„Zgroza” #1: „Lód” - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 12-06-2017 19:31 ()


To, że komisarz Zbigniew Zgroza ma zadatki na niezłą postać komiksową, wiedziałem już od jakiegoś czasu, a dokładnie od ubiegłorocznego Dnia Darmowego Komiksu, kiedy to znalazł się on w antologii uświetniającej to wydarzenie. Choć był on przecież już wcześniej obecny w większości odsłon „Lisa” to dla mnie osobiście to właśnie ten krótki komiks (i jego jeszcze krótsza rola w nim), zdominował całą publikację, potwierdzając, że grupa zebrana wokół Sol Invictus Komiks potrafi robić naprawdę świetne rzeczy, a o Zgrozie warto poczytać więcej. Tamten „szort” naładowany był ogromną dawką emocji, która przenikała na wskroś czytelnika.

Z tym większą radością sięgnąłem po pierwszą część nowej serii spod znaku SIK, będącą swoistym spin-offem „Lisa”, zatytułowaną po prostu „Zgroza”. Ciesząc się, że ta postać otrzymała szansę na zaistnienie w oddzielnej serii, z ogromnymi nadziejami zasiadłem do lektury. Zasiadłem i... skończyłem. Pierwszy zeszyt serii czyta się naprawdę w ekspresowym tempie, a po jego zakończeniu odczuwa się ogromny niedosyt. Kiedyś, przy okazji jednej z recenzji zeszytówek, już o tym wspominałem, że to często największe ich wady. Trzydziestostronicowe komiksy zdecydowanie za szybko się kończą, co boli tym bardziej, jeśli ich lektura jest tak przyjemna, jak recenzowana produkcja. Zawsze wówczas się zastanawiam, czy nie lepiej byłoby dać czytelnikom od razu pełną zbiorczą historię, aby nie trzeba było trzymać ich w takim napięciu do kolejnej odsłony. Dlaczego jednak w ogóle postanowiono zacząć serię poboczną i to tak odmienną klimatem od głównej? Odpowie pomysłodawca serii - Dariusz Stańczyk:

Pomysł na spin-off narodził się jeszcze zanim wydaliśmy pierwszy zeszyt. Komisarz Zgroza, który oryginalnie powstał trochę jako żart, okazał się szybko być interesującą i pełnokrwistą postacią. Początkowo jego spin-off miał rozgrywać się współcześnie, ale mini-seria, o której myśleliśmy, nie mogła powstać na tym etapie budowy uniwersum, więc wpadliśmy na inny pomysł. A inny klimat? Bo świat Lisa to nie tylko superbohaterowie. Zamieszkują go również inne postacie, które muszą borykać się ze swoimi własnymi problemami.

Akcja tocząca się z pierwszym zeszycie cofa nas – w stosunku do wydarzeń z „Lisa” - nieco w czasie, do lat 90. Komuna odeszła w zasłużony niebyt, a milicja przemianowana została na policję. W tej scenerii poznajemy bohatera historii, który uczestniczy w pogrzebie niejakiego Józefa. Kim on jest, dowiemy się dopiero w dalszej części historii. Kolejne strony to ekspresowo biegnąca akcja, w której znajdziemy rodzinną kłótnię, ale też niezwykle brutalne morderstwo oraz związaną z tym zagadkę, która skłania nas do zadania sobie pytania, kim jest komisarz Zgroza i jakie skrywa tajemnice? Jak na tak niewiele stron dzieje się tu naprawdę dużo, ale co ważne, scenarzysta Jakub Ryszkiewicz układa puzzle w taki sposób, że wznieca w czytelniku zaciekawienie i zdradza kilka znaczących szczegółów, ale zachowuje przy tym porządek, przez co w całą historię nie wdaje się żaden zamęt.

To zresztą zaledwie jedna z wielu zalet, które można kierować w stosunku do tego komiksu. „Zgroza” już na samym początku przekonuje nas, że będziemy mieli tu do czynienia z rasowym thrillerem. Mamy tajemnicze morderstwo, mroczny klimat i do tego skomplikowane życie osobiste bohatera. I choć kilka zabiegów już gdzieś wcześniej widzieliśmy (przypomnijcie sobie, ile razy w filmach gliniarz musiał współpracować z kimś, za kim nie przepadał) to mimo tego czuć w tym jakiś powiew świeżości i ogromną dramaturgię. Autorzy niewątpliwie bawią się z czytelnikiem, rzucając mu przynętę, aby ten się dał złapać, a następnie każą czekać na więcej, co nie jest łatwe. Poznać tajemnicę chce się bowiem od razu. Wracając jednak do klimatu tej opowieści, to jest on doprawdy ciężki, mroczny i rodem z kryminałów w stylu noir. Dodatkowo jeszcze (mi osobiście) przywodzi na myśl kultowe „Siedem”, aczkolwiek fabularnie są to bardzo różne od siebie rzeczy. O klimat opowieści i o to, jak się w nim odnajduje, zapytałem rysownika Grzegorza Kaczmarczyka:

Poniekąd RCK też troszkę zahacza o thriller, a ja ogólnie lubię tworzyć mroczne klimaty. Jeśli czytając scenariusz, potrafię sobie wyobrazić czas, miejsce akcji i bohaterów to dla mnie nie gra roli czy to komiks osadzony w wieku XVI, czy w XX lub teraźniejszości... ważne, abym trafnie interpretował wizję scenarzysty i potrafił się wczuć w historyjkę.

Ogromny wpływ na taką, a nie inną ocenę tego zeszytu ma z pewnością postać wspomnianego wyżej rysownika znanego z „Rycerza Ciernistego Krzewu”. Przyznam się, że z ogromną przyjemnością śledzę rozwój jego kariery. Z komiksu na komiks rysuje on coraz lepiej. Da się odczuć, że pracując niemalże samodzielnie nad całym albumem, rozwija on skrzydła, aczkolwiek nie można też nie docenić wpływu Alka Wałaszewskiego, który nakładał tu tusz. Zapytałem Kaczmarczyka, czy i czym różni się taka samodzielna praca i jaki wpływ na jego prace miała obecność inkera:

Tak, różni się tym, że mam nieco więcej roboty. W projektach grupowych ta praca rozłożona jest na parę (kilka) osób, więc siłą rzeczy teoretycznie idzie to sprawniej... ale tylko teoretycznie, bo w praktyce, aby komiks rysowany przez grupę funkcjonował, jak należy, team musi być bardzo zgrany. Przy współpracy z samym inkerem, robiąc szkice od A do Z, nie muszę się zastanawiać czy rysownik rysujący przede mną lub za mną, w danym projekcie narysował ten''guzik” w tym miejscu, gdzie ja go narysowałem. Tworzenie zeszytu w takiej konwencji jak w Zgrozie mi pasuje i polubiłem ten schemat, bo po pierwsze nie muszę się babrać tuszem, po drugie ujmuje mi sporo godzin, które mogę poświęcić na dopracowanie szkiców lub kolorystyki. Wpływ tuszu Alka był istotny, bo jego styl nakładania świetnie wpasowywał się w klimat komiksu, plus niejednokrotnie poprawiał moje błędy, gdy gdzieś tam głowa była za duża bądź „wąs” niesymetryczny (śmiech). Tuszowanie obcych szkiców to dość wymagające zadanie, ale Alek podszedł bardzo ambitnie i profesjonalnie do tematu - jak sam stwierdził, traktował moje rysunki jako własne co na pewno pomagało znaleźć motywację do zasiadania do kolejnych paneli.

„Zgroza” to bez wątpienia jego najlepsza praca, w której wniósł się chyba na swoje obecne wyżyny. Bardzo realistyczna kreska i widowiskowy nieco teledyskowy sposób kadrowania, gdzie na jednej stronie znajdziemy niekiedy niemalże dziesięć kadrów doskonale współgra ze snutą przez Ryszkiewicza historią:

Przy layoutach miałem swobodę, więc kadrowania to w sporej części moja autorska koncepcja. Czasami Kuba w scenariuszu proponował układ strony, do którego się stosowałem bądź też wykonywałem pod takim kątem, jak to sobie wyobrażałem i mi pasowało. Niekiedy korzystałem z sugestii, które powstawały w rozmowach nad daną planszą między mną, Kubą, Dariuszem i Alkiem.

Bardzo dużo jest tu też gry oczami bohaterów ich twarzą czy mimiką i widać, że w tego typu kadrach rysownik ten sprawdza się wybornie. Gdzieś tam jeszcze jakieś delikatne potknięcia widać, ale giną one przy świetnej całej reszcie i wybornym operowaniu kolorem. Bardzo stonowane barwy nadają historii właśnie tego mrocznego klimatu kryminału i wzbudzają w czytelniku uczucie napięcia i delikatnego strachu co jest cechą charakterystyczną każdego dobrego thrillera.

Pierwszy zeszyt dał czytelnikom mnóstwo pola do zadawania pytań i rozmyślania jak potoczy się dalej akcja. Autorzy nie zostawili nam też wskazówek, abyśmy mogli sami spróbować odkryć tajemnicę komisarza Zgrozy. Na jej rozwiązanie przyjdzie nam więc poczekać. I choć z jednej strony to trochę nie fair, to z drugiej strony zeszyt ten jest tak dobrą historią, że warto poczekać na jego zakończenie. Oby tylko bardzo rozbudzone nadzieje zostały przez autorów zaspokojone. Pytanie, czy w zaplanowanej na cztery zeszyty historii starczy miejsca na to, aby na wszystkie pytania odpowiedzieć, zachowując jednocześnie tak dużą dynamikę i dramaturgię wydarzeń? Wierzę, że chłopaków na to stać.

 

Tytuł: „Zgroza” #1: „Lód”

  • Scenariusz: Kuba Ryszkiewicz
  • Rysunki: Grzegorz Kaczmarczyk
  • Tusz, kolory: Grzegorz Kaczmarczyk, Alek Wałaszewski
  • Wydawca: Sol Invictus
  • Data wydania: 04.2017 r.
  • Liczba stron: 32
  • Format: 170 x 260mm
  • Okładka: miękka
  • Druk: kolorowy
  • Cena: 10 zł

Dziękujemy wydawnictwu Sol Invictus za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus