„Na nocnej zmianie" - Pióra Falkonu - recenzja

Autor: Damian Podoba Redaktor: Motyl

Dodane: 04-12-2016 20:09 ()


Antologia „Na nocnej zmianie” jest efektem konkursu literackiego „Pióra Falkonu” zorganizowanego z okazji Festiwalu Fantastyki Falkon 2016. W pierwszym momencie miała być ona wydana w formie darmowego ebooka, jednak organizatorzy zawarli porozumienie z Fabryką Słów i finalna wersja publikacji z najlepszymi tekstami konkursowymi wspartymi przez weteranów polskiej fantastyki zagościła na półkach księgarskich. Warto przy tym zauważyć, że jest to niejako powrót do korzeni, kiedy lubelskie wydawnictwo wiodło prym na rynku literatury fantastycznej i nie obawiało się publikować debiutantów i podobnych antologii. Cieszy fakt, że przynajmniej na chwilę wróciła dawna polityka wydawcy.

 „Na nocnej zmianie” to książka składająca się z czternastu tekstów konkursowych oraz pięciu opowiadań od weteranów fantastycznego pióra. Recenzowanie antologii to trudna sztuka, bo człowiek staje przed dylematem, czy omówić tylko najlepsze teksty, czy też wspomnieć kilka słów o każdym. Zanim okaże się, którą opcję wybrałem, powiem coś o całości.

Opowiadania zaprezentowane w książce są bardzo równe. Nie brakuje też oryginalności oraz pomysłowego spojrzenia na hasło konkursowe: „Dotrzeć tam, gdzie nie dotarł żaden człowiek”. Nie wiem jak długo i mozolnie musiała pracować nad tekstami korekta, jednak również językowy poziom zadowala i nie razi potwornymi błędami. Nie można powiedzieć nic innego jak: pełny profesjonalizm. Nie wiem, jaki był nakład książki, choć wątpię, czy przekroczył magiczną liczbę tysiąca sztuk. Wątpliwość ta uzasadniona jest dość dużą objętością antologii, która liczy sobie prawie sześćset stron. No i nie ma co ukrywać, cena może odstraszyć czytelników, którzy wybiorą powieści znanych autorów niż zlepek niewiadomych. Wniosek – wydawnictwo i tak ryzykuje. Całe szczęście, bo w końcu pojawiły się nowe nazwiska i to w całkiem dobrym repertuarze.

Idąc od początku: zwyciężczyni konkursu, Anna Szumacher zaprezentowała całkiem ciekawy pomysł na podróż do innych światów z jakże bolesnym końcem. Kto przytrzasnął sobie kiedyś palca drzwiami, ten wie, o czym mowa. Nieco mniej porwało mnie drugie opowiadanie, autorstwa Alicji Janusz, które wydało mi się mocno inspirowane uniwersum Wiedźmina przedstawionym w krzywym zwierciadle, gdzie Jaskier rozwiązuje potworne problemy. Z jury jednak dyskutował nie będę, bo i tak ich zadanie było bardzo trudne. Trzecie miejsce zajęła Justyna Lech, której opowiadanie czytało mi się najciężej. Pełno w nim zagadnień zaczerpniętych z psychologii, która łatwą nauką nie jest. Jeśli ktoś korzysta z psychologii przy pisaniu fantastyki, musi liczyć się z tym, że odbiorca niekoniecznie przyswoi tekst z łatwością. Tuż za podium konkursu znalazł się pierwszy mężczyzna, Marek Pietrusewicz, który zaprezentował całkiem ciekawą wizję „początku życia” związaną z podróżami w czasie. Opowiadanie jest bardzo interesujące, co więcej, jako pierwsze jest historią całkowicie zamkniętą, z której nie da się wyjść w żadnym kierunku z przedstawionymi bohaterami. Dorota Panecka sięgnęła z kolei po twarde SF, w którym w nieco ironiczny oraz oburzający sposób odniosła się do znanego powiedzenia „Historię piszą zwycięzcy”. Po lekturze tego tekstu można się zastanowić ile informacji, które trafiają do wiadomości publicznej, jest spreparowanych w podobny sposób. W kolejnym opowiadaniu, autorstwa Dagmary Adwentowskiej, znowu mamy do czynienia z pewnymi wątkami psychologii, a może nawet psychopatii. Dowiadujemy się, do czego zdolny jest człowiek w samotności. Odniosłem wrażenie, że mimo tytułu tekstu, wątek konkursowy został potraktowany marginalnie. Nie kupił mnie też motyw postapokaliptyczny, który został potraktowany jako pretekst do kilku groteskowych opisów i zadzierzgnięcia wyprawy w nieznane. Fabułę rozgrywającą się w naprawdę ciekawym, alternatywnym świecie opisał Tomasz Przyłucki. Niestety finał historii wydaje mi się nieprawdopodobny. Skoro misja jest bardzo ważna, to ciężko uwierzyć, że posłani na nią ludzie, nie będą totalnie oddani zwierzchnikom. Ale „co zdarzyło się pod wodą, zostaje pod wodą” za pomysł i osadzenie opowieści w alternatywnej historii duży plus. Adam Podlewski zaserwował czytelnikom historię rodem z hollywoodzkich filmów. Znakomita fabuła, w dodatku zgrabnie ubrana w słowa. Jedyne co można powiedzieć, nie zdradzając wiele, to: strzeżmy się technologii. Barbara Gawrońska Patterson zaprezentowała odbiegające od klasyki ghost story połączone z opowieścią o niekoniecznie naturalnej epidemii. Efekt jest bardzo zgrabny, szczególnie wstawki w formie listów są poczytne i odrywają od normalnej narracji. Opowiadanie Piotra Janasa z kolei średnio zapadło mi w pamięć i prześliznąłem się po nim niejako bez większej refleksji. Brakowało tam jakiegoś mocnego elementu, który rozbudziłby moje zainteresowanie. Tomasz Graczykowski napisał coś, co po krótkiej chwili nasunęło mi skojarzenie z Gamedec’iem. Już to stwierdzenie powinno podsunąć, w jakim kierunku idzie owa historia. Podstawowa różnica polega na formie ukazywania danych w sieci, które widzi bohater. Nie bez znaczenia jest również fakt, że akcja rozgrywa się jednak głównie w rzeczywistym świecie (o ile można tak nazwać fantastyczne, alternatywne realia). Kolejny wątek postapokaliptyczny zaserwował Krzysztof Abramowski. I chwała mu za to, bo jego opowiadanie jest bardzo interesujące. Jest kolejnym z typu tych, które odsłaniają ludzkie cechy takie jak chciwość, chyba że autora miał na myśli zwyczajną wolę przeżycia – ta koncepcja też pasuje. Tekst przypadł mi do gustu, tym bardziej że dzieje się na swojskim terenie, a dokładniej na Lubelszczyźnie. Tomasz Sobiesiek również wykazał się nad wyraz oryginalnym pomysłem i przedstawił nam całkiem nową profesję astralkerów – ludzi specjalizujących się w podróżach astralnych poza swoim ciałem. Jaka draka z tego wyniknie? No niebanalna – agenci, szpiedzy i komuniści. To by było na tyle, jeśli chodzi o debiutantów.

Jeśli chodzi o „starą gwardię”, czyli doświadczonych autorów fantastyki to przyznaję, że nie wszyscy dobrze wypadają w tym zestawieniu. Na pierwszy ogień trafia Marcin Podlewski, którego tekst, choć z przesłaniem, był tak nafaszerowany naukowymi i pseudonaukowymi teoriami i słownictwem, że dla mnie lektura była męką. Rozumiem intencje autora, ale w tym wypadku doszło do klasycznego przerostu formy nad treścią. Znacznie lepiej na tle całej antologii wypadła Agnieszka Hałas. Jej opowieść zaklasyfikowałbym w gatunku fantasy, ale takiego odbiegającego od tolkienowskiej czy martinowskiej klasyki. Główny bohater jest na tyle fascynujący, że muszę wręcz sprawdzić, czy w dorobku autorki są jakieś inne teksty z jego udziałem. Andrzej Pilipiuk zaprezentował się krótko i zwięźle. Choć trochę zastanawia mnie, jak jego opowiadanie wpisuje się w kontekst całego zbioru, to sama treść wyszła w starym, dobrym stylu – ironicznie i z przekąsem. Michał Gołkowski zmierzył się z SF osadzonym w dodatku w alternatywnej rzeczywistości, przynajmniej taki odniosłem wrażenie po lekturze. Wyszło całkiem zgrabnie, chociaż zabrakło mi objaśnienia kontekstu. Fakt, że opowiadania powinny skupić się na konkretnej opowieści, jednak byłem nieco zagubiony, czytając o jakimś Sojuszu, Związku, itp. Uniwersum jednak wydaje się smakowite. Marcin Przybyłek pokazał w krzywym zwierciadle mozolną drogę pisarzy do sławy w bliżej nieokreślonej przyszłości. Aż ciarki przechodzą po plecach, kiedy człowiek pomyśli, że taki „handlowy” scenariusz mógłby się spełnić. W odbiorze tekst był trochę ciężki i miał przytłaczające przesłanie, które w zasadzie i dziś można uznać za prawdziwe.

Ze strony technicznej nie mam wydaniu nic do zarzucenia. Jeśli są jakieś literówki, to nie rzuciły mi się w oczy. Jak na taką grubość książki to dobrze wypada również grzbiet, który nawet się nie zarysował przy lekturze. Wniosek z tego taki, że klejenie jest na poziomie. Trochę minimalistycznie prezentuje się okładka. Nie znaczy to jednak, że jest słaba. Zastanawiam się nad jej związkiem z treścią antologii i chyba najbliżej potworowi z ilustracji do jednego ze stworzeń w opowiadaniu „Tarantela dla głupców”. W sumie jedyny brak, jaki odczułem to jakaś, chociażby najkrótsza notka o autorach.

Nie przedłużając, antologia „Na nocnej zmianie” jest książką dobrą. Jak zazwyczaj w zbiorach opowiadań mamy tu teksty lepsze i takie, którym czegoś brakuje. Z decyzją jury konkursowego bym polemizował. Są jednak różne gusta. Antologia jest na szczęście na tyle różnorodna, że każdy znajdzie coś odpowiedniego. Jeśli o mnie chodzi, wszystkim debiutantom życzę powodzenia. W szczególności zaś czekam na pełnoprawne powieści osadzone w realiach wykreowanych przez Annę Szumacher, Dorotę Panecką, Adama Podlewskiego i Krzysztofa Abramowskiego. Autorom o ugruntowanej pozycji na rynku literatury fantastycznej ślę za to ostrzeżenie – świeże pomysły w końcu doszły do głosu.    

 

Tytuł: „Na nocnej zmianie" - Pióra Falkonu

  • Autor: różni
  • Okładka: miękka
  • Format: 125x195
  • Ilość stron: 584
  • Rok wydania: 11.2016
  • Wydawnictwo: Fabryka Słów
  • Cena: 39,90 zł

 

Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus