"Żywe trupy" tom 19: "Marsz ku wojnie" - recenzja

Autor: Jakub Syty Redaktor: Motyl

Dodane: 08-03-2014 08:45 ()


Ezekiel, człowiek, który został królem (sic!), to kolejna wyrazista postać pojawiająca się na planszach komiksu ze szwendającymi się w tle zombie; kolejna mająca sporo do powiedzenia. „Ludzie chcą za kimś podążać. Czują się przez to bezpieczniejsi, bardziej użyteczni, mniej groźni, bardziej produktywni.”. Trudno nie przyznać mu racji. Lecz w zasadzie jego słowa są bardzo oczywiste. To kolejny truizm. Moglibyśmy go sobie darować. W każdych okolicznościach wyłaniają się liderzy. Tyle tylko, że jedni pragną pokoju, inni wojny...

Zwyczajowo po zawarciu sojuszy przychodzi czas na wspólne obmyślanie strategii działania i czynienie przygotowań do zrealizowania wspólnych celów. Kiedy Paul Monroe, znany jako Jesus, zaprowadził Ricka do Królestwa, co zaowocowało uściśnięciem dłoni z Ezekielem, wydawało się, że teraz pozostaje tylko wykorzystać dostępne środki, by spróbować dopaść Negana. A jednak umowa, jaką ma ze Zbawcami Gregory, krępuje trochę sojusznikom ręce. Wszystko trzeba robić po kryjomu, ponieważ istnieje ryzyko, że ich zamiary mogą zostać odkryte, a konsekwencje mogą być tragiczne w skutkach. Przewodzący społeczności na Wzgórzu jest z natury tchórzliwy, a tchórzliwi ludzie bywają bardzo niebezpieczni. A zatem podstawowym pytaniem pozostaje, czy uda się w ogóle odpowiednio przyszykować do konfrontacji, której zamiarem jest zakończenie terroru, jaki sieje wokół nieobliczalny bandzior. Tak czy siak, jest to konfrontacja nieunikniona.

Chociaż w zarysowywanym coraz grubszymi kreskami konflikcie opowiadam się jako czytelnik po stronie Ricka, kibicuję mu z całego serca i martwię się o bliskich mu ludzi, z którymi związał go los, nie mogę wyjść z podziwu dla Negana. Owszem, to niezrównoważony człowiek. Dowodem tego jest chociażby jego stosunek do Lucille, kija bejsbolowego, owiniętego starannie drutem kolczastym, z którym się nie rozstaje, a który służy mu do zadawania innym bólu. Lecz mimo wszystko Negan jest niesamowicie inteligentnym przeciwnikiem. Na swój sposób może też imponować jako strateg, ponieważ zdaje się przewidywać każdy ruch przeciwnika, a sam jest nieprzewidywalny. W dosłownym tych słów znaczeniu, cwana bestia z niego. I jakże trafny wydaje mi się być w tym miejscu cytat z rosyjskiego pisarza Maksimia Gorkiego: „Jeśli wróg jest w zasięgu strzału, ty również.”

Po lekturze dziewiętnastego tomu „Żywych trupów” w głowie odbijają mi się echem słowa zaklinającej rzeczywistość Andrei, która ma na swoim koncie najwięcej zabitych ze wszystkich bohaterów serii. „Taka jest zasada. My nie zginiemy...” Andrea ma na myśli siebie oraz Ricka. Zastanawiam się, czy faktycznie w komiksie Kirkmana i Adlarda jest ktoś nietykalny i dochodzę do wniosku, że nawet jeśli będę próbował coś przewidzieć, opierając się na dostępnych mi przesłankach, to i tak koniec końców prawdopodobnie zostanę zaskoczony przez scenarzystę lubiącego igrać z losami bohaterów. Cóż, przecież to między innymi dlatego tak bardzo lubię czytać tę serię. Ale teraz, gdy wielkimi krokami nadchodzi poważny konflikt zbrojny, jednym słowem wojna, aż boję się myśleć, jakie mogą być jego skutki.

 

Tytuł: "Żywe trupy" tom 19: "Marsz ku wojnie"

  • Scenariusz: Robert Kirkman
  • Rysunek: Charlie Adlard
  • Okładka: Tony Moore
  • Wydawnictwo: Taurus Media
  • Data publikacji: 24.02.2014
  • Liczba stron: 144
  • Format: 170x260 mm
  • Oprawa: miękka
  • Papier: kredowy
  • Druk: czarno-biały
  • Cena: 43 zł

Dziękujemy wydawnictwu Taurus Media za udostępnienie komiksu do recenzji.

 


comments powered by Disqus