wskoczy na wyższy poziom. Światełka w tunelu należy szukać w niniejszym komiksie, ale nie jest nim przygoda, w której Mistrz Nauk Mistycznych zostaje heroldem obłąkanego magią Galactusa. To zagrażające całemu uniwersum zdarzenie o apokaliptycznej nucie zamiast czytelniczej ekscytacji wywołuje co najwyżej uśmiech politowania nad autorami (Waid, Kitson, Koblish, Hanna, Reber) nieumiejącymi poradzić sobie z czarodziejską materią, a także z powagą samego wydarzenia, obsadzonego jednymi z najpotężniejszych sił urzędujących w stajni Marvela. Nadziei należy wypatrywać w zeszytach, w których Strange ratuje świat w skali mikro. Tam, gdzie pochyla się nad jednostką, oferując jej swoją unikalną pomoc.

Superbohaterowie zbyt często zapominają o swojej powinności –  trosce o ludzkość. Wszelkie wycieczki w kosmos, inne wymiary, strefy astralne, czy podróże w czasie w teorii służą mieszkańcom Ziemi, ale przede wszystkim budują coraz to grubszą barierę między obdarzonymi niesamowitymi mocami istotami a zwykłymi śmiertelnikami. Niegdyś marvelowscy bogowie wywodzili się z ludu, teraz są ponad nim. Wszelkie przełomowe wydarzenia odbywają się poza rzeczywistością maluczkich, którym pozostaje już tylko bezładnie godzić się na ten los. A przecież jeszcze wcale nie tak dawno temu, nosiciele kolorowych trykotów fascynowali społeczeństwo, co znakomicie uchwycił  Kurt Busiek w „Marvels”.  To byli nasi chłopcy i nasze dziewczęta, dopóki, dopóty nie rozpłynęli się w wyimaginowanych konfliktach (w których nie wiadomo, o co tak naprawdę chodzi. Ratowanie świata? Wolne żarty), zapominając o wielkiej odpowiedzialności, jaka na nich spoczęła wraz z wielką mocą.

Na szczęście od czasu do czasu jakiś heros, a w tym przypadku sam bufonowaty Stephen Strange wpadnie do czyjegoś domu w celu udaremnienia podstępnego ataku sił nieczystych, a przy tym skorzysta z pomocy przeciętnego Kowalskiego, który może nie zna się na ratowaniu świata, za to na przetykaniu rur zjadł zęby. Waid w zeszytach 18-20 przywraca magowi z Greenwich Village ludzką twarz. Odrzuca jego fałszywie zatroskaną minę i monologi o potrzebie zmiany na rzecz konkretów. Nareszcie scenarzysta „Kingdom Come” sprawia, że coś pozytywnego dzieje się z uczniem Starożytnego. Wkracza na ścieżkę nieśmiało naznaczoną niegdyś przez Jasona Aarona i przywraca Strange’a  Ziemi.

Maluje jego intymny obraz barwami lęków. I dobrze, bo to lęki uzasadnione. Lęki o istnienie świata, życie umierającego chłopca i własną przyszłość. Stojący na rozdrożu, w końcu musi stawić czoła odpowiedzialności za własne czyny. Oto po kunsztownym, lecz szalenie ryzykownych fortelu, odzyskuje sprawność w dłoniach. I nie ma to nic wspólnego z beztroskim widzimisię, głupim abrakadabra, irytującym hokus-pokus. O nie, to decyzja świadoma ryzyka i niebezpieczeństwa. Żegnaj stary nieznośny Stevenie, witaj bohaterze z otwartym i jasnym umysłem. Witaj Doktorze.

Brakuje jeszcze w perypetiach Strange’a ilustratorów zdolnych okiełznać w pełni magiczną domenę. Potencjał przygody z Galactusem został pogrzebany pod sztucznie napompowaną narracyjną strukturą, ale nie pomogli tej historii również Barry Kitson, Scott Koblish i Scott Hanna oraz kolorysta Brian Reber. Plansze są zbyt statyczne, często niedokładne, pozbawione dynamiki i tego retro uroku, który sprawdziłby się w tym przypadku idealnie. Z kolei bardzo dobrze spisał się Jesús Saiz odpowiedzialny za prawie wszystkie okładki w tym tomie i warstwę graficzną zeszytów 18 i 19. Jego ilustracje mogą razić pewną nienaturalnością, komputerową manierą, jednak tkwi w nich siła przekazu. Emocje podszyte sporą dawką grozy (znakomita plansza, kiedy Strange wypowiada zaklęcie mające przyczynić się do uratowania rannego chłopca) i komizmu.

Jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale te dwa rozdziały stworzone przez Waida i Saiza to najlepsze, co przydarzyło się bohaterowi powołanemu do życia przez Stana Lee i Steve’a Ditko od bardzo, bardzo dawna. Solidna, swobodna komiksowa robota, która jak już wspomniałem wcześniej, daje nadzieję na angażującą lekturę w niedalekiej przyszłości.

 

Tytuł: Doktor Strange tom 2

  • Scenariusz: Mark Waid
  • Rysunki: Barry Kitson, Scott Koblish, Jesús Saiz
  • Tłumaczenie: Weronika Sztorc 
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 23.03.2022 r. 
  • Oprawa: miękka
  • Format: 16,7 x 25,5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 228
  • ISBN: 978-83-281-5456-8
  • Cena: 69,99 zł 

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus