O pasji, komiksach i erotyce - wywiad z Planetą Komiksów!
Dodane: 02-07-2016 10:04 ()
Rozmiłowanie i pasja do komiksowego medium dały początek nowej planecie... „Planecie Komiksów”! Karolu, czy właśnie w osobistym zainteresowaniu można upatrywać początek działalności oficyny? Ponadto prowadzisz również sklep komiksowy.
Karol: Z czegoś trzeba żyć – otworzyłem sklep. Nadal nie było kasy – trzeba było pójść za ciosem i zacząć wydawać... branżunia! A tak na serio, pasja miała ogromne znaczenie, czytam komiksy od dziecka. Dwa lata bawiłem się w liczenie pieniędzy, sprawdzanie rynku... i wyszło, że na styk, ale można z tego wyżyć. Co najważniejsze - nie ma szefa nad głową! Za to mam konkretną pomoc merytoryczną od innych wydawców, którzy też są po prostu fanami komiksów. Chcesz wiedzieć, która drukarnia drukuje dobrze? Podpowiedzą. To jest nieczęste, że konkurujemy tytułami, ale praktycznie nie ma zgniłej atmosfery. A ponieważ kochamy z Marią brudne, poryte i hardcorowe treści oraz cycki wydajemy to, co wydajemy.
Erotyka („Black Kiss”), pulp i kryminał („Cień”), nieoczywiste spojrzenie na II WŚ („Opowieści frontowe”) – oferta „Planety Komiksów” odznacza się dojrzałymi, a przy tym bezkompromisowymi historiami. Tak chyba należy rozumieć Waszą specjalność?
Karol: Nie interesują nas historie czarno-białe, dobro kontra zło. Chodzi nam o wydawanie historii, które taplają się we wszystkich odcieniach szarości, z postaciami niedoskonałymi, ale przez to bardziej ludzkimi. No i o cycki.
Maria: W Polsce brakuje ludzi, którzy mają na tyle jaj, żeby pojechać po tzw. „bandzie”. Dotyczy to zarówno komików, muzyków, reżyserów, dziennikarzy, jak i wydawców. Upatrzyliśmy sobie niszę, w której odnajdą się wielbiciele czarnego humoru, cynicy, erotomani, okultyści, fani teorii spiskowych, itd... (śmiech) spragnieni czegoś więcej niż fanzin wydawany w nakładzie 5 egzemplarzy, po jednym dla każdego świra w ogólniaku. Tak myśleliśmy na początku. Teraz, kiedy pomysły dojrzewają w zetknięciu z rzeczywistością, nazwałabym to raczej tak, jak powiedział Karol: historie bezkompromisowe, o ludziach z krwi i kości (i tuszu), prowokujące do samodzielnego myślenia - jakkolwiek niesmaczne byłoby ono dla sąsiada.
Mario, efekt Twojej pracy nad tłumaczeniem „Black Kiss” to odtworzenie gęstej, niepokojącej atmosfery kryminalnej, zaakcentowanie poszczególnych, złożonych przecież osobowości, otworzenie bram do mrocznego świata wyobrażeń Chaykina. Jak wyglądała praca nad przekładem? Kontekst dla historii jest chyba tutaj niezmiernie ważny?
Plan był inny. Początkowo nie mogłam wyobrazić się w roli tłumacza, ale zbieg kilku zakręconych sytuacji sprawił, że przekład musiał być gotowy w kilka dni, a odważnych brakowało. Ponieważ uwielbiam ten komiks i jestem psychofanką Howarda Chaykina, czułam, że mogę zdać egzamin. Kontekst, czyli groteskowy i diabelski świat Los Angeles końca lat 80. mogłam znać tylko z tekstów zimno-falowych piosenek i filmów czytanych przez Lucjana Szołajskiego... Najbardziej pomogła mi znajomość muzyki, którą Chaykin osnuł bohaterów. Mam w swojej pieczarze sporo winyli z czarną muzyką lat 40. i 50. Gdyby nie znajomość slangu, który na nich pobrzmiewa, nie zrozumiałabym z oryginalnego tekstu „Black Kissa” nawet połowy. Kilka określeń ze środowiska naturalnego heroinistów podpowiedzieli mi znajomi rockersi, którzy dorastali w Stanach. Za to pech w doborze partnerów życiowych pozwolił mi oddać pewne niuanse, których grzeczne dziewczynki nie nazywają po imieniu.
Wśród tytułów z Waszej oferty znajdują się jak na razie dwa komiksy Gartha Ennisa, autora kultowego „Kaznodziei”. Jest zatem „Cień”, a będą „The Boys”. To bardzo nietypowe i interesujące spojrzenie na historie o superbohaterach. Czego możemy się jeszcze spodziewać?
Karol: Myślimy nad wydaniem kolejnego komiksu z Cieniem w roli głównej, rynek bardzo fajnie przyjął tę pozycję. Szperamy też za czymś ze starszych tytułów mistrza brutalnej szydery, chociaż „The Boys” to długa seria, więc czytelnicy mogą mieć przesyt specyficznym humorem tego autora... Poza tym wielki sukces „Black Kiss” sprawił, że chcemy wydać tom 2, który jest z kolei prostszy fabularnie, za to jeszcze mocniejszy, bardziej erotyczny, miejscami pornograficzny.
Przyznam, że jeszcze jedna z Waszych zapowiedzi szczególnie przypadła mi do gustu, pobudzając apetyt... Mowa o „Hot Charlotte”, opowieści erotycznej utrzymanej chyba w dosyć frywolnym charakterze?
Karol: Z założenia chcieliśmy się skupić na komiksach amerykańskich, ale jeden rzut oka na krągłości i miękkości Szarlotki i byłem kupiony. To jest prze-cudo graficzne, a do tego fabuła, ku naszemu zaskoczeniu, nawet coś wnosi!
Maria: Chcemy wydawać więcej erotyki. Niestety, nie łatwo znaleźć coś, co ma ręce, nogi, coś między nogami i jeszcze coś dobrego dla głowy. Przekopujemy się przez tony ero-chłamu (bez narzekania – jesteśmy pewni, że inni miewają w pracy znacznie bardziej przykre obowiązki). W Szarlotce zakochaliśmy się obydwoje... ale już szukamy następnej!
Jak z Waszej perspektywy wygląda polski rynek komiksowy? Jesteście obecni w podwójnej roli – dystrybutorów i wydawców. A właściwie potrójnej – przecież pozostajecie fanami. Czy faktycznie można mówić obecnie o złotym okresie dla tej formy sztuki w naszym kraju?
Karol: Złoty okres dopiero nadejdzie, to co mamy teraz nazwałbym Srebrną Erą. Faktycznie, ilość komiksów wydawanych teraz jest kilka razy większa niż 5 lat temu, ale wciąż pozostajemy w europejskim ogonie pod względem wielkości nakładów. Chciałem zwrócić tu uwagę na pewien paradoks. Duża różnorodność tytułów działa trochę na niekorzyść klientów. Ponieważ spada tempo sprzedaży poszczególnych tytułów (klienci rezygnują z części pozycji, bo nie mają tyle pieniędzy), wydawcy muszą zmniejszać nakłady. Mniejsze nakłady oznaczają wyższe ceny pojedynczej sztuki. Przesyt rynku już nastąpił i za chwilę ceny będą jeszcze wyższe.
Pomimo że rozpatrywana jako szlachetne połączenie literatury i malarstwa, wydaje się, że sztuka komiksu – w dalszym ciągu potrzebuje u nas wzmożonej promocji. Czy zastanawiacie się czasem, jak dodatkowo przekonać nowych odbiorców?
Karol: Trzeba ich sobie wychować. Coś, za co bardzo szanuję Pana Kołodziejczaka z Egmontu, to konsekwentna polityka wychowywania klienta od maleńkiego. Większość czytelników komiksów łapie bakcyla w wieku szczenięcym, więc wtedy trzeba do nich trafiać. Kiedy już będą mieli te 30 lat, przyzwoitą pensję, będą kupować komiksy szeroko. I to właśnie, IMO, robi Egmont z „Marvel Now” czy polskimi komiksami dla dzieciaków. Sieją, żeby za parę lat zbierać. I właśnie dlatego też wchodzimy w komiksy dla dzieciaków.
Maria: Właśnie, komiksy dla dzieciaków, a właściwie dla tych niezwykłych istot znajdujących się w nieszczęśliwym położeniu pomiędzy byciem dzieciakiem a samodzielnym bytem. Obecnie na rynku mamy albo komiksy dla maluchów, albo dla dorosłych. Kiedy przychodzi do mnie myślący 11, 12-latek mający chęć na jakiś niegłupi komiks dla siebie, właściwie nie mam mu nic do polecenia (może poza „Mysią Strażą” – ale niektórzy przedstawiciele późnej podstawówki uważają, że na Myszy są już za duzi... gdyby tylko wiedzieli!). Tak więc niebawem mega wywrotowy komiks o znanych postaciach historycznych, które w różnych stopniach rozkładu powstają z grobów, żeby opowiadać o swoich wyczynach. Potem, jeśli wszystko dobrze pójdzie 7-tomowa, magiczna, bardzo rozwojowa i piękna historia, która wymyka się wszelkim porównaniom. Nie mogę się doczekać!
Czekamy zatem na oficjalne zapowiedzi. A co powiedziałabyś na temat promowania medium?
Moim zdaniem trzeba byłoby komiks na powrót upowszechnić. Niższą ceną, lżejszym wydaniem, pożegnaniem z kredą i twardą oprawą. Komiks nie powinien być towarem luksusowym. Nie do końca zgadzam się, że historie graficzne są szlachetnym mariażem malarstwa i literatury. U źródeł jest kompletnie nieszlachetny. Myślę, że komiks powinien kojarzyć się przede wszystkim ze świetną rozrywką, uruchamiać taśmę montażową wyobraźni, szybko wchodzić i zostawać w głowie na długo. Są to jednak z mojej strony dywagacje czysto teoretyczne. Wszelkie próby powrotu do wydań zeszytowych kończą się kiepsko, a klienci wyraźnie domagają się wszystkiego deluxe, posypanego złotem i z pieczęcią jakości. Raczej nie będziemy nadstawiać karku. Mam nadzieję, że z czasem na rynku zrobi się miejsce na jedno i drugie. Będziemy atakować z półki górnej i dolnej. Wiwat mezalianse komiksowe i wolna miłość!
comments powered by Disqus