„Bezból” - recenzja
Dodane: 18-10-2016 06:31 ()
„Bezból” kończy w tym roku „okrągłą” rocznicę jedenastu lat. To właśnie w 2005 roku w magazynie „Tfur” pojawiła się historia „Total Faking Destrakszyn”. W kolejny latach powstały jeszcze dwie, tworząc swoistą „Bezbólową” trylogię. Wrzesień 2016 r. i Wydawnictwo ATY wysyła w świat pozytywną informację. Zbiorczy „Bezból” będzie do kupienia podczas MFKiG!
Nie ma sensu przytaczać genezy tego komiksu, bo najlepiej zrobi to sam autor, Filip Myszkowski, we wstępie do głównego kąska, jakim są trzy historie zebrane w tym świetnie wydanym zbiorze. Łukasz Mazur odpowiedzialny za skład i layout wraz z pozostałymi gośćmi z ekipy ATY wykonali naprawdę dobrą pracę. Oprawa tego zbioru jest godna podziwu i w pełni profesjonalna, poczynając od efektownej obwoluty ze skrzydełkami, poprzez dobry i gruby papier, wyborną jakość druku, a kończąc na szeregu dodatków, jak wspomniany wcześniej wstęp czy umieszczone na samym końcu szkice i inne rysunki autora. W moim egzemplarzu była też dodana karta z „Komiksowej serii karcianej”, żywcem przypominająca te z piłkarzami (czy w Stanach z bejsbolistami), które zbierało się za małolata. Już więc pierwszy rzut oka zachęca do jego zakupu i czytania. Jedyny minus należy się za kilka błędów ortograficznych, które wyłapałem podczas lektury. Jeśli więc chcecie mieć go w swojej kolekcji, to spieszcie się, bo nakład nie jest wielki, wynosi zaledwie 200 sztuk.
Ok, tyle miejsca poświęcone na jakość wydania, ale nikt nie kupuje komiksu dla samej okładki. Zacytuję zresztą samego autora:
„Bezból jest komiksem, w którym forma i rysunki nie są najważniejsze. Po pierwsze ważna jest tu idea, a rysunki mają jej służyć”.
Idea? W komiksie, gdzie jest tyle rozpierduchy, bluźnierstw czy obrazoburczych motywów? Okazuje się, że i pod taką oprawą można przemycić treści ważniejsze. Trzeba napisać jasno „Bezból” to komiks akcji, w którym bez trudu odnajdziemy inspiracje postaciami takimi jak „Lobo”, a klimat prac Simona Bisleya wręcz wylewa się z każdej strony. Tym samym nie jest to komiks dla wszystkich, gdyż jest nieco… popieprzony. Pomysły, które serwuje nam Myszkowski, przyprawiają momentami o zawroty głowy, a ktoś, kogo łatwo obrazić nie powinien do niego zaglądać. Dowód? Spójrzcie na tył okładki i wszystko stanie się jasne. Wszystkie trzy historie powstawały w ciągu kilkunastu lat, a mimo to zachowują ogromną spójność. Mimo tych specyficznych elementów, każdy uważny czytelnik dostrzeże głębię i poruszanie poważniejszych wątków, o których wspomina autor. Co prawda są one przykryte grubą warstwą specyfiki, ale ich odkrywanie może sprawić sporo przyjemności. Pomimo spójności, warto więc przyjrzeć się każdej z historii z osobna.
„Total faking destrakszyn” – pierwsza i w moim mniemaniu najlepsza część tej mini serii. Bezból w całej okazałości ze swoimi wszystkimi wadami i zaletami. Oto bowiem ojciec wielodzietnej rodziny traci nagle pracę. Jego nie do końca normalna rodzina nawet nie ma zamiaru go wspierać w tych ciężkich chwilach, co sprawia, że ten postanawia odebrać sobie życie. I gdy decyduje się na skok z dachu jego marny los ratuje tytułowy Bezból, kosmiczny byt, który przemierza galaktyki w poszukiwaniu wyzwań. Trafiając na Ziemię, przejmuje władanie nad naszym niedoszłym samobójcą. Ten, niejako odwdzięczając się mu, rozpoczyna totalną rozpierduchę miasta, zaczynając od wyrżnięcia w pień praktycznie całej swojej rodziny, co ma być jego zemstą za zrobienie z siebie ofiary chwilę wcześniej. Do walki z nim stają oddziały SWAT (akcja toczy się w Nowym Jorku), policji, wojska i wszystkiego innego co jest pod ręką. W mojej ocenie, nie wiem czy dobrze odczytuję zamiary autora, Myszkowski czerpie garściami nie tylko z Bisleya, ale też z „superhero” w ogóle. Sam Bezból przywodzi na myśl symbiota z przygód Spider-Mana. Odniesienie do popkultury to jednak zaledwie niewielka część tego, co zawarte jest w tej historii. Jeśli dobrze się w nią wczytać, to odkryjemy tu „strzały” w kierunku polityków i prowadzonych przez nich wojen, widzimy nawiązania do wydarzeń, które miały miejsce w historii, jak choćby atak 11 września (tutaj duża odwaga ze strony autora, że wrzucił na ten temat pewien żart), a także ukazanie w krzywym (?) zwierciadle mediów, mających pożywkę z wydarzeń tragicznych. A poza tym mamy tu od groma akcji, rozpierduchy i komizmu. Również graficznie dzieje się tu mnóstwo. „Cartoonowa” kreska Myszkowskiego pomimo szczegółowości i sporego nagromadzenia elementów na kadr jest czytelna i ogląda się ją z zaciekawieniem.
„Pejn and pleżer” z 2006 roku jest najkrótszą z całej trójki. Niejaka Żaneta, poszukując pracy, trafia do domu ginekologa, gdzie ma zająć się opieką nad trójką jego pociech. Lekarz okazuje się lubieżnym żartownisiem, ale szybko dowiadujemy się, że to najmniejsze zmartwienie naszej studentki. Ktoś tu bowiem zostanie poddany torturom, a Bezból po raz drugi już odegra znaczącą rolę. Komiks mimo tego, że nie jest za długi, ma równie dużo akcji co pierwsza odsłona. W tej historii nie jest już tak widoczne przemycanie „drugiego dna”, ale rozrywka jest bardzo przyjemna.
„Bobo Bezból” ostatnia i najnowsza zarazem odsłona serii, pochodząca z 2016 roku. Tematycznie mocno na czasie, gdyż w komiksie obserwujemy niedoszłą ofiarę aborcji na życzenie… Mocno wkurzone dziecko pokazuje, na co je stać, a Myszkowski musi znów sięgnąć po broń najcięższego kalibru, aby świat przetrwał. Czy to się uda, nie zdradzę. W mojej skromnej opinii jest to najsłabsza część trylogii. Mam wrażenie, że zabrakło autorowi nieco pomysłu, aby wyróżnić ją oryginalnością, tak jak było to w dwóch poprzednich odsłonach, przez co bez trudu dostrzeżemy motywy z pierwszego odcinka. Zresztą chyba też rysunki zajęły autorowi nieco mniej czasu, gdyż wydaje się, że są one jeszcze bardziej uproszczone w stosunku do poprzednich historii. Po raz kolejny autor daje się poznać jako twórca, który nie waha się wykorzystać autentycznych wydarzeń i tego, co obecnie dzieje się na świecie, czego owocem jest choćby niejaki Barak.
Podsumowując, „Bezból” jest komiksem bardzo specyficznym. Charakterystyczny, „spolszczony” sposób mówienia, dostrzegalny w dialogach, spora ilość czarnego humoru i ogromna liczba przekleństw nie będzie dla każdego do przetrawienia. Warto jednak pamiętać, że „Bezból” rzeczywiście oferuje coś więcej niż tylko bezmyślną sieczkę. To kawał bardzo przyjemnej rozrywki. Myszkowski potrafi zabawić się konwencją i zręcznie połączyć pozornie niepasujące do siebie elementy, tworząc historie, które nie nudzą. Momentami hardkorowe motywy da się więc znieść, jeśli za ich cenę mamy dostać dłuższą chwilę obcowania z tego typu komiksem akcji.
Tytuł: „Bezból”
- scenariusz: Filip Myszkowski
- rysunki: Filip Myszkowski
- okładka: Filip Myszkowski
- Liczba stron: 116
- Format: 16x23 cm
- Oprawa: miękka
- Papier: offset
- Druk: okładka (ze skrzydełkami) - kolor, środek - czarno-biały
- Data wydania: wrzesień 2016
- Wydawca: Wydawnictwo ATY
- Cena: 37 zł
Dziękujemy wydawnictwu ATY za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus