Andrzej W. Sawicki „Smocze koncerze” - recenzja

Autor: Damian Podoba Redaktor: Motyl

Dodane: 06-09-2016 10:49 ()


„Smocze koncerze” to kolejna fantastyczno-historyczna powieść Andrzeja W. Sawickiego. Tym razem autor funduje nam podróż do XVII-wiecznej Turcji, w której właśnie przebywa polskie poselstwo mające negocjować zmniejszenie haraczu płaconego sułtanowi oraz doprowadzić do uwolnienia jeńców. Sprawa jest o tyle skomplikowana, że w Stambule pojawia się nieznany obiekt, który wywołuje u ludzi znajdujących się w pobliżu stan przypominający opętanie. W mieście zaczynają się walki między wojskiem tureckim a „opętanymi”, a to wszystko dzieje się tuż przy miejscu, które wskazano na postój polskiego poselstwa.

Wielką siłą powieści Sawickiego jest znakomite zakorzenienie fabuły w historii. Przede wszystkim samo poselstwo jest wydarzeniem autentycznym, bo Polacy w rzeczywistości paktowali z Turcją w sprawie obniżenia haraczu i zwolnienia jeńców. Podobnie rzecz ma się z wieloma postaciami opisanymi na kartach książki. Na czele bohaterów zaczerpniętych z autentycznych wzorów jest Al-hakima Dorota Falak, lekarka ścigana przez inkwizycję, która po ucieczce z kraju zajęła się handlem niewolnikami. Poza tym prawdziwe są również postaci najważniejszych dostojników, w tym kanclerza Jana Gnińskiego. Ciekawie wykreowani Michał Piotrowski i Talaz Tayyar są postaciami zmyślonymi, chociaż w przypadku Polaka istniał ród Piotrowskich wywodzący się z arystokracji tatarskiej. Ślad tureckiego bohatera zaprowadził mnie do Olimpiady w Amsterdamie z 1928 r., gdzie niejaki Tayyar Yalaz występował w zapasach. Jitka jest z kolei bohaterką jakich w historii wiele – mniszka porwana przez najeźdźców. W opisywanych czasach nie było w tym nic nadzwyczajnego, może poza faktem, że nie została pohańbiona w niewoli.

Historycznie zgadzają się również szczegóły, takie jak określenia oficerów w polskiej i tureckiej armii czy krótkie wzmianki o wydarzeniach zupełnie pobocznych. Przykładem może być istnienie w Stambule bractwa bektaszytów, których poglądy czerpią z różnych religii i dość swobodnie podchodzą do różnych nakazów. Wspomniany jest też interesujący eksperyment z pierwszym lotem rakietowym, przeprowadzony podobno w 1663 r. przez Lagari Hasana Celebiego.

Postaci nieludzkie są mniej wyraźne. Dowiadujemy się, że pochodzą z różnych gatunków, ale jest to tylko marginalna wzmianka. Wyjątkiem jest pierwszoplanowy demiurg – dowódca najeźdźców, o którego rozterkach i kłopotach dowiadujemy się z każdym kolejnym rozdziałem do momentu aż… no tego nie mogę wyjawić, bo spaliłbym Wam całą powieść. W każdym razie jest ciekawie, chociaż odnoszę wrażenie, że został zmarnowany potencjał konfliktu między kopiami tej samej osobowości. Należy bowiem wyjaśnić, że najeźdźcy są scyfryzowani i zależni od Wielojaźni – tworu pozawymiarowego, złożonego z nieokreślonej liczby umysłów. Wszyscy „obcy”, którzy atakują Turcję są zapisami świadomości różnych istot, które w pasożytniczy sposób zagnieżdżają się w ludziach. A skoro są to zapisy cyfrowe, to możliwe jest ich powielanie.

Przechodząc do samego pomysłu na powieść, autor popisał się bardzo dużą wyobraźnią oraz umiejętnościami adaptowania historii i teorii naukowych. Dało to ciekawy efekt w postaci zderzenia cywilizacji o zupełnie różnych technologiach, a raczej cywilizacji niedysponującej technologią z istotami o możliwościach niedostępnych nawet w dzisiejszych czasach. Jaki może być wynik tego starcia? Nie jest to specjalnie trudne do odgadnięcia, chociaż autor zachowuje nieco nieprzewidywalności i serwuje finał może nie do końca zaskakujący, ale na pewno inny niż większość czytelników będzie się spodziewać.

Fabuła przedstawiona jest z różnych perspektyw. Niektóre fragmenty poznajemy z pierwszego planu, oczami uczłowieczonego demiurga, inne wydarzenia widzimy z perspektywy narratora trzecioosobowego, obserwatora niezależnego. Nie jestem zwolennikiem mieszania narracji w ten sposób, chociaż w tym wypadku jest to uzasadnione i daje znacznie lepszy efekt. Szczególnie fragmenty, których bohaterem jest demiurg są świetnie zaaranżowane, gdy świadomość obcej istoty styka się z ludzką i bohaterem miotają odmienne uczucia.

Wydaje mi się, że zmarnowany został potencjał husarii, która co prawda pokazała swoje możliwości, ale stało się to szybko i krótko. Chciałoby się większej bitwy, w której elitarna polska jazda zmiata w polu opętanych. Więcej akcji dzieje się w ciasnych przestrzeniach, nie dających takiego pola do popisu. Wysuwa to na pierwszy plan główne postaci, które mają przed sobą konkretne działania „na tyłach”. Zabieg logiczny, bo różnica technologiczna między wojskiem ludzi a najeźdźców to prawdziwa przepaść, jednak nie do końca liczyłem na taki rozwój spraw. Duża część książki skupia się na polityce. Świetnie obrazuje to rzeczywistość. Nawet w obliczu straszliwego zagrożenia, ci którzy powinni stanąć ramię w ramię posuwają się do szpiegowania, podkopywania autorytetów i podejrzliwości, zresztą nie jest to nie uzasadnione.

Książka na pewno nie jest dla ludzi o słabych nerwach, jest tutaj kilka fragmentów naprawdę drastycznych i to w pojęciu wykraczającym poza morderstwa czy gwałty. Obcy są znacznie bardziej okrutni, niż jakikolwiek przeciwnik, z którym ścierali się zarówno Polacy, jak i Turcy. Sprawia to, że powieść momentami jest bardzo ciężka w odbiorze. Sceny walk również są ostre i krwawe, chociaż mam odczucie, że autor wolał snuć intrygę niż pisać pełne akcji fragmenty. Jest obecnych kilka elementów dość przewidywalnych, np. wątek romansu. Zdziwiłbym się gdyby do niego nie doszło. W czasie lektury, w głowie miałem tylko pytanie – kiedy? Racja była po mojej stronie.

Innym elementem, do którego mogę się przyczepić jest postać Doroty, która historycznie urodzona ok. 1630 r. w czasie trwania fabuły ma blisko 47 lat, a mimo to zachowuje się jakby nie odczuwała tego wieku. Przypominam, mamy XVII w., kiedy długość ludzkiego życia była o wiele krótsza niż obecnie. Nawet medyczne umiejętności bohaterki nie tłumaczą jej krzepkości. To jednak szczegół, który na jakość lektury nie ma większego wpływu.

Wydanie książki jest zadowalające. Szczególnie grafika na okładce wygląda powalająco. Skład i druk nie pozostawiają wiele do życzenia. Jedyny kłopot to pierwsze strony przy okładkach, zarówno przedniej jak i tylnej, które są przyklejone w taki sposób, że odchodzą od pozostałych kartek i powodują powstanie nieestetycznej przerwy. Przy dłuższym użytkowaniu niesie to ze sobą ryzyko przerwania okładki na zagięciu grzbietu. Przy innej książce Rebisu myślałem, że to jednorazowa wpadka, teraz postrzegam to już jako powtarzający się błąd.

„Smocze koncerze” to bardzo dobra książka. Nie wiem czy swobodnie można jej przypisać miano powieści historycznej, bo zakres zmian jakie poczynił autor w budowie tego świata jest bardzo duży. Mamy tutaj raczej do czynienia z naprawdę dobrą alternatywą. Fabuła jest oryginalna i ciekawa, a historyczne realia zostały przedstawione poprawnie. Zwieńczenie powieści zamyka opowieść. Pozostawia jednak otwarty świat, który doznał wielkich zmian. Materiał na kontynuację nie jest oczywisty, ale potencjał zostaje.

 

Tytuł: "Smocze koncerze"

  • Autor: Andrzej W. Sawicki
  • Wydawnictwo: Rebis
  • Miejsce wydania: Poznań
  • Wydanie polskie: 05.2016
  • Seria wydawnicza: Horyzonty zdarzeń
  • Format: 132x202 mm
  • Stron: 432
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Wydanie: I
  • cena: 35,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Rebis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus