„Grimm City. Wilk” - recenzja

Autor: Mariusz „Orzeł” Wojteczek Redaktor: Motyl

Dodane: 03-05-2016 16:48 ()


„Grimm City. Wilk” to bardzo klasyczna opowieść noir. Do bólu tendencyjna historia, oparta na typowym dla gatunku zestawie bohaterów. Miasto mroczne, brudne, zarówno w dosłownym, jak i niedosłownym tego słowa znaczeniu. Mało który policjant jest uczciwy. Ten, który jest, to starzejący się, choć jeszcze nie do końca stetryczały, zgorzkniały do szpiku kości komisarz, którego nie cieszą w życiu nawet własne żarty.

Musi być też nieudacznik, bo nieudacznicy mają znaczący dla kryminału noir talent - pakują się w kłopoty, zwykle zjawiając się w złym miejscu i o niewłaściwym czasie. A nasza oferma w powieści  - dziwnym trafem -  nie ginie na początku, ale dotrwa - może nieco poobijana - do samego końca. I musi być piękna kobieta, bo w kimże kochać się mają nasi bohaterowie? Do kogo wzdychać? Aha, jedna z kobiet - cudów, musi okazać się przesiąknięta złem, aż do szpiku kości. Musi być femme fatale. Bo takie są zasady noir, po prostu.

Jakub Ćwiek wziął wszystko, co dla gatunku noir charakterystyczne, wszystko, co typowe i wrzucił do jednego worka. Ale nie byłby też sobą, gdyby nie dołożył kilku nowych składników, które całą opowieść wywrócą do góry nogami. Dlatego też Grimm City powstało na ciele Olbrzyma. W głębi, pod miastem, bije jeszcze jego czarne, węglowe serce, pompując czarną, jak smoła krew, która napędza zasnutą smogiem metropolię, zasiedlone przez postaci rodem ze znanych wszystkim bajek. Jednak mało kto okazuje się takim, jakiego go z babcinych opowiastek pamiętacie...

„Grimm City. Wilk” - będące zapowiedzią nowego po „Kłamcy” czy „Chłopcach” cyklu Kuby Ćwieka - to opowieść bardzo luźno oparta na konwencji bajek braci Grimm (tak, słusznie kojarzył się wam tytuł). Jednak z całą pewnością książce daleko jest do baśni. Wątki baśniowe to charakterystyczne dla prozy Ćwieka igranie z wyobraźnią czytelnika, z jego znajomością popkultury - tym razem akurat w odmianie mocno folklorystycznej. Bowiem w folklorze mają swe korzenie baśnie, z których autor czerpie garściami.

Grimm City to opowieść zbudowana na bazie kina gangsterskiego, opowiadającego o latach 30-tych i serwującego nieco romantyczny, aczkolwiek nieodmienne krwawy i brutalny obraz tamtego okresu. Zorganizowana przestępczość zrzeszała ludzi w garniturach, a interesy ubijało się niejednokrotnie w lokalach wypełnionych swingiem i oparami nielegalnego alkoholu. Ćwiek zgrabnie wykorzystuje tę konwencję, by przeinaczyć ją nieco i przysposobić do swoich potrzeb, dla powieści niezwykłej, magicznej, pełnej odnośników, a jednocześnie bardzo - w swym trzonie fabularnym - klasycznej.

Fakt, sama intryga może i nie jest nad wyraz oryginalna, ot zwykła opowiastka o zbrodni i śledztwie, jednak w noir to nie zagadka ma największe znaczenie. I nigdy nie miała. Liczył się klimat, liczyło tło, odmalowane za pomocą dwóch, trzech kolorów. I zawsze były to odcienie szarości. Ćwiekowi ciężko odmówić znajomości popkultury i doskonałej orientacji w utartych schematach. A to, że nie byłby sobą, gdyby nie wywrócił ich do góry nogami, to już całkiem inna historia.

W najnowszej powieści trzyma się mocno gatunkowych zasad, serwując nam pozornie sztampową, tendencyjną historię. Jednak taki niewątpliwie był zamiar, bo sama opowieść ma nas przygotować do kolejnych wizyt w Grimm City. Ma nam otworzyć oczy na miasto, jakiego jeszcze polska proza nie widziała. Miasto nad wyraz mroczne, ponure i złe w samej swej istocie, a zarazem niosące z sobą echo praktycznie każdej znanej nam baśni. Sztafaż klasycznego kryminału noir posłużył autorowi do zabawy popkulturowymi odniesieniami do historii znanych chyba każdemu, a największą przyjemnością z lektury jest właśnie odkrywanie ich, co stronę, co kilka zdań.

Ćwiek przywołuje w posłowiu serię „Baśnie” Billa Willinghama, jednak w moim odczuciu bliżej Grimm City do cyklu „Nightside” Simona R. Greena. Choć miasto u Ćwieka jest pozbawione magii, a powieści z cyklu Nightside z gruntu się na niej opierają, to jednak bliska jest obu miejscom duszna, mroczna atmosfera miasta korupcji, grzechu i zwątpienia. Owszem, ta powieść może i jest na wskroś szablonowa, a jej bohaterowie z gruntu przewidywalni. Jednak wprowadza nas w świat, gdzie wszystko jest opowieścią. Ja chciałbym poznać kolejne.

Cieszy mnie „Grimm City” jeszcze z jednego względu - wraca ten dawny Ćwiek, stylistycznie. Ten z czasów „Krzyża Południa” czy „Ofensywy szulerów”, a którego mi jednak trochę brakowało w bezkompromisowych „Chłopcach”. „Grimm City. Wilk” ma tę charakterystyczną dla wspomnianych książek Ćwieka poetykę narracji, którą według mnie „Chłopcy” (jakich, notabene, i tak uwielbiam) gdzieś zatracili, zwłaszcza w końcowych tomach.

„Grimm City” to być może zapowiedź powrotu popularności kryminału noir w naszym kraju (zwłaszcza po niedawnej antologii neo-noir „Hardboiled”), a na pewno ciekawa seria dla fanów dobrej, pełnokrwistej opowieści. Polecam!

Tytuł: „Grimm City. Wilk” 

  • Autor:  Jakub Ćwiek
  • Wydawnictwo: SQN
  • Liczba stron: 384
  • Oprawa: miękka
  • Format: 135x210 mm
  • Data wydania: 27 kwietnia 2016
  • ISBN: 978-83-7924-601-4
  • Cena: 36,90 zł

 


comments powered by Disqus